PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
- „Każda śmierć jest smutna, ale ta jest o tyle wyjątkowa, że znów odchodzi fragment kina – mówiła profesor Maria Kornatowska po śmierci Marcelo Mastroianniego. W podobnym duchu wypowiadano się po Jej odejściu, 21 sierpnia ubiegłego roku.

Profesoressa nie znosiła patosu, więc pojawiające się we wspomnieniach określenia - „wyjątkowa”, „niezastąpiona”, „niepowtarzalna” – mogłyby wywołać u Niej lekką irytację. Tyle, że wszystkie te słowa znajdują odzwierciedlenie w faktach.


Maria Kornatowska, fot. AKPA

Pani Profesor była wielką postacią polskiej kultury, prawdziwą damą, człowiekiem niezwykle niezależnym w sądach o kinie, sztuce, literaturze poglądach na świat. Osobowością nadającą kolorytu festiwalom filmowym, na których często gościła i Szkole Filmowej, gdzie wykładała przez lata. Trzeba być mieszkańcem Łodzi, żeby zrozumieć, jak niezwykle słucha się kogoś, kto o wizycie w nowojorskiej księgarni, czy kawie wypitej na Manhattanie, mówi w sposób tak naturalny, jakby dla rozmówcy spacer po 5th Avenue był czymś najbardziej oczywistym w życiu. Nowy Jork był dla Pani Profesor miastem, w którym czuła się równie naturalnie, co w Łodzi. Oba te miasta „są równie brzydkie, co pełne ekspresji” pisała w „Rozmyślaniach przy makijażu”, których tytuł nawiązywał do felietonów Stanisława Dygata.

Po Marii Kornatowskiej zostaną wspomnienia. Zostanie bogaty księgozbiór, który wzbogacił zbiory Szkoły Filmowej. Zostaną jej własne erudycyjne publikacje w „Kinie”, „Filmie”, „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, czy nowojorskim „Nowym Dzienniku”. I oczywiście książki. Profesor Kornatowską fascynował Federico Fellini. Włoski mistrz kina był bohaterem jej najbardziej znanej książki („Fellini”). Jej pierwsze wydanie ukazało się w 1972 roku, ostatnie (poszerzone) 32 lata później. Do tej właśnie fascynacji nawiązał Tadeusz Sobolewski, gdy wzruszająco żegnał Panią Profesor na łamach „Gazety” - „Przypomina mi się zakończenie „Amarcordu”, wesele Gradiscy, małomiasteczkowej diwy w czerwonym berecie. Maria tak pięknie opisywała tę scenę i „doznanie nieobecności, jak na obrazach de Chirica”. W jej nieobecność nie mogę uwierzyć. Obejrzę dziś "Amarcord".

Kino było jej wielką miłością. Miłością, wobec której nie bała się jednak stawiać sądów krytycznych. „Kino? Wielki psychoterapeuta za tanie pieniądze. Dostępny dla wszystkich. Uczonych i ubogich duchem. Zwierciadło przechadzające się po ulicach wielkich metropolii i małych miasteczek, odbijające nasze niepokoje jawne i skryte” - pisała w „Erosie i filmie”. I dodawała: „Kino działa na ogół zgodnie ze swoją naturą sztuki masowej, służebnej wobec przekonań, upodobań, potrzeb i oczekiwań milczącej większości, tudzież tych, którzy tą większością sterują.”.

Ubolewała, że filmy wybitne (choćby „Duchy Goi” Milosa Formana czy "Ciche światło" Carlosa Reygadasa) znikają pozbawione promocyjnego wsparcia. - Nasze upodobania i wybory określają media, krzykliwa reklama, umiejętny marketing. W gruncie rzeczy jesteśmy manipulowani. I w ten sposób frekwencyjnie przepadają dzieła wybitne, ale pozbawione rozgłosu i reklamy – mówiła.

Żałowała, że Konrad Eberhardt, Bolesław Michałek, czy Aleksander Jackiewicz to nazwiska wielkiej, ale już tylko przeszłości polskiej krytyki filmowej. Ale też nie traciła nadziei: „Bob Woodward mówi, że ludzie zapragną prasy, bo będą potrzebować prawdziwych opisów rzeczywistości, a nie pisanych przez PR-owców. Może to samo dotyczy krytyków? – zastanawiała się w wywiadzie, o którego autoryzację nie zdążyłem już Pani Profesor poprosić  (a bez niej, opublikować rozmowy nie odważyłbym się).

Maria Kornatowska była współscenarzystką (z Adamem Kuczyńskim) „Ze snu” - filmu o Wojciechu Jerzym Hasie. Spod jej pióra wyszły „Filmy o miłości”, „Wodzireje i amatorzy” i niedawno wznowiony zbiór fascynujących rozmów z Agnieszką Holland„Magia i pieniądze”. „To dziwne są ludzie, którzy umierają  i już następnego dnia nie pamiętasz, że istnieli. I są ludzie, którzy umierają, a są ciągle obecni, (…) prowadzisz z nimi dialog” – mówiła w nim reżyserka „Kobiety samotnej”.

Czy można pokusić się o trafniejszą puentę?

***
Początek uroczystości odsłonięcia gwiazdy profesor Kornatowskiej 29 maja o godz. 16 w Alei Sławy w Łodzi przy ul. Piotrkowskiej. Godzinę później w Muzeum Kinematografii będą wspominać Mariusz Grzegorzek i Iwonna Łękawa, zostanie też wyświetlony „Tajemniczy ogród” Agnieszki Holland.

30 maja o godz. 17 Muzeum zarosi na wspomnienie o Marii Kornatowskiej oraz seans „A statek płynie” Felliniego.
 


Jakub Wiewiórski
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  20.06.2012
Zobacz również
Przegląd japońskiej animacji i spotkanie z Toshikazu Ishii
Kraków: wywiad z reżyserem „Marleya”
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll