Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Powoli dobiega końca wędrowna replika Festiwalu Filmów Rosyjskich Sputnik nad Polską. Jednym z ostatnich przystanków na jej trasie jest krakowskie Kino Pod Baranami. Przegląd otworzył tam film "Moskwo, kocham cię!" - rosyjska odpowiedź na "Zakochany Paryż" i "Zakochany Nowy Jork".
Elena Kurant, festiwalowa prelegentka, przed krakowską projekcją wspomniała, iż projekt nie został najlepiej przyjęty przez rosyjską krytykę. Już w czasie seansu nasuwa się odpowiedź dlaczego.
"Moskwo, kocham cię!", fot. Festiwal Filmów Rosyjskich Sputnik nad Polską
Na tle produkcji paryskiej i nowojorskiej - moskiewska wypada blado, nierówno artystycznie, a momentami wręcz słabo technicznie. Pośród 18 etiud, które składają się na "Moskwo, kocham cię!", tylko kilka nieznacznie wybija się ponad niski poziom całości: anegdota o podglądaczu, który widzi próbę samobójczą, opowiastka o dziewczynie, której ukradziono telefon komórkowy czy wykorzystująca grafikę komputerową historyjka o robotnikach wspinających się na monumenty ZSSR. Może jeszcze etiuda o aniołach pomagających zagubionym mieszkańcom metropolii.
"Moskwo, kocham cię!", fot. Festiwal Filmów Rosyjskich Sputnik nad Polską
Jako całość projekt razi błahością, sztampą i dziecięcą wręcz naiwnością, dla których trudno znaleźć jakiekolwiek usprawiedliwienie. Odbiór utrudniają wpadki techniczne. Są chwile, gdy wyraźnie widać kłopoty z postsynchronami - tak częste w naszym kinie w latach 90. Odnosi się wrażenie, iż produkcja powstała "na kolanie" albo zrealizowana została przez licealistów, którzy dostali kamery i możliwość pobawienia się w kino. Tyczy się to nie tylko reżyserów i scenarzystów, ale i aktorów. W wielu nowelach "Moskwy…" ich gra jest sztuczna, sztywna albo mocno przerysowana, przy czym nie da się uzasadnić tego celami parodystycznymi lub pastiszowymi.
"Moskwo, kocham cię!", fot. Festiwal Filmów Rosyjskich Sputnik nad Polską
Zestaw broni się jedynie jako portret Moskwy. Mocno nierealistyczny, ale pozwalający przyjrzeć się różnym zakątkom miasta: parkom, blokom, "pałacom kultury", ulicom. Gdzieś pomiędzy kadrami, w tle zarysowuje się rozwarstwienie materialne i społeczne metropolii, jej ogrom. Nie one były głównym tematem przedsięwzięcia, ale one wypadły najlepiej. Liczę, że duży ekran zaoferuje nam jednak ciekawsze opowieści zarówno o Moskwie poetyckiej, zakochanej, jak i tej brutalnej, rzeczywistej.
W ramach "Sputnika nad Krakowem" można obejrzeć takie filmy, jak: "Stworzył nas jazz", "Moskwa nie wierzy łzom", "Konik garbusek", "Obojętność", "Syberia, monamour", "Szczęśliwi ludzie: rok w tajdze", "Jesień" oraz "Słowo jak głaz". Przegląd zamknie projekcja filmu "Aelita" Jakowa Protazanowa z muzyką na żywo w wykonaniu Marcina Pukaluka.
Elena Kurant, festiwalowa prelegentka, przed krakowską projekcją wspomniała, iż projekt nie został najlepiej przyjęty przez rosyjską krytykę. Już w czasie seansu nasuwa się odpowiedź dlaczego.
Na tle produkcji paryskiej i nowojorskiej - moskiewska wypada blado, nierówno artystycznie, a momentami wręcz słabo technicznie. Pośród 18 etiud, które składają się na "Moskwo, kocham cię!", tylko kilka nieznacznie wybija się ponad niski poziom całości: anegdota o podglądaczu, który widzi próbę samobójczą, opowiastka o dziewczynie, której ukradziono telefon komórkowy czy wykorzystująca grafikę komputerową historyjka o robotnikach wspinających się na monumenty ZSSR. Może jeszcze etiuda o aniołach pomagających zagubionym mieszkańcom metropolii.
Jako całość projekt razi błahością, sztampą i dziecięcą wręcz naiwnością, dla których trudno znaleźć jakiekolwiek usprawiedliwienie. Odbiór utrudniają wpadki techniczne. Są chwile, gdy wyraźnie widać kłopoty z postsynchronami - tak częste w naszym kinie w latach 90. Odnosi się wrażenie, iż produkcja powstała "na kolanie" albo zrealizowana została przez licealistów, którzy dostali kamery i możliwość pobawienia się w kino. Tyczy się to nie tylko reżyserów i scenarzystów, ale i aktorów. W wielu nowelach "Moskwy…" ich gra jest sztuczna, sztywna albo mocno przerysowana, przy czym nie da się uzasadnić tego celami parodystycznymi lub pastiszowymi.
Zestaw broni się jedynie jako portret Moskwy. Mocno nierealistyczny, ale pozwalający przyjrzeć się różnym zakątkom miasta: parkom, blokom, "pałacom kultury", ulicom. Gdzieś pomiędzy kadrami, w tle zarysowuje się rozwarstwienie materialne i społeczne metropolii, jej ogrom. Nie one były głównym tematem przedsięwzięcia, ale one wypadły najlepiej. Liczę, że duży ekran zaoferuje nam jednak ciekawsze opowieści zarówno o Moskwie poetyckiej, zakochanej, jak i tej brutalnej, rzeczywistej.
W ramach "Sputnika nad Krakowem" można obejrzeć takie filmy, jak: "Stworzył nas jazz", "Moskwa nie wierzy łzom", "Konik garbusek", "Obojętność", "Syberia, monamour", "Szczęśliwi ludzie: rok w tajdze", "Jesień" oraz "Słowo jak głaz". Przegląd zamknie projekcja filmu "Aelita" Jakowa Protazanowa z muzyką na żywo w wykonaniu Marcina Pukaluka.
Dagmara Romanowska
Informacja własna
Ostatnia aktualizacja: 12.03.2012
Mrok wyłażący z utopii - rozmowa z Michałem Marczakiem i Jędrzejem Morawieckim
„Nad morzem”, czyli filmowy portret znikającego świata
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024