PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Uroczystość zamknięcia festiwalu uświetniła projekcja autorskiej wersji „Rydwanów ognia” Hugha Hudsona, zresztą z tej okazji osobiście przybyłego do Sofii.

Nagrodę FIPRESCI (Międzynarodowej Federacji Prasy Filmowej) uzyskał serbski „Wróg” (Neprijatelj, 2011) w reż. Dejana Zečevića. Zostałem w tym względzie przegłosowany, albowiem nie przemówił do mnie ten bardzo okrutny film, ani swoim przesłaniem, ani kształtem artystycznym. Rozgrywa się on w pierwszym dniu ogłoszonego w Bośni i Hercegowinie pokoju, wśród oddziału uwięzionego w zaminowanym przysiółku. Prawdziwym ich wrogiem bynajmniej nie okazuje się podejrzany mężczyzna, ukrywający się w zrujnowanej fabryce, w której zarazem odkryte zostają zwłoki ofiar masowego mordu, ale rozbudzone w nich samych zbrodnicze instynkty. W sytuacji zamknięcia na niewielkiej przestrzeni rośnie pomiędzy nimi napięcie, co prowadzi do wzajemnych aktów agresji i  w rezultacie samozagłady, a reszty dokonują ukryte ładunki, wybuchające w przypadku niezachowania wystarczającej ostrożności przy poruszaniu się po okolicy. Poza dowódcą i córką gospodarza domu, nikt nie pozostanie przy życiu. Skądinąd film ten, wraz z omawianym wcześniej tureckim „Przyszłość trwa wiecznie”, skłonił mnie do ogólniejszej refleksji, że w historii, zdominowanej dotychczas przez mężczyzn, rozdział pomiędzy strony konfliktów zbrojnych ról najeźdźców i obrońców, prześladowców i powstańców, niezależnie od ich moralnej kwalifikacji, stanowił jednocześnie społecznie aprobowaną formę rozładowywania agresji, podobnie jak na przykład na inną skalę pojedynki, podczas gdy motywacje ideowej natury były czymś wtórnym, przejawem swoistej racjonalizacji skłonności autodestrukcyjnych.


"Magiczna dolina", fot. SIFF

Bardziej zgodne z moimi odczuciami i gustami okazały się decyzje głównego jury, obradującego pod przewodnictwem szkockiego reżysera Davida Mackenzie. Grand Prix przyznano omówionemu przeze mnie w pierwszej korespondencji filmowi „Opowieści żyją, dopóki o nich pamiętamy” w reż. Julii Marat. Nagroda specjalna Jury przypadła natomiast innemu mojemu faworytowi, a mianowicie „Magicznej dolinie” w reż. Jaffe Zinna, o której pisałem w drugiej korespondencji.
W pełni podzielam też werdykt w sprawie wyróżnienia dla najlepszego reżysera, którym okazał się Bułgar Konstantin Bojanov, autor filmu „Ave” (Аве, 2011). (nagrodzony przez FIPRESCI na 27. Warszawskim Festiwalu Filmowym - przyp. red.) Tytuł ten stanowi skrót od imienia bohaterki – Aveliny – a film traktuje o inicjacji w prawdziwą dorosłość, być może również seksualną, przypadkowo poznanej pary młodych ludzi, przemierzających autostopem Bułgarię. On jest studentem Akademii Sztuk Pięknych i udaje się na północ na pogrzeb kolegi, który popełnił samobójstwo, ona, skłócona z rodziną i światem, zdąża do Ruse, gdzie na raka umiera jej brat. On przyjedzie już po ceremonii, ona przez telefon dowie się o śmierci brata, a z rodzicami nie będzie chciała się spotkać. Pomyliwszy pociągi, spędzą noc w hotelu w przypadkowym mieście. Zanim się chłopak obudzi, dziewczyna zniknie, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu, a on bezskutecznie starać się będzie ją odnaleźć. Film wypełnia aura pewnej tajemniczości, którą współtworzy mitomańska skłonność bohaterki do nieustannego konfabulowania. Całość rozegrana jest z dużą subtelnością przez reżysera oraz świadomych swoich środków i mimo młodego wieku bardzo dojrzałych odtwórców głównych ról. Zarazem jednak z innymi filmami bułgarskimi dzieli daleko posuniętą powściągliwość, by nie powiedzieć wstydliwość, w zakresie ukazywania relacji intymnych.


"Ave", fot.SIFF

Szczególną uwagę jury zwróciło uwagę na rosyjskie „Generation P”, któremu poświeciłem uwagę w pierwszej korespondencji. Z kolei nagroda dla najlepszego bułgarskiego filmu krótkometrażowego przyznana została „Porankowi” w reż. Nedy Morfowej, na który wskazywałem w drugiej korespondencji.
    Chciałbym jeszcze poświęcić kilka słów filmowi, któremu nie dane było zaistnieć w całości na festiwalowym ekranie. Krótkometrażowe „Dotrzymując kroku czasowi” (В крак с времето, 2012) w reż. Antona Partalewa przywołuje głośną w Bułgarii akcję młodych grafficiarzy, którzy w czerwcu 2011 w ciągu jednej nocy pomalowali jaskrawymi barwami, właściwymi dla bohaterów popkultury, grupy rzeźbiarskie, ustawione przy podejściu do pomnika wdzięczności Armii Czerwonej. Usterki techniczne kilkakrotnie przerywały projekcję i nie pozwoliły jej dokończyć. Czyżby wpływy rosyjskie, o których wspominano w filmie, nadal były na tyle silne, by udaremnić pokaz? Skądinąd motywacje uczestników tego przedsięwzięcia nie były politycznej natury, lecz zależało im raczej na uczłowieczeniu i ożywieniu w ten sposób monstrualnego monumentu w centrum bułgarskiej stolicy.


"Generation P", fot. SIFF

Gdyby wzorem amerykańskich „Malin” ustanowić antynagrodę dla najgorszego filmu, to moim faworytem byłby rumuński czarno-biały „Sen Adalberta” (Visual lui Adalbert, 2011) w reż. Gabriela Achima. Rzecz o stosunkach, panujących w rumuńskiej fabryce w schyłkowym okresie rządów Nicolaea Ceauşescu, za tło mająca zbiorową euforię po wygranej bukareszteńskiej drużyny piłkarskiej nad katalońską Barcą. Bohater kręci amatorską metodą nieme filmy w celu zapobieżenia niebezpiecznym wypadkom przy pracy, a w rzeczywistości będące przejawem jego pasji do kina, zwłaszcza tego dawnego. Zarazem jest typowym życiowym konformistą, zarówno w przypadku relacji z przełożonymi, jak i bliskimi mu kobietami. Nic jednak nie wynika z połączenia paradokumentalnych sekwencji, rejestrujących szarzyznę i monotonię ówczesnej egzystencji, z tymi, będącymi stylizacjami na dawne kino i wyrażającymi ówczesne marzenia i tęsknoty o lepszym życiu. Film ten mógłby współzawodniczyć o gorsze z angielskim „Szalonym latającym cyrkiem” (Holy flying cirrus, 2011) w reż. Owena Harrisa, traktującym z kolei o zakulisowych perypetiach z cenzurą i środowiskami kościelnymi  w związku realizacją przed trzydziestu dwu laty obrazoburczego „Żywotu Briana”, flagowego filmu zespołu Monthy Pytona, sztucznie reanimowanego na okazję tego przedsięwzięcia, pozbawionego wszakże poczucia humoru, znanego z pierwowzoru.

Podsumowując, w przypadku większości prezentowanych filmów, niezależnie od miejsca ich powstania, niewiele przemawiało za koniecznością opowiedzenia tych historii za pomocą środków filmowych. Równie dobrze można by je ująć w słowach, albo rozegrać na scenie – na przykład „Wroga” – gdzie fizyczne ograniczenie przestrzeni jeszcze bardziej potęgowałoby wrażenie napięcia. Czy wyłania się z tego obraz współczesnego kina w stanie pewnego wyczerpania, poprzedzającego wypracowanie nowej stylistyki, czy też oznacza jego zmierzch w dotychczas znanej formie, skoro pojawia się wiele nowych technik rejestracji i generacji obrazu, nie wymagających przy tym tak dużych nakładów finansowych, jak w przypadku tradycyjnych metod produkcji?

Lesław Czapliński
informacja własna/portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  22.03.2012
Zobacz również
Jedyny telewizor w mieście - rusza Telekawiarnia!
12. MFF Nowe Horyzonty - znamy szczegóły programu
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll