Wydawało by się, że zrealizowanie filmu o dwóch mężczyznach podróżujących samochodem nie wymaga nadzwyczajnych zabiegów i inwestycji. Nic bardziej błędnego.
Istotą filmu nowego filmu Koterskiego jest minimalizm: film zredukowany jest niemal wyłącznie do dialogu i oszczędnej gry aktorskiej, wyrażającej się w spojrzeniach, mimice i gestach. Wypełniają one przestrzeń kadru. Z tego powodu realizoatorzy postanowili wyeliminować wszelkie elementy, któe mogłyby zakłócić odbiór: szumy, odbicia w szybie, niepotrzebne światła lub cienie. Takiego filmu nie dało się nakręcić żadną z tradycyjnych metod. Ani kamery umieszczone na masce samochodu, ani samochód wożony na lawetach nie gwarantowały obrazu wolnego od wad lub stanowiącego choćby podstawę do dalszej obróki.
W efekcie dialogi nakręcono nie w plenerze, lecz w hali zdjęciowej. Specjalny samochód umieszczono na ruchomej platformie. Auto można było składać jak klocki i dowolnie demontować na potrzeby poszczególnych ujęć. Samochód otoczono zielonymi ścianami, green screenem, a operator Jerzy Zieliński sfotografował "akcję" tocząca sie wewnątrz samochodu kamerą 35 mm.
Tła nakręcono w plenerze. Ekipa nakręciła zdjęcia pod odpowiednim kątem i w odpowiednich miejscach, przez które mieli podróżować bohaterowie filmu. Plenery sfotografowano kamerą cyfrową Panavision Genesis.
Gdy reżyser z montażystą kończyli montowanie sceny przejmował ją pracownik domu postprodukcyjnego The Chimney Pot i dopasowywał do niej tła, nagrane w plenerze. Praca Andrzeja Kowalskiego(TCP), osobiscie nadzorowana przez Jerzego Zielińskiego, stanowiła de facto drugi montaż.
Następnie materiały kręcone różnymi kamerami trzeba było ujednolicić. Nie chodziło o zestawienie obok siebie klatek, które nie będą stanowiły wizualnego dysonansu, ale o ujednolicenie obrazów, które miały stać się dwoma warstwami tej samej klatki. W tym celu Kamil Rutkowski (TCP) skanował taśmę analogową do postaci plików cyfrowych o rozdzielczości Super 2K. Materiał z kamery Genesis też trzeba bylo przenieść do postaci plików cyfrowych. Dopiero tym plikom nadawano jednolity wygląd, później przepuszczano je przez dwie barwne korekcje, czym zajmował się Wiktor Sasim (TCP).
Aby efekt nocnej jazdy przez miasto był realistyczny trzeba było dodać kolejne warstwy obrazu, które wzbogacą surowy wizualnie film o pożądane światła, cienie, odbicia, krople deszczu. Tą pracą zajmował się zespół efecktów specjalnych TCP z Jackiem Skrobiszem na czele. - Na 443 ujęcia, które składają sie na cały film aż 341 to ujęcia efektowe. Stanowią one 70 minut z 90 minutowej produkcji.
- Polska kinematografia nie zna podobnego przykładu na film z tak silnym wykorzystaniem efektów specjalnych - mówi Jędrzej Sabliński, prezes The Chimnej Pot. Ogromna praca zespołu została wykonana po to, żeby nie bylo jej widać. To jest miarą jakości efektów specjalnych.