Nie jest to jeszcze jeden przegląd dokumentów z długiej listy imprez, które odbywają się u nas od wiosny do jesieni. Odmienność kieleckiego Nurtu zapowiada nazwa: Festiwal Form Dokumentalnych. A więc nie tradycyjnych w kształcie filmów dokumentalnych dla kin czy telewizji.
W programie imprezy (19-23 listopada br.) na ekranie konkurowały ze sobą właśnie filmy o bardzo zróżnicowanych formach: zapisy zdarzeń dziejących się tu i teraz, rekonstrukcje faktów z przeszłości, udramatyzowane komentarze dotyczące istotnych problemów przeszłości. Nie dziwiła więc obecność animacji, posługującej się symbolicznymi skrótami, szczególnej relacji z głośnej sprawy śmierci Rumuna Claudiu Crulica w polskim więzieniu, "Droga na drugą stronę" Ancy Damian, obok dokumentalnej relacji "Twin Towers" Scotta Hillera o braciach Vigiano, strażaku i policjancie, którzy zginęli w nowojorskim zamachu 11 września 2001 roku.
Złoty Nurt: "Made in Poland 6" Witalisa Szumiło-Kulczyckiego. Fot. materiały prasowe
Różnica w stylistyce tych filmów narzuciła ton festiwalowi. Główną nagrodę zdobył reportażowy z pozoru, w istocie trudny do jednoznacznego określenia film Witalisa Szumiło-Kulczyckiego "Made in Poland 6" z dokumentalnej serii poświeconej polskim imigrantom. Dynamicznie fotografowany, wydaje się początkowo popisem akrobatyczego roll castingu, ale szybko ujawnia się metaforyczna wymowa tego obrazu. W istocie chodzi o sytuację młodych Polaków na Wyspach Brytyjskich żyjących dosłownie "na krawędzi", oszołomionych możliwością wolności. Pracują tylko, kiedy muszą, jeżdżą, gdzie chcą, nie są niczym związani, niczego nie planują. A przecież czas płynie nieubłaganie, musi wreszcie nadejść moment podjęcia życiowej decyzji. Pełen ruchu agresywny film z nietypowymi wywiadami jest dokumentem rzeczywiście o nowej formule.
W programie konkursu, obejmującym 39 pozycji, znalazły się także skromne obrazki z naszego podwórka, z których przynajmniej jeden zasługuje, moim zdaniem, na szczególną uwagę, bo jest to film w osobliwy sposób aktualny: o stosunkach polsko-chińskich. Ale bynajmniej nie na wysokim, oficjalnym szczeblu. "Miliard szczęśliwych ludzi" Macieja Bochniaka jest zapisem nieudanej próby zdobycia olbrzymiego chińskiego rynku przez skromny polski zespół disco-polo Bayer Full. Wstępem była, oczywiście, nauka śpiewania polskich tekstów po chińsku, po czym zaczęło się to, co zawsze - rywalizacja, karkołomne akcje zmierzające do zdobycia sponsorów. Sukces , owszem, nastąpił, ale nie na miliardową skalę. Polska piosenka zdobyła fanów tylko wśród...pięciotysięcznej chińskiej załogi pracującej w Polsce.
Kadr z filmu "Miliard szczęśliwych ludzi". Fot. HBO Polska
Tygodniowy program festiwalu podzielony został na 9 sekcji konkursowych, każda z wyraźnym tematem. Nie mogło więc zabraknąć tematu wojny, wciąż przecież niewyczerpanego. "Mit o Szarym" Grzegorza Królikiewicza przyniósł poruszającą historię legendarnego akowca Antoniego Hedy, działającego na Kielecczyźnie także po wojnie. Nagrodzony "Początek" Andrzeja Kałuszko przedstawił bez komentarza wiele nieznanych dotąd zdjęć z ostatnich dni zagłady Warszawy. Wojna pojawiła się jako temat wstrząsających fotografii reportera Krzysztofa Millera w filmie "W oku Boga" Wojciecha Królikowskiego. Dawna Jugosławia, Afganistan... zapis dnia dzisiejszego, który już na naszych oczach staje się historią. A przecież Historia - ta z dużej litery - jest wciąż żywa. Ciepły w tonie, ale nasycony dramatem okazał się reportaż "Dzieci czasu zagłady" Małgorzaty Imielskiej kręcony "na gorąco" na zjeździe Dzieci Holocaustu. Spotkaniu tych, którzy przeżyli i pamiętają. Ta uroczystość odbyła się w Polsce po raz pierwszy w 2011 roku. Czymś więcej niż reportażem okazał się film "Urodzeni dla Rzeszy" Kingi Wołoszyn-Świerk o ofiarach hitlerowskiej akcji Lebensborn. To nie tylko Polacy, to także Niemcy. Niegdyś z rozkazu Himmlera byli jako dzieci dobierani wedle cech rasowych, świadomie pozbawiani poczucia tożsamości, wychowywani w rodzinach zastępczych w służbie Rzeszy. Ci ludzie nie zapomnieli, choć dzisiaj zdają się mówić spokojnie o tych strasznych doświadczeniach przeszłosci. Także i nam nie wolno zapominać.
Po projekcjach każdego cyklu tematycznego odbywały się spotkania z twórcami i rozmowa z publicznością. To kielecka tradycja. W ten sposób "Nurt" staje się dla młodych, tłumnie gromadzących się widzów, prawdziwą lekcją życia.