PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  25.12.2012

Jeszcze kilkanaście lat temu Bilbo, Frodo, Gandalf lub Aragorn – kolejni bohaterowie klasycznych powieści fantasy J. R. R. Tolkiena – mieli wiele twarzy: m.in te, które nadawała im wyobraźnia czytelników, lub te, które z mniejszym lub większym powodzeniem próbowali doprawić im artyści, starający się na potrzeby różnych mediów zaadaptować „Hobbita” i „Władcę Pierścieni”. W latach 2001-2003 za sprawą nakręconych przez Petera Jacksona „Drużyny Pierścienia”, „Dwóch wież” i „Powrotu Króla” doszło do pewnej konsolidacji masowych wyobrażeń. W końcu to kino (wspomagane, rzecz jasna, przez franczyzy) ma ze wszystkich sztuk największy rząd dusz.

Miarą sukcesu Jacksona jest powaga, z jaką podszedł do „Władcy Pierścieni”. Nie uciekł w pastisz; pozwolił w pełni wybrzmieć wypełniającemu prozę Tolkiena patosowi i na tyle, na ile pozwalały mu własne umiejętności oraz praca dla wielkiego studia, oddał jej poezję; nie pozwolił również, aby elementy, które z perspektywy czasu wydają się nieco archaiczne – na przykład przaśność hobbickiego życia lub niemalże homoseksualna przyjaźń między Frodem i Samem – stały się w niezamierzony sposób komiczne. Szalenie ważna wydaje się również decyzja o nakręceniu aż trzech filmów w miejsce jednego. Razem z podzielonym na dwie części „Kill Billem” (2003-2004) Quentina Tarantino i wzrastającą popularnością amerykańskich seriali jego „Władca Pierścieni” trafił w rodzącą się gdzieś w zbiorowej (pod)świadomości potrzebę. Potrzebę wielkich opowieści.

Kadr z filmu "Hobbit: Niezwykła podróż". Fot. Forum Film

Można zarzucać wersji Jacksona wiele – od braku fanatycznej wierności oryginałowi, przez położenie zbyt wielkiego nacisku na batalistykę, po silnie pobrzmiewające hollywoodzkie tony – ale i tak pozostaje ona najdoskonalszą dotychczasową adaptacją twórczości Tolkiena. Na polu filmu aktorskiego próbowano zmierzyć się z nią już w 1957 roku. Początkowo projekt, wzbogacony o elementy animowane, zachwycił autora, ale niesnaski między nim a twórcami rozpoczęły się podczas rozmów na temat scenariusza. Zdaniem Tolkiena, znajdowało się w nim zbyt wiele scen walki i użycia magii: „inkantacji i niebieskich świateł”. Swojego czasu o ekranizacji marzyli Beatlesi. W ich wersji oni sami chcieli wcielić się w bohaterów (John Lennon miał być Gollumem, co obecnie brzmi absolutnie kampowo), a w roli reżysera widzieli Stanleya Kubricka. Niestety, Tolkien nie przepadał za Beatlesami, a Kubrick uznał „Władcę Pierścieni” za niemożliwego do sfilmowania. Pośród tych wszystkich niezrealizowanych projektów najbardziej szkoda planowanej w latach 70. adaptacji w reżyserii Johna Boormana, która miała być dużo bardziej dziwaczna i pełna erotyzmu niż oryginał. Tym bardziej szkoda, kiedy ogląda się jego późniejszego „Excalibura” (1981), perwersyjną i fantasmagoryczną interpretację arturiańskiej legendy, która „odziedziczyła” część niewykorzystanych we „Władcy Pierścieni” pomysłów.

Peter Jackson w scenografii filmu "Hobbit: Niezwykła podróż". Fot. Forum Film

Przez długie lata adaptacje Tolkiena dochodziły do skutku tylko i wyłącznie w świecie filmu animowanego. Pierwsza pochodzi z 1966 – to wtedy Gene Deitch zrealizował kilkunastominutowego „Hobbita”: prostego i trącącego już myszką, ale wciąż urokliwego. Pełnometrażowego „Hobbita” jedenaście lat później stworzyli Arthur Rankin Jr. i Jules Bass. Ich wersja, obdarzona zwariowanym tempem i folkowym soundtrackiem, okazuje się po latach zaskakująco dobra. Chwalona przez część krytyków w momencie premiery, została jednak szybko przyćmiona przez wyreżyserowanego w 1978 przez Ralpha Bakshiego „Władcę Pierścieni”, będącego wtedy dużym sukcesem kasowym.

Kadr z filmu "Władca Pierścieni" Ralpha Bakshiego. Fot. materiały prasowe

Po latach trudno zrozumieć jego popularność. Po pierwsze, zastosowane w nim połączenie animacji tradycyjnej i rotoskopowej (czyli zmieniającej film aktorski w animowany) w najlepszym wypadku wypada psychodelicznie, a w najgorszym – niezgrabnie. Po drugie, w wyniku cięć scenariuszowych epicki oddech oryginału zmienia się tu w gruźliczy kaszel – kolejne wydarzenia następują zbyt szybko, a historia ponadto urywa się mniej więcej w połowie drugiego tomu. W 1980 opowieść postanowili dokończyć Rankin i Bass. Ich „Powrót Króla” to najlepsza po filmach Jacksona adaptacja Tolkiena: dziwna i niedzisiejsza ze swoim nagromadzeniem musicalowych wstawek, ale mająca w sobie niespodziewanie wiele mroku, szczególnie w scenach, kiedy udręczeni Frodo i Sam przedzierają się przez ziemie jałowe Mordoru.

Kadr z filmu "Władca Pierścieni: Powrót Króla" Petera Jacksona. Fot. materiały prasowe

W historii romansu Tolkiena z X muzą nie zabrakło oczywiście kuriozów. Kuriozum z pewnością jest pierwsza aktorska adaptacja jego prozy, którą mogło poszczycić się ZSRR. Zrealizowany w 1985 telewizyjny „Hobbit”, oglądany bez polskich napisów i znajomości języka rosyjskiego, przywodzi na myśl najbardziej przaśne dobranocki. Na tle namalowanych na prześcieradłach krajobrazów i prowizorycznych dekoracji przemieszczają się komiczni przebierańcy, a co jakiś czas akcję komentuje wąsaty gentleman, będący tu prawdopodobnie figurą Autora. W 1993 telewizyjną ekranizację „Hobbita” zrobili także Finowie i wygląda ona tylko trochę mniej zabawnie niż ta radziecka. Z Tolkienem za bary wzięło się również niedawno studio The Asylum, wyspecjalizowane w kierowanych na rynek DVD podróbkach kinowych hitów, tak zwanych mockbusterach. Ich „Age of the Hobbits” (2012) nie ma jednak wiele wspólnego z prozą Brytyjczyka. W czasie tego nieudolnie nakręconego i raniącego oczy tanim CGI koszmarku można oglądać zmagania plemienia karłów z kanibalami i wielkimi bestiami.

Bohaterowie filmu "Hobbit: Niezwykła podróż". Fot. Forum Film

Jeszcze kilkanaście lat temu na wyreżyserowaną przez Petera Jacksona „Drużynę Pierścienia” szło się z pewnymi obawami (szczególnie będąc Polakiem i mając w pamięci adaptację innego hitu fantasy: traumatycznego „Wiedźmina” z 2001). Na wchodzącego właśnie na nasze ekrany „Hobbita” czeka już legion fanów, którzy nie mają wątpliwości co do tego, że będzie on arcydziełem. Bez względu na to, czy mają rację, Peter Jackson jeszcze przez pewien czas pozostanie architektem masowego wyobrażenia o stworzonym przez Tolkiena świecie.

 

Piotr Mirski
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  25.12.2012
Zobacz również
Gwiazdor "Pogody na miłość" świadkiem Armagedonu
Zmarł twórca "Spotkań z balladą"
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll