Z Jerzym Hoffmanem rozmawia Stanisław Zawiśliński
Portalfilmowy.pl: Gdybym nie został reżyserem, to zapewne byłbym historykiem – deklarował pan w wywiadach. Nie zmienił pan zdania ?
Jerzy Hoffman: Nie. Wciąż pasjonuje mnie historia. Zakochany jestem zwłaszcza w historii Polski, choć ta historia w swej drugiej połowie nie jest najszczęśliwsza. Miała jednak też dni chwały.
Jerzy Hoffman na planie filmu "1920 Bitwa Warszawska". Fot HBO
PF: Uważa pan, że należy historię przybliżać ludziom, społeczeństwu ?
JH: Oczywiście. Jeżeli ktoś nie zna swojej przeszłości, to nie ma przyszłości. Jest znikąd. Dzięki znajomości historii możemy się sporo dowiedzieć i wiele nauczyć . Aczkolwiek nawet ci, co dobrze znają historię, często nie wyciągają z niej żadnych wniosków. Albo wyciągają wnioski opaczne. Czy nie jest paradoksem, że jeden z najgorszych polskich królów - Zygmunt III Waza, ma w Warszawie największy pomnik? Czy nie jest paradoksem, że hasła patriotyzmu na swoich sztandarach noszą dzisiaj skrajni narodowcy i ksenofobi, a nasza radykalna lewica uważa patriotyzm na coś anachronicznego, wręcz wstydliwego? W takiej sytuacji powstają parszywe, małe kompleksy, które mogą prowadzić do wielkich nieszczęść. Ani w USA , ani we Francji, ani w Rosji, a nawet w Anglii, gdzie ich historia była wstydliwa, pojęcia patriotyzm nikt nie stara się ośmieszać. Dlaczego my chcemy być inni?
PF: Pan wyreżyserował kilka filmów historycznych i poniekąd patriotycznych. Czy ten rodzaj filmów jest jeszcze potrzebny?
JH: A czy potrzebne są muzea ? Oczywiście, że tak. Tyle, że potrzebne są muzea nowoczesne, żywe, takie jak nasze Muzeum Powstania Warszawskiego albo takie, jakie widziałem, na przykład, w Kanadzie: pokazują udział Kanadyjczyków w I wojnie światowej i przyciągają tłumy młodzieży . Te muzea są po prostu ciekawe. I ciekawe, dobre filmy historyczne też są potrzebne. Niepotrzebne są złe filmy – każdego rodzaju.
Kadr z filmu "1920 Bitwa Warszawska". Fot. HBO
PF: Czy filmy historyczne mogą ludzi czegoś nauczyć?
JH: Mogą, ale z filmów historycznych – mam na myśli fabularne - nie należy się uczyć historii. Te filmy nie są podręcznikami, nie zastąpią książek i opracowań naukowych. Film historyczny nie zrekonstruuje ani nie odzwierciedli dokładnie przeszłości, ale potrafi widzowi zasugerować, jak kiedyś było. Ja starałem się, aby architektura, rekwizyty, broń czy kostiumy pojawiające się w moich filmach , były takie jak w czasach, o których opowiadam. Między innymi w ten sposób przybliżałem dawne epoki i ich kulturę. Jednak w filmach historycznych najważniejsi są, moim zdaniem , bohaterowie i bogactwo ich charakterów. To najbardziej przyciąga widzów.
PF: A nie, na przykład, batalistyka?
JH: Jeżeli nie ma zderzenia charakterów i ludzkich namiętności, to często na nic zdadzą się sztafaż historyczny czy efektowne sceny bitewne . Nie bez powodu Szekspir do dzisiaj jest aktualny. Podejmował ponadczasowe problemy. Kiedy ekranizowałem Trylogię czy „Starą baśń“, opierałem się na wizjach pisarzy i kreowałem własną opowieść, w której na tle minionych epok, na tle wojen i potyczek z wrogiem rozgrywają się ludzkie dramaty, ścierają postawy i charaktery. To było ważne. Miałem dobrą inspirację i zaplecze w literaturze. Sienkiewicza wciąż uważam za doskonałego scenarzystę. Potrafił tworzyć świetne postacie bohaterów. I dlatego wtedy, gdy ludzie jeszcze dużo czytali, był masowo czytany. Kino historyczne potrzebuje bardzo dobrych scenariuszy, te zaś często są adaptacjami utworów literackich.
PF: Jakie postacie czy wydarzenia z naszej historii warto pana zdaniem pokazać na ekranie?
JH: Wbrew pozorom, sporo jest takich postaci i wydarzeń. Byłoby świetnie, gdyby powstał dobry scenariusz i znalazłyby się pieniądze na filmy o Puławskim czy Beniowskim albo o śmierci Żółkiewskiego po bitwie pod Cecorą. Wielu uważa, że filmy o Powstaniu Warszawskim czy też o bitwie pod Monte Cassino, choć związane z martyrologią, również przyciągnęłyby masową widownię. Nota bene, na początku lat.70. przymierzałem się do filmu o Monte Cassino. Był też bardzo zaawansowany scenariusz o Sigridzie Storadzie -Świętosławie Dumnej, kobiecie, jakich kilka tylko było w historii ludzkości. Sigrida była córką Mieszka I i siostrą Bolesława Chrobrego oraz żoną najpierw króla Szwecji, potem Danii. Kochała przez całe życie najpierw zbója morskiego, później króla Norwegów, a gdy on ją upokorzył, zorganizowała koalicję przeciwko niemu niemal wszystkich państw bałtyckich. Zmarła w Londynie jako matka królów Szwecji, Danii i Norwegii. Losy tej postaci mają wymiar szekspirowski. To tylko jeden z tematów na piękny kawał wspaniałego kina.