PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU

Patrząc na pozycję filmu i w ogóle sztuki w dzisiejszym świecie, jestem na krótką metę pesymistą. Ale na dłuższą optymistą, bo doszliśmy w komercji do etapu barbarzyństwa i może być już tylko lepiej – mówi Andriej Konczałowski, gość specjalny festiwalu „Sputnik nad Polską” w Warszawie.

Reżyser bardzo krytycznie ocenia ekspansję kina amerykańskiego w dzisiejszym świecie. – Za czasów mojej pracy w Hollywood, produkowano tam rocznie 200 – 300 bardzo rożnych filmów za stosunkowo niewielkie pieniądze. „Ojciec chrzestny” kosztował na przykład 6 milionów dolarów. Dzisiaj powstają produkcje, które kosztują 150 – 200 milionów i potem oglądają je widzowie w Polsce, w Rosji, w Chinach, wszędzie. Bo trzeba odzyskać zainwestowane pieniądze. To już nie jest twórczość. To jest wojna – twierdzi Konczałowski, który nie widzi dla siebie miejsca w dzisiejszej „fabryce snów”.


Andriej Konczałowski w Warszawie, fot.

- Gdybym został w Hollywood, stałbym się po prostu twórcą komercyjnym. Kolejnym twórcą komercyjnym. O wiele bardziej wolę robić ambitne kino w Rosji – mówi.

Konczałowski  sporo uwagi poświęcił też roli Internetu. – Młodzi ludzie dzisiaj nie chcą i nie muszą wiedzieć. Wystarczy, że wpiszą coś w sieci i wszystko jasne. Ale nie mówię, że Internet jest czymś złym. Po prostu trzeba pogodzić się z jego istnieniem i tym, że będzie wykorzystywany do dobrych i złych celów. Żyjemy w czasach rzekomej wolności, ale w takim świecie nie powstają arcydzieła. Nikt nie czeka na nie, tylko na piątą część Batmana. Do kina idzie się po to, by przez chwilę poddać się rozrywce i emocjom, a potem zapomnieć. Kiedyś, gdy Andriej Tarkowski i ja byliśmy młodzi, mieliśmy poczucie misji. Dzisiaj nikomu nie są potrzebne ambitne wyzwania, bo wszystko jest tylko chwilowe. Proszę pójść na ulicę i zapytać, czy ktoś zna Rublowa albo Mahlera. W Warszawie ludzie znają Chopina, to fakt, ale tylko dlatego, że jest marką. Tak jak Mozart w Salzburgu, który jest zarzucony czekoladkami i innymi pamiątkami z jego podobizną.

Zdaniem Konczałowskiego, bardzo trudno będzie doprowadzić np. do koprodukcji filmowej polsko – rosyjskiej. – Jestem otwarty na propozycje i wszystkie zawsze poważnie rozważam. Na razie jednak żadnych ofert z Polski nie dostałem. Polacy i Rosjanie, jak wszyscy sąsiedzi, mają ze sobą problem. Pamiętajmy też, że funkcjonujemy jednak w ramach dwóch różnych cywilizacji, a to co nas łączy to słowiański rodowód. Z pewnością nie dostrzegam problemu tzw. wolności tworzenia w obu krajach. Zresztą, co to w ogóle jest wolność tworzenia? Ona przecież zawsze istniała, tylko kiedyś artystom odcinano za nią głowy albo ich rozstrzeliwano. Ale w tym, co tworzyli, byli i tak wolni. Poza tym wolność w moim przekonaniu nie jest wcale gwarancją dla sztuki. W Polsce żyjecie w wolności, ale proszę mi pokazać arcydzieła, które u was powstają.

Podczas warszawskiego festiwalu filmów rosyjskich w ramach przeglądu filmów twórcy pokazane zostaną jego najgłośniejsze obrazy. Retrospektywa obejmuje tylko filmy zrobione w Rosji, w tym ostatni – „Dziadka do orzechów i króla szczurów”, który do polskiej dystrybucji ma wejść w 2012 roku. Andriej Konczałowski sporo uwagi poświęca ostatnio muzyce. Zekranizował operę „Borys GodunowModesta Musorgskiego, co roku reżyseruje też spektakle operowe w swoim kraju. O filmach pokazywanych w Warszawie mówi:

- Nie jestem jakoś szczególnie przywiązany do jednego z nich. A jednocześnie dla każdego mam specjalne uczucia. Sztuka jest rodzajem kłamstwa, zapomnienia, które dajemy ludziom. Wiedzą o tym wszyscy twórcy, którzy potrafią spojrzeć na siebie z dystansem i nie uważają się za mesjaszów. 


Rafał Kotomski
informacja własna
Ostatnia aktualizacja:  23.11.2011
Zobacz również
Kolejna nagroda dla "W ciemności"
„Efektowna reżyseria" wg Platige Image
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll