Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Aktorzy Polscy
Filmowcy Polscy
19 lutego 2013 roku zmarł Jan Włodarczyk, jeden z najbardziej znanych kierowników produkcji. Wraz z nim odchodzi pamięć polskiego kina: jego historii, ludzi, filmów, aktów prawnych, systemów organizacyjnych i urzędników. A także tysiąca anegdot, które miał zapisane w głowie lepiej niż na twardym dysku.
„Niezwykle ważną osobą w 'Oku' jest Jan Włodarczyk, szef produkcji. Towarzyszy każdemu przedsięwzięciu od samego początku i jest niezwykle aktywny na każdym etapie. Dyskretnie załatwia wszystkie sprawy produkcyjne, jest obecny podczas debat nad scenariuszem, kompletowaniem ekipy i ustalaniem obsady. Od wielu lat w 'Oku' nie jest obsadzone stanowisko kierownika literackiego, a mimo to ten 'pion' dobrze funkcjonuje. Tadeusz [Chmielewski] ma w osobie Janka świetnego partnera do oceny materiału literackiego" - mówił w wywiadzie do książki "Oko szeroko otwarte" reżyser Andrzej Barański. „Doskonały fachowiec z wieloletnim doświadczeniem, mistrz dobrej organizacji o wielkiej kulturze negocjacji" – dopowiadał szef Studia, Tadeusz Chmielewski.
Jan Włodarczyk (1934-2013). Fot. Ada Kędzierska/SF Oko
Ze Studiami, a wcześniej - z Zespołami Filmowymi, Jan Włodarczyk związany był od ich początków, trafił do "Kadru" już w 1957 roku jako świeżo upieczony absolwent PWSTiF w Łodzi. Należał do pokolenia dotkniętego doświadczeniem wojny, ale przez to zahartowanego i niepodatnego na zawirowania losu.
Urodził się w 1934 roku w małym miasteczku Horodyszcze, w województwie nowogródzkim. Po dramatycznych przeżyciach wojennych rodzina Włodarczyków osiadła w Krakowie, gdzie Jan chodził najpierw do szkoły podstawowej, a potem do słynnego Liceum Bartłomieja Nowodworskiego, gdzie w 1953 roku zdał maturę.
Po studiach na Wydziale Organizacyjno-Ekonomicznym w łódzkiej szkole filmowej dostał etat w Zespołach. Pracował przede wszystkim przy filmach realizowanych w Wytwórni Filmów Fabularnych we Wrocławiu, z którym czuł się silnie związany. Najpierw był asystentem kierownika produkcji w „Kadrze", terminował przy „Popiele i diamencie" Andrzeja Wajdy. „Była to epoka szybkich awansów - wspominał po latach w rozmowie, której fragmenty ukazały się w książce "Filmowcy. Polskie kino według jego twórców", wydanej przez SFP. - W wieku 29 lat zostałem kierownikiem produkcji, co na owe czasy było mistrzostwem świata". Kierował produkcją takich filmów, jak „Salto", „Przerwany lot", „Zaraza", „Kardiogram", „Anatomia miłości", „Sekret". A także jednego z najbardziej „pechowych" filmów w historii, „Na srebrnym globie" Andrzeja Żuławskiego W 1977 roku niesławny wiceminister kultury Janusz Wilhelmi nakazał przerwać zdjęcia do filmu, który – ukończony w porę – miał szansę stać się kamieniem milowym w rozwoju science fiction. Niestety, reżyser mógł dokończyć swoje dzieło dopiero 11 lat później.
Włodarczyk przetrwał cios, jakim było zawieszenie produkcji, w 1978 roku został szefem produkcji ZF Silesia, a w 1984 roku – ZF Oko.
„Zespół Filmowy Oko uznaje się za spadkobiercę Silesii, ale de facto związku pomiędzy dwoma zespołami nie było - wyjaśniał na łamach książki "Oko szeroko otwarte". -Zespoły działały na zasadzie kadencji, władze zdecydowały – oczywiście z powodów politycznych, chodziło o Ernesta Brylla – o nieprzedłużeniu kolejnej kadencji Silesii. W tym samym czasie powołano Tadeusza Chmielewskiego na szefa nowego Zespołu. Mieścił się on w dwóch pokoikach po dawnej Silesii. Tadeusz powołał mnie na szefa produkcji, Ernesta Brylla na kierownika literackiego. Z Silesii do Oka przeszła grupa reżyserów, ale nie byli jedyni; obok nich 'przejęliśmy' kilku reżyserów z rozwiązanego Zespołu X”.
Wtedy właśnie rozpoczęła się trwająca ponad blisko 30 lat współpraca i przyjaźń z Tadeuszem Chmielewskim: „Porozumieliśmy się natychmiast – wspominał Chmielewski. - Obaj chcieliśmy Zespołu, a potem Studia, gdzie będziemy realizować to, co rodzi się w głowach poszczególnych twórców, a nie wbijać im w głowy, że są artystami i muszą robić wielką sztukę. Postanowiliśmy, że przyjmujemy każdego, kto ma coś interesującego do pokazania. Nawet jeśli przychodzi z zewnątrz. Ja na rok rezygnuję z kręcenia własnych filmów i zajmuję się szukaniem scenariuszy. Pracuję z reżyserem na każde jego wezwanie. Jasio zabiera się do szukania nowych środków na produkcje w nieco inny sposób i w zakresie znacznie szerszym niż robiono to dotychczas".
Jan Włodarczyk i Tadeusz Chmielewski dzielą tort z okazji jubileuszu Studia Filmowego Oko. Fot. Ada Kędzierska/SF Oko
Zarządzane przez Chmielewskiego i Włodarczyka Studio rzeczywiście w tych wyjątkowo szarych czasach, ale i później, konsekwentnie dostarczało publiczności kino gatunkowe, wówczas mało popularne wśród filmowców. Do dzisiaj rekordy popularności biją "Och, Karol", "Kogel-mogel" i "Galimatias" Romana Załuskiego czy białostocka trylogia Jacka Bromskiego "U Pana Boga za piecem", „U Pana Boga w ogródku", „U Pana Boga za miedzą". Zgodnie z założeniem w Oku powstawały jednak filmy bardzo różne, także autorskie, jak "Stan strachu" Janusza Kijowskiego, "Sezon na bażanty" Wiesława Saniewskiego czy utwory Andrzeja Barańskiego, jak "Kobieta z prowincji" czy "Kramarz".. Do największych artystycznych sukcesów Studia należały nagrody dla filmów „Wrony" Doroty Kędzierzawskiej i „To ja, złodziej" Jacka Bromskiego. Przez 28 lat pracy w Oku Włodarczyk wyprodukował (jako producent lub koproducent) blisko 40 filmów pełnometrażowych, ponad 20 telewizyjnych, 11 seriali telewizyjnych i kilka etiud szkolnych.
W biografii Jana Włodarczyka odbijają się trudne, dramatyczne dzieje polskiej kinematografii. Nie potrafił być z boku. Przełom 1989 roku był dla niego - i innych szefów Zespołów - szkołą przetrwania; właśnie wtedy zdecentralizowane Zespoły zmieniły się w autonomiczne Studia, podległe resortowi kultury. Przez wiele lat, wraz z innymi filmowcami, walczył o nowe prawo filmowe, także w 2005 roku, kiedy ważyły się losy Ustawy o kinematografii.
W 2010 roku decyzją ministra kultury Studio Filmowe Oko przestało istnieć jako samodzielna instytucja, zostało połączone ze Studiem Kadr. Zdążyło jeszcze "dołożyć się" do „Galerianek", „Piątej pory roku" i „Róży". Gdy ten ostatni film wchodził do kin, koproducent, którego plansza widnieje na początku filmu, już nie istniał. Włodarczyk przeszedł na zasłużoną emeryturę. Zmarł zaledwie dwa lata później, w wieku 78 lat, po ciężkiej chorobie.
Przez wiele lat praktycznie nie zmieniał się fizycznie. Nazywany przez dawnych kolegów "Jasiem Szczoteczką", zachował energię i młodzieńczość ruchów. I tę niezwykłą pamięć, która powodowała, że udawali się do niego ci, którzy próbowali odtworzyć historię polskiej kinematografii. Ale choć zapisy tej pamięci znajdują się w wielu książkach i artykułach, nie sposób oprzeć się refleksji, że wraz z Janem Włodarczykiem odchodzi w przeszłość świat, którego nie będzie miał już kto odtworzyć.
„Niezwykle ważną osobą w 'Oku' jest Jan Włodarczyk, szef produkcji. Towarzyszy każdemu przedsięwzięciu od samego początku i jest niezwykle aktywny na każdym etapie. Dyskretnie załatwia wszystkie sprawy produkcyjne, jest obecny podczas debat nad scenariuszem, kompletowaniem ekipy i ustalaniem obsady. Od wielu lat w 'Oku' nie jest obsadzone stanowisko kierownika literackiego, a mimo to ten 'pion' dobrze funkcjonuje. Tadeusz [Chmielewski] ma w osobie Janka świetnego partnera do oceny materiału literackiego" - mówił w wywiadzie do książki "Oko szeroko otwarte" reżyser Andrzej Barański. „Doskonały fachowiec z wieloletnim doświadczeniem, mistrz dobrej organizacji o wielkiej kulturze negocjacji" – dopowiadał szef Studia, Tadeusz Chmielewski.
Jan Włodarczyk (1934-2013). Fot. Ada Kędzierska/SF Oko
Ze Studiami, a wcześniej - z Zespołami Filmowymi, Jan Włodarczyk związany był od ich początków, trafił do "Kadru" już w 1957 roku jako świeżo upieczony absolwent PWSTiF w Łodzi. Należał do pokolenia dotkniętego doświadczeniem wojny, ale przez to zahartowanego i niepodatnego na zawirowania losu.
Urodził się w 1934 roku w małym miasteczku Horodyszcze, w województwie nowogródzkim. Po dramatycznych przeżyciach wojennych rodzina Włodarczyków osiadła w Krakowie, gdzie Jan chodził najpierw do szkoły podstawowej, a potem do słynnego Liceum Bartłomieja Nowodworskiego, gdzie w 1953 roku zdał maturę.
Po studiach na Wydziale Organizacyjno-Ekonomicznym w łódzkiej szkole filmowej dostał etat w Zespołach. Pracował przede wszystkim przy filmach realizowanych w Wytwórni Filmów Fabularnych we Wrocławiu, z którym czuł się silnie związany. Najpierw był asystentem kierownika produkcji w „Kadrze", terminował przy „Popiele i diamencie" Andrzeja Wajdy. „Była to epoka szybkich awansów - wspominał po latach w rozmowie, której fragmenty ukazały się w książce "Filmowcy. Polskie kino według jego twórców", wydanej przez SFP. - W wieku 29 lat zostałem kierownikiem produkcji, co na owe czasy było mistrzostwem świata". Kierował produkcją takich filmów, jak „Salto", „Przerwany lot", „Zaraza", „Kardiogram", „Anatomia miłości", „Sekret". A także jednego z najbardziej „pechowych" filmów w historii, „Na srebrnym globie" Andrzeja Żuławskiego W 1977 roku niesławny wiceminister kultury Janusz Wilhelmi nakazał przerwać zdjęcia do filmu, który – ukończony w porę – miał szansę stać się kamieniem milowym w rozwoju science fiction. Niestety, reżyser mógł dokończyć swoje dzieło dopiero 11 lat później.
Włodarczyk przetrwał cios, jakim było zawieszenie produkcji, w 1978 roku został szefem produkcji ZF Silesia, a w 1984 roku – ZF Oko.
„Zespół Filmowy Oko uznaje się za spadkobiercę Silesii, ale de facto związku pomiędzy dwoma zespołami nie było - wyjaśniał na łamach książki "Oko szeroko otwarte". -Zespoły działały na zasadzie kadencji, władze zdecydowały – oczywiście z powodów politycznych, chodziło o Ernesta Brylla – o nieprzedłużeniu kolejnej kadencji Silesii. W tym samym czasie powołano Tadeusza Chmielewskiego na szefa nowego Zespołu. Mieścił się on w dwóch pokoikach po dawnej Silesii. Tadeusz powołał mnie na szefa produkcji, Ernesta Brylla na kierownika literackiego. Z Silesii do Oka przeszła grupa reżyserów, ale nie byli jedyni; obok nich 'przejęliśmy' kilku reżyserów z rozwiązanego Zespołu X”.
Wtedy właśnie rozpoczęła się trwająca ponad blisko 30 lat współpraca i przyjaźń z Tadeuszem Chmielewskim: „Porozumieliśmy się natychmiast – wspominał Chmielewski. - Obaj chcieliśmy Zespołu, a potem Studia, gdzie będziemy realizować to, co rodzi się w głowach poszczególnych twórców, a nie wbijać im w głowy, że są artystami i muszą robić wielką sztukę. Postanowiliśmy, że przyjmujemy każdego, kto ma coś interesującego do pokazania. Nawet jeśli przychodzi z zewnątrz. Ja na rok rezygnuję z kręcenia własnych filmów i zajmuję się szukaniem scenariuszy. Pracuję z reżyserem na każde jego wezwanie. Jasio zabiera się do szukania nowych środków na produkcje w nieco inny sposób i w zakresie znacznie szerszym niż robiono to dotychczas".
Jan Włodarczyk i Tadeusz Chmielewski dzielą tort z okazji jubileuszu Studia Filmowego Oko. Fot. Ada Kędzierska/SF Oko
Zarządzane przez Chmielewskiego i Włodarczyka Studio rzeczywiście w tych wyjątkowo szarych czasach, ale i później, konsekwentnie dostarczało publiczności kino gatunkowe, wówczas mało popularne wśród filmowców. Do dzisiaj rekordy popularności biją "Och, Karol", "Kogel-mogel" i "Galimatias" Romana Załuskiego czy białostocka trylogia Jacka Bromskiego "U Pana Boga za piecem", „U Pana Boga w ogródku", „U Pana Boga za miedzą". Zgodnie z założeniem w Oku powstawały jednak filmy bardzo różne, także autorskie, jak "Stan strachu" Janusza Kijowskiego, "Sezon na bażanty" Wiesława Saniewskiego czy utwory Andrzeja Barańskiego, jak "Kobieta z prowincji" czy "Kramarz".. Do największych artystycznych sukcesów Studia należały nagrody dla filmów „Wrony" Doroty Kędzierzawskiej i „To ja, złodziej" Jacka Bromskiego. Przez 28 lat pracy w Oku Włodarczyk wyprodukował (jako producent lub koproducent) blisko 40 filmów pełnometrażowych, ponad 20 telewizyjnych, 11 seriali telewizyjnych i kilka etiud szkolnych.
W biografii Jana Włodarczyka odbijają się trudne, dramatyczne dzieje polskiej kinematografii. Nie potrafił być z boku. Przełom 1989 roku był dla niego - i innych szefów Zespołów - szkołą przetrwania; właśnie wtedy zdecentralizowane Zespoły zmieniły się w autonomiczne Studia, podległe resortowi kultury. Przez wiele lat, wraz z innymi filmowcami, walczył o nowe prawo filmowe, także w 2005 roku, kiedy ważyły się losy Ustawy o kinematografii.
W 2010 roku decyzją ministra kultury Studio Filmowe Oko przestało istnieć jako samodzielna instytucja, zostało połączone ze Studiem Kadr. Zdążyło jeszcze "dołożyć się" do „Galerianek", „Piątej pory roku" i „Róży". Gdy ten ostatni film wchodził do kin, koproducent, którego plansza widnieje na początku filmu, już nie istniał. Włodarczyk przeszedł na zasłużoną emeryturę. Zmarł zaledwie dwa lata później, w wieku 78 lat, po ciężkiej chorobie.
Przez wiele lat praktycznie nie zmieniał się fizycznie. Nazywany przez dawnych kolegów "Jasiem Szczoteczką", zachował energię i młodzieńczość ruchów. I tę niezwykłą pamięć, która powodowała, że udawali się do niego ci, którzy próbowali odtworzyć historię polskiej kinematografii. Ale choć zapisy tej pamięci znajdują się w wielu książkach i artykułach, nie sposób oprzeć się refleksji, że wraz z Janem Włodarczykiem odchodzi w przeszłość świat, którego nie będzie miał już kto odtworzyć.
Anna Wróblewska
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 20.02.2013
Wiktory 2012 - ogłoszono nominacje
Brazyliska fiesta w Łodzi
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2023