PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  28.11.2012
Z Andrzejem Nejmanem rozmawia Marcin Zawiśliński.

Portalfilmowy.pl: Do tej pory w filmie grywał pan rzadko. Występ w komedii Tomasza Szafrańskiego "Od pełni do pełni" to pana pierwsza rola pierwszoplanowa. Co pan sobie pomyślał, jak ją wreszcie dostał? 

Andrzej Nejman: Pomyślałem, że akurat przydarza mi się ten typowy aktorski… pech.

PF: Pech?

AN: Tak, bo przez kilka lat nie dostawałem żadnych poważnych propozycji filmowych, a tu nagle pojawiły się na raz aż trzy: w serialu "Tylko miłość”, rola jednego z policjantów w "Ojcu Mateuszu” i w fabule "Od pełni do pełni”. Zdjęcia do każdego z tych projektów były zaplanowane niemal w tym samym czasie. Musiałem z czegoś zrezygnować. Padło na „Ojca Mateusza”. Nie dlatego, broń Boże, że nie wytrzymywał konkurencji, tylko akurat tych terminów nijak nie dało się z innymi pogodzić...


Andrzej Nejman w filmie "Od pełni do pełni". Fot. SPI.

PF: Na dużym ekranie zadebiutował pan już jako dziecko w mini-serialu „Rozalka Olaboga” Jadwigi Kędzierzawskiej. Mimo to jako świeżo upieczony absolwent stołecznej PWST niełatwo wchodził pan w zawód aktora.

AN: Debiutowałem jako ośmiolatek, dla ścisłości. Ale to prawda. Razem ze mną Akademię Teatralną ukończyli co prawda Janek Wieczorkowski, Monika Krzywkowska, Adam Woronowicz czy Marcin Dorociński, ale tylko ten ostatni od razu dostał angaż w teatrze. Pozostali przeżywali ciężkie chwile. Ja nawet postanowiłem, że po prostu nie będę grał w teatrze, co zresztą w owym czasie i tak nie było specjalnie moim marzeniem.

PF: Szczęście pana jednak nie opuściło. Dość szybko trafił pan do, jak się później okazało, jednego z najpopularniejszych seriali telewizyjnych minionego 20-lecia.  Jak do tego doszło?

AN: Jeszcze jako student zagrałem w „Sponie” Waldemara Szarka. Druga reżyserka tego miniserialu zajmowała się castingiem do „Złotopolskich”. Zaproponowała mi rolę i tak wsiąkłem w ten serial na… 10 lat.

PF: Nie przeszkadzała panu niezbyt pochlebna łatka aktora serialowego? 

AN: Nikt nie przypuszczał, że zrobi się z tego tysiąc odcinków. Natomiast pracę przy „Złotopolskich” rzeczywiście wspominam i dobrze, i źle. Spodziewałem się łatki, o której pan mówi, ale nie sądziłem, że ona aż tak ciąży.

PF: Jednak, przynajmniej częściowo, uwolnił się pan z serialowego odium. Dzięki teatrowi…

AN: Pewnego dnia, właśnie na planie „Złotopolskich”, grający w serialu Jerzy Turek i Paweł Wawrzecki wsadzili mnie do samochodu i zabrali do Teatru Kwadrat.

PF: To był rok 1998. Teraz mamy 2012 i nadal pan w nim gra, a od dwóch lat dyrektoruje. Skąd u aktora smykałka do biznesu?

AN: Zawsze stąpałem twardo po ziemi. Skończyłem klasę matematyczno-fizyczną. Miałem być prawnikiem. Złożyłem już nawet papiery na wydział prawa uniwersytetu w Łodzi. Aktorem zostałem właściwie przez przypadek.

PF: Czyli jak?

AN: Jeździłem co rok, ze swoją koleżanką z liceum, dla towarzystwa jedynie, na dni otwarte do Akademii Teatralnej. Jednak już po zakończeniu liceum, dowiedziałem się, że egzaminy do szkół artystycznych odbywają się trzy tygodnie wcześniej. Postanowiłem się po prostu sprawdzić. I tak przed egzaminami na prawo, dostałem się na wydział aktorski i już w nim zostałem. Natomiast dyrektorem teatru Kwadrat zostałem, bo… tak wyszło. Mój poprzednik na znak protestu wobec pozbawienia nas sceny, którą zajmowaliśmy przez kilkadziesiąt lat, podał się do dymisji. Blisko 80 osobom groziło bezrobocie, a ja po prostu miałem pomysł, jak wybrnąć z tej bezprecedensowo trudnej sytuacji. I tak trwa to do dziś.
 
PF: W komedii "Od pełni do pełni" też gra pan – w pewnym sensie – biznesmena, który bogaci się na… wrażliwości i naiwności kobiet, wyłudzając od nich pieniądze.

AN: Oskar to notoryczny kłamca, który może kreuje się na macho, ale w głębi duszy marzy o prawdziwej miłości. Myślę, że już samo wybranie mnie do roli podrywacza jest jednak rodzajem żartu producentów. Chcieliśmy przecież, aby to była bardziej komedia omyłek niż komedia romantyczna. To, że bohaterowie każdej zgoła komedii się w sobie zakochują, jest – jak by powiedział klasyk – „oczywistą oczywistością”. Nasz film jest więc raczej w stylu „Jak stracić chłopaka w ileś tam dni”, gdzie miłość rodzi się w atmosferze gwałtownego konfliktu.

PF: Poza problemami z własną osobowością Oskar jest rozdarty między majętną buddystką Iwoną, a wróżką Lenką, która również zarabia pieniądze na ludzkiej łatwowierności. Pierwszą gra Monika Kwiatkowska-Dejczer, drugą Katarzyna Glinka. Jak się z nimi pracowało na planie?
AN: To tak jak porównać Meg Ryan z Meryl Streep. Monika ma w sobie taką aktorską i życiową mądrość, potrafi planować, wręcz cyzelować każdą scenę. Natomiast Kaśka, z którą gram też w teatrze Kwadrat, jest raczej osobą żywiołową, pełną temperamentu i nieprzewidywalną. To dwa zupełnie różne style aktorstwa, ale nigdy nie odważyłbym się wskazać, która droga jest bardziej słuszna. Bo tak naprawdę przecież nie ma jednej, słusznej drogi...
Marcin Zawiśliński
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  28.11.2012
Zobacz również
Pierwsza oficjalna polsko-indyjska produkcja
Plus Camerimage: W nowych rolach
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll