PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Z Maciejem Drygasem, autorem "Abu Haraz" pokazywanym na 10. Planete+ Doc Film Festival, rozmawia Urszula Lipińska.
PortalFilmowy.pl: Nad "Abu Haraz" pracował pan siedem lat. Czy od razu wiedział pan, że chce pan Sudanowi poświęcić aż tyle czasu?

Maciej Drygas: Nigdy wcześniej nie byłem w Afryce. Nie cierpiałem upału, a tu nagle wylądowałem w najgorętszym miejscu na świecie. To była próba zmierzenia się z samym sobą, której dodatkowo stanęła na drodze biurokracja. Sudan nie jest prostym państwem, w potwornym żarze trzeba czekać w długich kolejkach na jakieś dokumenty. Przez pierwsze parę dni zadawałem sobie pytanie, czy dokonałem prawidłowego wyboru i czy na pewno tutaj powinienem lokować swój czas na kilka następnych lat. Po raz pierwszy poczułem, że jestem w niezwykłym świecie, kiedy dojechaliśmy do Nilu i czekaliśmy na przeprawę przez rzekę. Zardzewiały prom stał po jej drugiej stronie, człowiek, który umiał go obsługiwać, był po mojej stronie, łódka, która mogła go do tego promu przewieźć, była po tej samej stronie, po której był prom. Było samo południe, potworny upał. Każdy znalazł sobie jakiś malutki cień, bo to największa wartość w Afryce. Przycupnął. Nic się nie działo, więc też usiadłem i wtedy dostrzegłem piękno rzeki, przyrody i ludzi. Przez kilka godzin chłonąłem otoczenie. Wtedy zrozumiałem, że muszę zapomnieć o wszystkim, co przywiozłem z Europy: zegarku, niecierpliwości, zadufaniu, europocentryzmie. Otworzyć się na ten kraj i jego mieszkańców, a im bardziej to zrobię, tym więcej prezentów będę od tego świata dostawał.


Maciej Drygas, fot. polishdocs.pl

PF: Zawsze mówi pan o tym, że każdy dokument czegoś pana uczy. Co jest dla pana najważniejszą lekcją płynącą z pracy nad "Abu Haraz"?

MD: Trudno odpowiedzieć na to pytanie jednym zdaniem. Na pewno nauczyłem się od moich bohaterów prostoty życia. Mieszkaliśmy pod gołym niebem, spaliśmy pod gwiazdami. Opanowałem może dwieście słów po arabsku i nagle okazało się, że to wystarczy, aby się strasznie nagadać, bo istnieje coś ponad językiem. Spojrzenie, milczenie, wspólne kontemplowanie czasu. Kiedy wracałem do Polski, przez kilka tygodni nie mogłem sobie znaleźć miejsca. Musiałem używać noża i widelca, patrzeć na zegarek, odbierać telefony, gdzieś się spieszyć. Tak jak moi bohaterowie nie rozumieli, co to znaczy stracić swoją wioskę, tak my nie rozumiemy, w jak niesamowitym kieracie żyjemy. Sami go sobie reżyserujemy. To szok, gdy ląduje się na lotnisku, czeka się na przesiadkę i widzi się tłum ludzi biegnących do sklepów z zegarkami i torebkami po niepotrzebne rzeczy. Kiedy Sudańczycy wynosili się z wioski i pakowali się, dramatycznie płacząc, to widać było, że mają zaledwie po kilka przedmiotów.

PF: Pracując nad swoimi poprzednimi dokumentami nie stykał się pan z żywym człowiekiem, miał pan go "zapisanego" w listach czy uchwyconego na fotografiach. Czy dużym wyzwaniem było dla pana wyjść z archiwów i wejść w świat, który ma inną dynamikę, inną energię?

MD: Generalnie, lubię ludzi i bardzo mnie oni interesują, więc nie miałem problemu z tą zmianą. Oczywiście, pojawiły się bariery, m.in. problemy językowe. Musiałem także nauczyć się obserwować tę rzeczywistość z sensem. Pamiętam, że przez pierwszy rok pobytu w Sudanie wszystko wydawało mi się ciekawe, biegaliśmy wszędzie z kamerą. Kiedy potem spojrzałem na ten materiał, przestraszyłem się. Wyszło z tego takie Discovery Channel. Postanowiliśmy z operatorem zmienić sposób fotografowania. Już nie biegaliśmy za światem. Ustawialiśmy kamerę i pozwoliliśmy, żeby to ten świat do nas przyszedł. Zdecydowaliśmy się na długie ujęcia. Montaż filmu trwał około roku, bo zależało mi na tym, żeby ten film nie był pogrążony w publicystyce. Nie chciałem zastanawiać się, czy to dobrze, czy źle dla cywilizacji, że budują tam tamę, albo zachowywać się jak turysta wpadający do tego świata na chwilę. Zależało mi na bliskości z bohaterami, żeby widz oglądający film wypracował wobec nich własne emocje i nie patrzył na nich jak na jakąś ciekawostkę. Układałem dramaturgię tego dokumentu tak, żeby ludzie oglądając go, zaczęli patrzeć na siebie, poszukali takich momentów w swoim życiu, kiedy coś stracili.


Kadr z filmu "Abu Haraz", fot. materiały prasowe Planete+ Doc Film Festival

PF: Czy fakt, że realizował pan film w kulturze nieoswojonej z kamerą stanowił dla pana ułatwienie przy pracy nad tym filmem, czy wręcz przeciwnie?

MD: Film jako zjawisko był dla Sudańczyków abstrakcją. Byli oswojeni z fotografią, bo wcześniej dużo ich fotografowałem, więc kiedy ustawiałem kamerę i ktoś przechodził, to zwykle stawał, uśmiechał się do obiektywu i szedł dalej. Tłumaczyliśmy im więc, że film to ruchoma fotografia. Wtedy ludzie szli, nie przystając, uśmiechali się, machali i szli dalej. W pewnym momencie, powiedziałem, że jestem ich pamięcią. Będę filmował miejsce, którego za jakiś czas nie będzie i to, co zarejestruję, będzie ich pamiątką na całe życie.

PF: Podobno teraz będzie pan realizował potężny projekt, rozłożony na wiele lat, w którym chce się pan zmierzyć z materiałami archiwalnymi z całego świata.

MD: Chciałbym powolutku wycofywać się z pewnych rzeczy i dlatego po zrealizowaniu "Cudzych listów" ogłosiłem publicznie, że już nigdy nie będę zajmował się w filmie dokumentalnym okresem PRL-u. Według mnie, moje cztery ostatnie filmy układają się w całość i wszystko, co miałem do powiedzenia o PRL-u, w nich zawarłem. Oczywiście, to rozstanie nie było dla mnie proste, bo im bardziej próbowałem sobie je wytłumaczyć, tym więcej przychodziło do mnie historii, którymi warto było się zająć. Spędziłem dużo życia w archiwach i myślę, że ten etap chciałbym kiedyś zamknąć. Przy moim następnym projekcie, który jest teraz w bardzo początkowym stadium, będę próbował zmierzyć się z archiwami z całego świata. Myślę, że jeśli mi się to uda, nigdy więcej nie zrobię już filmu montowanego z archiwalnych materiałów.


Urszula Lipińska
www.portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  14.03.2014
Zobacz również
Rywalizacja ojców
Niemożliwe powroty do przeszłości
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll