Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Dyrektor Krzysztof Gierat zdecydował się na mocny start Krakowskiego Festiwalu Filmowego. Punktualnie o godz. 10.00 rozpoczęła się pierwsza projekcja konkursowa – polski blok konkursowy. Jeśli reszta konkursu jest tak udana jak ten początek, zapowiada się bogaty filmowy tydzień.
"Jezioro", fot. Studio Munka, SFP
Może zacznijmy od „Jeziora” Jacka Piotra Bławuta, „trzydziestki” zrealizowanej w Studiu Munka przy Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. Kiedy obejrzałam krótkometrażowy debiut syna wybitnego dokumentalisty, zrozumiałam, co ma na myśli nasz redakcyjny kolega i selekcjoner festiwalu, Jerzy Armata, który mówił, że jest to jeden z najpiękniejszych polskich filmów, jakie widział ostatnio. Kameralna historia o rodzinie, którą dotyka śmierć, żałoba i tajemnica, jest ucztą dla oka i budzi podziw dla umiejętności reżysera, operatora (Adam Sikora!), montażystki (Weronika Bławut). Młody reżyser przypomina nam oczywistą prawdę, że kino to sztuka obrazu. To opowieść o rodzinie, która żyje razem, ale obok siebie, w milczeniu; kiedy jedno z partnerów wybiera śmierć, milczenie między bohaterami nabiera innego wymiaru. W pięknie, które otacza bohaterów – zarówno stworzonym przez człowieka (architektura, wnętrza) jak i przez naturę – zawarta jest oszczędna groźba. W „Jeziorze” więcej niż nieliczne, starannie dobrane słowa, mówią starannie skomponowane kadry, niezwykle oszczędna gra trójki wybitnych aktorów (Witold Dębicki, Sławomira Łozińska, Magdalena Cielecka).
"Jezioro", fot. Studio Munka, SFP
Debiutant nie odkrywa nowych prawd, jego krótki film jest dobrze sformatowaną trzydziestką. Ale niezwykłe umiejętności techniczne ekipy (myślę, że takoż na etapie zdjęć, jak i postprodukcji – koloryzacji, efektów specjalnych) sytuują "Jezioro" w gronie najbardziej udanych filmów z programu „30 minut”.
Dokument Martina Ratha "Co raz zostało zapisane" to etiuda łódzkiej szkoły filmowej – skromna, 12- minutowa historia mężczyzny (na oko proweniencji proletariackiej), który po zabałaganionym życiu usiłuje nawiązać zarzuconą relację z siostrą. Nadzieja na naprawienie stosunków wydaje się krucha, ale dokumentalista opiera się pokusie łatwej puenty, i całe szczęście. Zapewne nieprzypadkowo oba filmy młodych twórców – traktujące w gruncie rzeczy o podobnych sprawach, choć w odmiennych estetycznie światach – zostały pokazane obok siebie.
Co raz zostało zapisane, fot. KFF
Jeden z najbardziej aktywnych producentów na polskim rynku, Marek Nowowiejski z firmy Bow&Axe przywiózł do Krakowa pełnometrażową dokumentalną koprodukcję polsko-szwedzką "Port nadziei" Magnusa Gerttena. Reżyser dokumentu wpadł na pomysł, aby przypomnieć światu znaczący epizod z historii miasta Malmö. Pod koniec drugiej wojny światowej Szwecja stała się schronieniem dla tysięcy byłych więźniów z wyzwalanych obozów koncentracyjnych . W portowym Malmö, pod opieką Czerwonego Krzyża ludzie dochodzili do siebie po obozowych przeżyciach. Zawiązywały się przyjaźni, miłości, które przetrwały czasem całe życie. Ludzie, wychudzeni, postarzali, o wielkich, przestraszonych oczach, uczyli się od początku żyć jako wolni ludzie, obarczeni przeżyciami obozowymi, często samotni, osieroceni. Dla jednego z bohaterów największym wstrząsem była wizyta w domu u nowo poznanego szwedzkiego przyjaciela – „normalni ludzie, rozmawiają o normalnych sprawach, normalne jedzenie”, wspomina. Drogi dwójki przyjaciół rozeszły się na ponad 60 lat. Scena, w którym – dzięki obrotności ekipy filmowej – Rosenberg, Żyd polskiego pochodzenia dzwoni z Minneapolis do dawnego kolegi i pyta – pamiętasz mnie? – wyciska łzy z oczu. Powieki swędzą zresztą wielokrotnie. Gertten nie boi się emocji, a nawet sentymentalizmu, najbardziej prostych wzruszeń. Być może jednak dzięki temu "Port nadziei" jest filmem przystępnym dla bardzo szerokiej widowni.
Joe Rosenberg, jeden z bohaterów "Portu nadziei", fot. KFF
W festiwalowych kinach trwają już projekcje 52. Krakowskiego Festiwalu Filmowego, a o godz. 18.00 odbędzie się uroczyste otwarcie festiwalu, zakończone projekcją głośnego „Marleya”. Portalfilmowy.pl jest patronem medialnym imprezy.
"Jezioro", fot. Studio Munka, SFP
Może zacznijmy od „Jeziora” Jacka Piotra Bławuta, „trzydziestki” zrealizowanej w Studiu Munka przy Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. Kiedy obejrzałam krótkometrażowy debiut syna wybitnego dokumentalisty, zrozumiałam, co ma na myśli nasz redakcyjny kolega i selekcjoner festiwalu, Jerzy Armata, który mówił, że jest to jeden z najpiękniejszych polskich filmów, jakie widział ostatnio. Kameralna historia o rodzinie, którą dotyka śmierć, żałoba i tajemnica, jest ucztą dla oka i budzi podziw dla umiejętności reżysera, operatora (Adam Sikora!), montażystki (Weronika Bławut). Młody reżyser przypomina nam oczywistą prawdę, że kino to sztuka obrazu. To opowieść o rodzinie, która żyje razem, ale obok siebie, w milczeniu; kiedy jedno z partnerów wybiera śmierć, milczenie między bohaterami nabiera innego wymiaru. W pięknie, które otacza bohaterów – zarówno stworzonym przez człowieka (architektura, wnętrza) jak i przez naturę – zawarta jest oszczędna groźba. W „Jeziorze” więcej niż nieliczne, starannie dobrane słowa, mówią starannie skomponowane kadry, niezwykle oszczędna gra trójki wybitnych aktorów (Witold Dębicki, Sławomira Łozińska, Magdalena Cielecka).
"Jezioro", fot. Studio Munka, SFP
Debiutant nie odkrywa nowych prawd, jego krótki film jest dobrze sformatowaną trzydziestką. Ale niezwykłe umiejętności techniczne ekipy (myślę, że takoż na etapie zdjęć, jak i postprodukcji – koloryzacji, efektów specjalnych) sytuują "Jezioro" w gronie najbardziej udanych filmów z programu „30 minut”.
Dokument Martina Ratha "Co raz zostało zapisane" to etiuda łódzkiej szkoły filmowej – skromna, 12- minutowa historia mężczyzny (na oko proweniencji proletariackiej), który po zabałaganionym życiu usiłuje nawiązać zarzuconą relację z siostrą. Nadzieja na naprawienie stosunków wydaje się krucha, ale dokumentalista opiera się pokusie łatwej puenty, i całe szczęście. Zapewne nieprzypadkowo oba filmy młodych twórców – traktujące w gruncie rzeczy o podobnych sprawach, choć w odmiennych estetycznie światach – zostały pokazane obok siebie.
Co raz zostało zapisane, fot. KFF
Jeden z najbardziej aktywnych producentów na polskim rynku, Marek Nowowiejski z firmy Bow&Axe przywiózł do Krakowa pełnometrażową dokumentalną koprodukcję polsko-szwedzką "Port nadziei" Magnusa Gerttena. Reżyser dokumentu wpadł na pomysł, aby przypomnieć światu znaczący epizod z historii miasta Malmö. Pod koniec drugiej wojny światowej Szwecja stała się schronieniem dla tysięcy byłych więźniów z wyzwalanych obozów koncentracyjnych . W portowym Malmö, pod opieką Czerwonego Krzyża ludzie dochodzili do siebie po obozowych przeżyciach. Zawiązywały się przyjaźni, miłości, które przetrwały czasem całe życie. Ludzie, wychudzeni, postarzali, o wielkich, przestraszonych oczach, uczyli się od początku żyć jako wolni ludzie, obarczeni przeżyciami obozowymi, często samotni, osieroceni. Dla jednego z bohaterów największym wstrząsem była wizyta w domu u nowo poznanego szwedzkiego przyjaciela – „normalni ludzie, rozmawiają o normalnych sprawach, normalne jedzenie”, wspomina. Drogi dwójki przyjaciół rozeszły się na ponad 60 lat. Scena, w którym – dzięki obrotności ekipy filmowej – Rosenberg, Żyd polskiego pochodzenia dzwoni z Minneapolis do dawnego kolegi i pyta – pamiętasz mnie? – wyciska łzy z oczu. Powieki swędzą zresztą wielokrotnie. Gertten nie boi się emocji, a nawet sentymentalizmu, najbardziej prostych wzruszeń. Być może jednak dzięki temu "Port nadziei" jest filmem przystępnym dla bardzo szerokiej widowni.
Joe Rosenberg, jeden z bohaterów "Portu nadziei", fot. KFF
W festiwalowych kinach trwają już projekcje 52. Krakowskiego Festiwalu Filmowego, a o godz. 18.00 odbędzie się uroczyste otwarcie festiwalu, zakończone projekcją głośnego „Marleya”. Portalfilmowy.pl jest patronem medialnym imprezy.
Anna Wróblewska
portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 27.06.2012
Polskie animacje w Annecy
Cannes: Różnorodność po francusku
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2025