PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  9.12.2012

O Krzysztofie Kieślowskim, francuskim realizmie poetyckim lat 30. i przedstawieniu „Raj” w Teatrze Rampa z reżyserem spektaklu Marcinem Bortkiewiczem i jego aktorką Magdaleną Waligórską rozmawia Marcin Almert.

Portalfilmowy.pl: Scenariusz „Raj” Krzysztofa Kieślowskiego i Krzysztofa Piesiewicza stawia fundamentalne pytania o najważniejsze wartości w życiu człowieka, jak moralność czy miłość. Co sprawiło, że zainteresował się pan tym scenariuszem?

Magdalena Waligórska i Józef Pawłowski w spektaklu "Raj". Fot. Paweł Dyllus

Maciej Bortkiewicz: Kiedy przeczytałem scenariusz, miałem 21 lat, czyli byłem w wieku Filipa, który w tym opowiadaniu zakochuje się w Filipinie. Kieślowski był już wtedy najsłynniejszym na świecie reżyserem ambitnego kina,  a ja byłem pod wielkim wrażeniem jego twórczości. Po latach fundacja In Situ zaproponowała mi realizacje teatralną  wybranego scenariusza Kieślowskiego. Od razu pomyślałem o „Raju", ponieważ jest to jedyna rzecz, której Kieślowski nie zrealizował jako reżyser. Ponadto uwiódł mnie obecny w „Raju” fatalizm. Bohaterka decyduje się na akt terrorystyczny, który wypływa ze szlachetnych pobudek, ale nie przynosi żadnych szlachetnych efektów. Kieślowski z Piesiewiczem nie bronią i nie oceniają swojej bohaterki. W scenariuszu jest coś z tragedii antycznej. Kto ma wymierzać sprawiedliwość ludziom, którzy są bezkarni? Nie ma odpowiedzi na to pytanie. Ono pozostaje nierozwiązywalnym konfliktem. Nie ma sprawiedliwości, a ktoś ją musi wyznaczyć. W klasycznym filmie sensacyjnym to pytanie przechodzi obok. Brudny Harry wymierza sprawiedliwość, a my cieszymy się, że zabija dziarsko wszystkich złoczyńców. Jest to coś w rodzaju bajki, w której zło przegrywa z dobrem, chociaż trzeba zauważyć, że dobro walcząc korzysta ze środków zła. To podstawowy problem: czy możemy zabijać w imię wyższego dobra? Raczej nie, chociaż mamy atawistyczne popędy, które pchają nas ku takim czynom.

PF: "Niebo" Toma Tykwera zostało zrealizowane według tego samego scenariusza. Czy ten film był w jakimś stopniu dla pana inspiracją?

MB: Nie, z bardzo prostego powodu. Chodzi o zupełnie inne myślenie, jeśli chodzi o kino i teatr. Film Tykwera został zrealizowany z rozmachem, z wieloma przestrzeniami, dynamicznym montażem. Nie można tego uzyskać na scenie teatralnej, mając do dyspozycji dwójkę aktorów. Jeżeli miałbym odwołać się do inspiracji filmowej, to historia, którą opisali Piesiewicz i Kieślowski, przypomina kino francuskie lat 30. i 40. Kino, gdzie fatalizm uniemożliwia dwójce bohaterów, obdarzających się uczuciem, realizację tego uczucia. Kiedy zakończyliśmy próby, obejrzałem scenę finałową, wydaje się, że sztuka została zrealizowana w tej, w najlepszym tego słowa znaczeniu, manierze filmowej. Emocje są najbliższe tym, które Marcel Carné uzyskuje w swoich arcydziełach: „Brzask” „Ludzie za mgłą”.

Magdalena Waligórska i Józef Pawłowski w spektaklu "Raj". Fot. Paweł Dyllus

PF: Na scenie z minimalistyczną scenografią, oglądamy dwójkę aktorów. Podobnie jak w filmie "Portret z pamięci", uwaga skupiona jest na bliskich relacjach między ludźmi. Taka kameralna forma jest panu najbliższa?

MB: Nie mogę powiedzieć, że wyznacznikiem tego, co mi bliskie, była kameralność. Zazwyczaj jest ona wymuszana przez budżet filmu bądź przedstawienia teatralnego, oraz przede wszystkim przez temat. „Raj” jest najbardziej spokojnym, wręcz kontemplacyjnym, ze wszystkich moich przedstawień. Tempo zostało narzucone przez scenariusz, aktorzy nadali swój specyficzny rytm. Ja nie chciałem z tym walczyć. Nie uważam, aby zmiany planów, przestrzeni, wpływały w jakikolwiek sposób na atrakcyjność przedstawienia. To co czyni przedstawienie atrakcyjnym, to dramaturgia i emocje, które docierają do widza.

*

Portalfilmowy.pl: Słodka barmanka Wioletka z „Rancza” i skomplikowana psychologicznie Filipina to dwa różne światy.  Bliższe są pani role dramatyczne czy komediowe?

Magdalena Waligórska: Kiedy byłam w szkole teatralnej, moi profesorowie uważali, że jestem stworzona do ról dramatycznych. Na drugim roku studiów, dostałam rolę w „Ranczu”, potem kolejne i nagle okazało się, że potrafię odnaleźć się, także w materiale komediowym. To bardzo miłe, kiedy nie gra się cały czas w jednym klimacie. Mam koleżanki, które w teatrze idą wyłącznie ciężkimi rolami - jest to bardzo męczące. Zawsze zakochuję się w swoich postaciach i nie ma dla mnie znaczenia, czy rola jest komediowa, czy dramatyczna.

Magdalena Waligórska i Józef Pawłowski w spektaklu "Raj". Fot. Paweł Dyllus

PF: Czy jako osoba zakochana w postaci Filipiny, zgadza się pani z postępowaniem bohaterki „Raju”?

MW: Tak, całkowicie. Poznajemy Filipinę, kiedy siedzi na sali przesłuchań, oskarżona o zabicie czterech osób w zamachu bombowym. Cały spektakl jest okazją dla widzów do odkrywania, fragment po fragmencie, jej historii. Nadchodzi moment, w którym widz powinien odpowiedzieć sobie na pytania: czy rozumiem jej postępowanie? Co ja bym zrobił? To niesamowite, jak bardzo nasz spektakl zrobił się aktualny, przez sytuację z „bomberem”, który chciał wysadzić sejm. Niezależnie od motywów, człowiek  ryzykuje wszystko, w imię swoich przekonań. Można powiedzieć, czytając scenariusz „Raju”, że sytuacja jest nieprawdopodobna, ale przecież życie pisze podobne scenariusze.

PF: Coraz częściej można panią zobaczyć na deskach teatru. Czyżby scena zaczynała dominować pani w życiu zawodowym?

MW: Jest to spowodowane wyłącznie tym, że mam więcej czasu. Kiedy ukończyłam szkołę, grałam już w dwóch serialach, na planach w Warszawie i we Wrocławiu. Cały czas byłam w drodze. Teatr zszedł na drugi plan, nad czym ubolewam. Zaraz po szkole, powinno się dużo pracować  w teatrze, a ja ten etap przepracowałam na planie filmowym i dopiero teraz dochodzę do zdrowej, aktorskiej równowagi.

PF: Czym zatem różni się budowanie roli filmowej od teatralnej?

MW: W teatrze mamy więcej czasu, aby próbować, szukać, sprawdzać.  Często wracamy do porzuconych pomysłów. Przed kamerą, trzeba bardzo szybko osiągnąć efekt. Jest starą prawdą, że z zasobów, jakie pozyskujemy w teatrze, korzystamy później  na planie filmowym

 

Marcin Almert
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  10.12.2012
Zobacz również
Odnowiony cyfrowo „Człowiek z żelaza”
Tom Cruise poluje na obcych
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll