PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  18.05.2013
Jednym z najgorętszych wydarzeń pierwszych dni festiwalu okazała się uroczysta premiera „Kongresu” Ariego Folmana na podstawie opowiadania Stanisława Lema.

W tym samym czasie Konkurs Główny powoli zaczął nabierać rumieńców, choć pewnych faworytów do Złotej Palmy nadal brak. Gorąco oczekiwana premiera adaptacji „Kongresu futurologicznego” otworzyła wczoraj prestiżową sekcję Quinzaine des Réalisateurs (Piętnastka reżyserów), gdzie poza filmem Folmana znalazły się dzieła takich cenionych twórców jak m.in. Alejandro Jodorowsky, Marcel Ophüls, Sebastián Silva czy Jane Campion. Autorka „Fortepianu”, która przewodniczy w tym roku jury filmów krótkometrażowych oraz Cinéfondation, była uczestniczką wczorajszej uroczystości i została wyróżniona Złotą Karetą – specjalną nagrodą honorującą jej dorobek. Najważniejszymi gośćmi wieczoru byli jednak twórcy „Kongresu” – międzynarodowej produkcji zrealizowanej przy udziale m.in. Opus Film, Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej oraz Śląskiego Funduszu Filmowego.


"Kongres" w reżyserii Ariego Folmana. Fot. Opus Film.

Wielu reżyserów wie, że zmierzenie się z prozą Stanisława Lema jest rzeczą niełatwą, a sam pisarz pozostawał krytyczny wobec większości ekranizacji. Jak z tego zadania wywiązał się reżyser „Walca z Baszirem”? Wydaje się, że wybrał drogę najlepszą z możliwych. Z opowiadania najczęściej tłumaczonego polskiego autora zaczerpnął kilka najważniejszych motywów, wokół których rozwinął resztę swojej filmowej fantazji – dalekiej od literackiego pierwowzoru. Główną bohaterką jest hollywoodzka aktorka Robin Wright, która gra tu samą siebie (u boku m.in. Harveya Keitela). Jako że lata największej świetności ma już dawno za sobą, przez szefa studia Miramount (zbitka słów oczywiście nieprzypadkowa) zostaje zmuszona do zeskanowania swojej postaci na użytek kolejnych filmów – nie może jednak już sama grać, ani nawet pojawiać się publicznie. Ekranowe istnienie odsuniętej na margines gwiazdy zostaje zagarnięte przez jej sobowtóry – wiecznie piękne i błyszczące młodością. Wkrótce okazuje się, że los Robin dzieli wiele innych gwiazd, technologiczna rewolucja nieuchronnie zawładnęła bowiem całym przemysłem filmowym. Sam Ari Folman swoją interpretację Lemowskiej prozy science fiction określił nie tylko jako animowaną fantazję futurologiczną, ale też przede wszystkim „wołaniem o pomoc i krzyk tęsknoty za staroświeckim kinem, jakie znamy i kochamy”. I rzeczywiście, jego wizja rzeczywistości pożeranej przez wyobraźnię i ludzkie złudzenia, działa najmocniej właśnie jako nostalgiczna opowieść o końcu pewnej epoki. Opowieść, w której paradoksalnie największą siłę stanowią obrazy – dopracowane zarówno w części fabularnej (ukłony dla Michała Englerta!), jak i animowanej.


Michał Englert, autor zdjęć do "Kongresu". Fot. AKPA.

Znakomite zdjęcia stanowią także siłę konkursowego „A Touch of Sin” Jia Zhangke. Jeden z najbardziej cenionych i nagradzanych chińskich autorów Szóstej Generacji przywiózł do Cannes nowelową opowieść o swojej ojczyźnie, odważnie rozprawiającą się z chińską rzeczywistością w wielu jej odsłonach. Reżyser „Martwej natury” znany jest z tego, że pokazuje Państwo Środka szczerze i bez cenzury. Z jego minimalistycznych obrazów wyłania się wizja kraju, który mimo obfitości dóbr materialnych wydaje się stać na skraju przepaści, a bohaterowie zamieszkujący jego świat pozostają na marginesie gospodarczych zmian. Sympatia reżysera zawsze leżała po stronie ludzi, którym nie do końca się w życiu udało i którzy nie pasują do reszty społeczeństwa – podobny rys mają postaci „A Touch of Sin”. Ich historie splatają się w metaforyczną opowieść o mrocznej duszy chińskiego społeczeństwa. Okrutną i boleśnie poruszającą, choć w dużym stopniu zamkniętą na uniwersalne odczytania – co może niestety zamknąć temu społecznemu freskowi drogę do Złotej Palmy.

O ile nowe dzieło chińskiego autora nie zawodzi, o tyle wyczekiwany nowy obraz Asghara Farhadiego, „Le passé”, nie spełnił pokładanych w nim nadziei. W przeciwieństwie do wszystkich jego wcześniejszych dzieł – w tym wybitnego „Rozstania” – pozbawiony jest konsekwencji, rytmu i spójności, a przede wszystkim: sprawności w prowadzeniu narracji. Irański reżyser zapowiadał, że projekt będzie stanowił swoistą kontynuację jego ostatniego arcydzieła. I rzeczywiście, punkt wyjścia jest tu podobny, początkowo historia ogniskuje się bowiem na temacie rozwodu dwojga ludzi, którzy kiedyś byli sobie bliscy, a teraz zdają się mieszkać w dwóch innych światach. Stopniowo z tematu rozstania dawnych małżonków uwaga reżysera kieruje się w stronę trzeciej postaci. Jest nią kobieta, z którą był związany aktualny partner rozwodzącej się bohaterki. To, co zawsze stanowiło siłę kina Farhadiego, a więc budowanie bogatej intrygi na szczupłej, prostej konstrukcji opowieści – tym razem stanowi jego zdecydowaną słabość. „Le passé” mimo obiecującego początku szybko traci tempo, a bohaterowie filmu stają się nam obojętni. Jak wyznał reżyser w jednym z wywiadów, pytania zawsze wydawały mu się ciekawsze od odpowiedzi, a wątpliwość bardziej fascynująca od bezpiecznej dla ducha pewności. To zawieszenie ostatecznych sądów i odrzucanie jasnych założeń stanowi kluczowy motyw twórczości irańskiego filmowca, który zawsze pozostawiał w swoim kinie przestrzeń dla odbiorcy – jego osobistych interpretacji i przeżyć. Oby „Le passé”, zbyt jednoznaczne i niepotrzebnie rozciągnięte, było tylko chwilowym odstępem od tej reguły.


Magdalena Bartczak
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  19.05.2013
Zobacz również
Pozwoliłem, aby ten świat do mnie przyszedł
Program Forum Dokumentu i Animacji SFP
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll