Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Z wybitną montażystką Lidią Zonn, laureatką tegorocznej Nagrody Stowarzyszenia Filmowców Polskich, o sztuce klasycznego i nowoczesnego montażu rozmawia Marcin Zawiśliński
Portalfilmowy.pl: Jak się zmieniła sztuka montażu w porównaniu do czasów, kiedy pani zaczynała wykonywać ten zawód?
Lidia Zonn: Diametralnie, i to nie dlatego, że pojawiła się nowa technika. Kiedy wchodziłam do tego zawodu, nie było żadnej szkoły montażu. Nas uczyli wyłącznie doświadczeni reżyserzy, a oni z kolei kształcili się przez analizę wybitnych filmów. Natomiast dziś montażyści uczą montażystów.
My przywiązywaliśmy ogromną wagę do klarownego i płynnego opowiadania. Obecnie w montażu mamy do czynienia z dużo mniejszą niż przed laty dbałością o precyzję montażu rozumianą jako cięcia w obrazie i łączenie ich w serie kolejno po sobie następujących ujęć. Taka „prowizorka formalna” to dziś dominująca forma montażu.
Lidia Zonn (w środku), laureatka tegorocznej Nagrody SFP. Foto. Kuźnia Zdjęć.
PF:To dobrze, czy źle?
LZ: Nie potrafię tego jednoznacznie ocenić. Są plusy i minusy.
PF: Jakie?
LZ: Zaletą nowoczesnej formy montażu jest większa sprawność opowiadania, umiejętne robienie skrótów i syntez w obrazie oraz efektowne łamanie przestrzeni i czasu. Ja jestem jednak przyzwyczajona do czystszej sztuki montażu i tego mi dziś brakuje.
PF:Współczesny montaż filmowy zdominowała nowoczesna technologia i komputery. W jaki sposób zmieniły one pracę montażystów?
LZ: Kiedyś każda sklejka i każdy układ montażowy był trudny. Dlatego trzeba było nad tym dłużej myśleć i dopracowywać. Dzisiejsza technologia mogłaby tylko pomagać. Problem w tym, że jest dość prosta w obsłudze. Ta łatwizna wkradła się również do stylistyki i spowodowała, że współczesny montaż jest, niestety nie zawsze przemyślany.
PF:Który film był dla pani najtrudniejszy?
LZ: Niełatwo mi na to pytanie odpowiedzieć, bo różne były powody tych trudności. Ale jeśli chodzi o techniczną stronę, to najtrudniejszy był „Węzeł” Kazimierza Karabasza – drugi dokument w mojej karierze. To był pierwszy polski film, w którym zastosowano dialogi synchroniczno-obserwacyjne.
PF: Gdyby pani mogła wybrać moment rozpoczęcia drogi zawodowej, to byłaby to druga dekada XXI wieku, czy też lata 60. XX wieku?
LZ: Wszyscy montażyści, którzy pracowali na taśmie, uważają, że to był lepszy moment dla montażu. To były bardziej romantyczne czasy.
Portalfilmowy.pl: Jak się zmieniła sztuka montażu w porównaniu do czasów, kiedy pani zaczynała wykonywać ten zawód?
Lidia Zonn: Diametralnie, i to nie dlatego, że pojawiła się nowa technika. Kiedy wchodziłam do tego zawodu, nie było żadnej szkoły montażu. Nas uczyli wyłącznie doświadczeni reżyserzy, a oni z kolei kształcili się przez analizę wybitnych filmów. Natomiast dziś montażyści uczą montażystów.
My przywiązywaliśmy ogromną wagę do klarownego i płynnego opowiadania. Obecnie w montażu mamy do czynienia z dużo mniejszą niż przed laty dbałością o precyzję montażu rozumianą jako cięcia w obrazie i łączenie ich w serie kolejno po sobie następujących ujęć. Taka „prowizorka formalna” to dziś dominująca forma montażu.
Lidia Zonn (w środku), laureatka tegorocznej Nagrody SFP. Foto. Kuźnia Zdjęć.
PF:To dobrze, czy źle?
LZ: Nie potrafię tego jednoznacznie ocenić. Są plusy i minusy.
PF: Jakie?
LZ: Zaletą nowoczesnej formy montażu jest większa sprawność opowiadania, umiejętne robienie skrótów i syntez w obrazie oraz efektowne łamanie przestrzeni i czasu. Ja jestem jednak przyzwyczajona do czystszej sztuki montażu i tego mi dziś brakuje.
PF:Współczesny montaż filmowy zdominowała nowoczesna technologia i komputery. W jaki sposób zmieniły one pracę montażystów?
LZ: Kiedyś każda sklejka i każdy układ montażowy był trudny. Dlatego trzeba było nad tym dłużej myśleć i dopracowywać. Dzisiejsza technologia mogłaby tylko pomagać. Problem w tym, że jest dość prosta w obsłudze. Ta łatwizna wkradła się również do stylistyki i spowodowała, że współczesny montaż jest, niestety nie zawsze przemyślany.
PF:Który film był dla pani najtrudniejszy?
LZ: Niełatwo mi na to pytanie odpowiedzieć, bo różne były powody tych trudności. Ale jeśli chodzi o techniczną stronę, to najtrudniejszy był „Węzeł” Kazimierza Karabasza – drugi dokument w mojej karierze. To był pierwszy polski film, w którym zastosowano dialogi synchroniczno-obserwacyjne.
PF: Gdyby pani mogła wybrać moment rozpoczęcia drogi zawodowej, to byłaby to druga dekada XXI wieku, czy też lata 60. XX wieku?
LZ: Wszyscy montażyści, którzy pracowali na taśmie, uważają, że to był lepszy moment dla montażu. To były bardziej romantyczne czasy.
Marcin Zawiśliński
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 18.12.2012
Gdzie filmowo spędzić Sylwestra?
Kinoteatr: "Być albo nie być"
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024