PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  26.01.2013
Od pewnego czasu kino izraelskie mieści się w kręgu najciekawszych kinematografii świata. Dokument "5 rozbitych kamer" ma szansę tę szczególną pozycję wzmocnić.

Należałoby tu postawić pytanie, czemu kino Izraela swój fenomen zawdzięcza? Odpowiedzi jest parę – od historycznych po najbardziej współczesne. Ta historyczna wskazuje na początki kinematografii i rolę, jaką miały – i mają nadal – w jej rozwoju środowiska żydowskie. Ta współczesna, jakkolwiek głęboko zakorzeniona w historii, to obecna sytuacja wewnętrzna kraju: z jednej strony zjednoczonego wobec wielowiekowej tradycji judaizmu, z drugiej – ze swej natury wielokulturowego, wszak zbudowanego na kulturalnym dorobku grup społecznych, napływających do Izraela z różnych zakątków świata. Osobnym aspektem tej wielokulturowości jest konieczność koegzystencji w granicach jednego organizmu państwowego ze społecznością palestyńską, nie mówiąc już o otaczającej kraj z każdej strony wspólnocie arabskiej.

Kadr z filmu „5 rozbitych kamer". Fot. Against Gravity

W zasadzie od początku państwa Izrael jego polityka wewnętrzna i zewnętrza polega na budowaniu strefy bezpieczeństwa wokół skrawka ziemi przyznanej Żydom po II wojnie światowej przez społeczność międzynarodową w geście zadośćuczynienia za tragedię Holokaustu. Problem w tym, że szlachetność tego gestu została zbudowana na krzywdzie społeczności zamieszkującej Palestynę od VII wieku. Konflikt między dwoma społecznościami – żydowską i arabską – był niejako wpisany w dzieje nowego państwa. Początkowo skrywany, później przysłonięty wojnami prowadzonymi przez Izrael z sąsiadami, wybuchł ze zdwojoną siłą wraz z wojną sześciodniową 1967 roku i zajęciem przez wojska izraelskie Zachodniego Brzegu Jordanu i Strefy Gazy, zamieszkanych w sumie przez ponad milion Palestyńczyków. Izraelska okupacja zaogniła i tak napiętą sytuację, w efekcie czego zrodził się bunt i pragnienie odwetu, przybierające różne formy – od walki zbrojnej i terroryzmu po – już w latach 80. – po powszechne powstanie, zwane intifadą.

Kadr z filmu „Drzewo cytrynowe”. Fot. materiały prasowe

Z punktu widzenia pojedynczego filmowca konflikt polityczny, zwłaszcza tak gwałtowny jak izraelsko-palestyński, jest wystarczającym materiałem na film. Z punktu widzenia całej kinematografii – niekoniecznie, bowiem najpierw należy poszukać klucza pozwalającego naświetlić konflikt w sposób, który pozwoli ukazać jego wieloaspektowość i lepiej zrozumieć jego istotę. Innymi słowy, należy nauczyć się mówić o tym, co boli, i to językiem zrozumiałym zarówno dla obu stron, jak i dla postronnych obserwatorów.

Kadr z filmu „Paradise Now”. Fot. materiały prasowe

Kiedy kino izraelskie zyskało tę trudną umiejętność? Czy było to wtedy, gdy Eran Riklis upomniał się w filmie „Drzewo cytrynowe” (2008) o prawo palestyńskiej wdowy do cytrynowego sadu, rzekomo zagrażającego bezpieczeństwu nowego sąsiada, ministra obrony? Czy może trzy lata wcześniej, kiedy powstał palestyński film „Paradise Now”, w którym Hany Abu-Asad przyznawał, że nie wszyscy Palestyńczycy są przekonani o konieczności opartej na terroryzmie walki z Izraelem? Film zwrócił na siebie uwagę na festiwalu w Berlinie, by rok później ubiegać się o Oscara dla dzieła nieanglojęzycznego (przegrał z „Tsotsi”). A może wówczas, kiedy Cannes nagrodziło aż trzema nagrodami komedię "Przyjeżdża orkiestra" (2007), w której Eran Kolirin przypomniał, że tak zarówno Żydzi jak i Arabowie są takimi samymi ludźmi, podobnie czującymi i przeżywającymi takie same problemy?

Kadr z filmu „Przyjeżdża orkiestra". Fot. Kino Świat

Nominowany do Oscara dokument "5 rozbitych kamer" Palestyńczyka Emada Burnata i Izraelczyka Guya Davidiego to kolejny krok na drodze do przełamywania barier trudnego sąsiedztwa. Wbrew pozorom tematyka filmu – konflikt palestyńsko-żydowski – nie jest w kinie izraelskim czymś wyjątkowym. Co roku powstaje tam kilkanaście filmów dokumentalnych, próbujących opisać istotę sporu, a także drastyczne jego przejawy. Jak choćby pokazany w programie 9. Warszawskiego Festiwalu Filmów o Tematyce Żydowskiej „Przerwane strumienie” (2010), także Guya Davidiego, gdzie w ramach represji za terroryzm mieszkańcom palestyńskiej wioski odcina się dostęp do wody.

Ciekawym aspektem filmu Burnata i Davidiego jest nabrzmiewający w miarę rozgłosu, jakim cieszy się film, spór o jego narodowość. Sfinansowany w części przez izraelskie Ministerstwo Kultury, prezentowany jest w świecie przez oficjalne czynniki jako osiągnięcie izraelskie, z kolei Palestyńczycy domagają się – i wspiera ich w tym Davidi – by "5 rozbitych kamer" uznać za „pierwszy film palestyński”, zwłaszcza że Burnat dowodzi, że realizacja zabrała mu siedem lat życia (i kosztowała pięć tytułowych kamer). Korzystny dla dzieła werdykt hollywoodzkiej Akademii sporu nie rozstrzygnie, a wręcz przeciwnie – już słychać głosy nawołujące do bojkotu filmu, który mógłby proces pokojowi posunąć do przodu. Choć z drugiej strony wiadomo, że pokój w tamtym rejonie świata nie wszystkim jest rękę.


Konrad J. Zarębski
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  26.01.2013
Zobacz również
"Kupując wspierasz" - nowa incjatywa Fundacji Sonoria
70. urodziny Jana Baudouina de Courtenaya
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll