Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
"Dustin Hoffman jest energiczny i kochany" - mówi o gwieździe "Absolwenta" Pauline Collins, jedna z głównych aktorek jego debiutu reżyserskiego, "Kwartetu" ("Quartet"), uroczej opowieści o starości, sztuce, przyjaźni i miłości. Film zawładnął sercami widzów Londyńskiego Festiwalu Filmowego, a my rozmawiamy z jego twórcami.
- Te dwie cechy pana Hoffmana pomogły zbudować atmosferę tego filmu - kontynuuje Collins, która wciela się w Cissy, jedną z diw mieszkających w domu spokojnej starości dla artystów operowych. Trwają właśnie przygotowania do uroczystego koncertu, gdy w ośrodku zjawia się Jean (Maggie Smith). To te dwie damy, razem z panami Wilfem (Billy Connolly) oraz Reginaldem (Tom Courtenay) tworzyły niegdyś legendarny kwartet. Nie tylko zawodowy…
- Jest on jednym z najbardziej inspirujących i uprzejmych reżyserów, z którymi kiedykolwiek pracowałam. Myślę, że rozumie aktorów, gdyż sam nim jest. Z łatwością znajdowaliśmy porozumienie - podkreśla brytyjska gwiazda. - Czasami miło jest usłyszeć, iż to, co się robi, jest w porządku - wtóruje Connolly, aktor i komik. - A (Dustin) jest w tym bardzo dobry!
Dustin Hoffman, fot. Dagmara Romanowska
Hoffman przybył do Londynu z uśmiechem i opalenizną. Trudno uwierzyć, iż ma już 75 lat - energią zaraża całe otoczenie. Projekt "Kwartetu" dotarł do niego poprzez przyjaciela, operatora Johna de Bormana, z którym wcześniej zrealizował "Po prostu miłość" (2008). - John powiedział mi kiedyś: "Powinieneś coś wyreżyserować" - wspomina artysta. - "Dobrze, ale znajdź mi coś" odpowiedziałem. I znalazł. Następnego dnia dostałem scenariusz i wziąłem się do pracy.
Reżyseria już wcześniej chodziła mu po głowie. - Czasami jednak od pomysłu do realizacji musi upłynąć 40 lat - śmieje się Hoffman. Nie zakładał, iż zadebiutuje w Wielkiej Brytanii z tutejszymi mistrzami sceny i opery. - Zadecydował przypadek - przyznaje. Punktem wyjścia fabuły była sztuka Ronalda Harwooda, który następnie sam zaadoptował ją na potrzeby ekranu. Zdjęcia zrealizowano w posiadłości Hedsor House w Buckinghamshire. Niemal całą obsadę, poza głównymi bohaterami, stanowią emerytowani mistrzowie opery, 70-, 80- i 90-latkowie. - Na plan zgłosili się z radością i werwą. Pracowali po 10-12 godzin dziennie, bez wytchnienia. To było niezwykłe, samo w sobie - opowiada reżyser. - Po kilku dniach zdjęć to przestała być praca. To wszystko nabrało zupełnie innego tonu.
Oglądając, nie sposób uciec od skojarzeń z "Jeszcze nie wieczór" Jacka Bławuta. Hoffman inspirował się jednak innym tytułem, dokumentem "Tosca's Kiss" z 1984 roku o domu spokojnej starości dla włoskich artystów operowych, który powstał na życzenie Verdiego. - Kazałem wszystkim ten film obejrzeć - zdradza reżyser. - Ale nie wiem czy ktoś mnie posłuchał - dystansuje się z delikatną kokieterią do swojego autorytetu na planie.
- Gdy robisz film, starasz się zarazem być swoim widzem - stwierdza Hoffman. - Wiedziałem, że musimy utrzymać energię, zainteresowanie widzów. Coś takiego, co udało się osiągnąć na przykład Cary'emu Grantowi w "Dziewczynie Piętaszek". "Kwartet" nie ma być filmem o… urynie czy jak to się w Anglii wymawia. Jakoś dziwnie - kończy zdanie śmiejąc się i przeskakując z wymowy amerykańskiej na brytyjską. Na poważnie już przyznaje, że najważniejsza była dla niego rada, którą zasłyszał w jednym z wywiadów Volkera Schlöndorffa z Billym Wilderem: "Jeżeli próbujesz powiedzieć widzom prawdę, bądź zabawny, bo inaczej cię zabiją".
Film "Kwartet" ma trafić do polskich kin na początku przyszłego roku.
- Te dwie cechy pana Hoffmana pomogły zbudować atmosferę tego filmu - kontynuuje Collins, która wciela się w Cissy, jedną z diw mieszkających w domu spokojnej starości dla artystów operowych. Trwają właśnie przygotowania do uroczystego koncertu, gdy w ośrodku zjawia się Jean (Maggie Smith). To te dwie damy, razem z panami Wilfem (Billy Connolly) oraz Reginaldem (Tom Courtenay) tworzyły niegdyś legendarny kwartet. Nie tylko zawodowy…
- Jest on jednym z najbardziej inspirujących i uprzejmych reżyserów, z którymi kiedykolwiek pracowałam. Myślę, że rozumie aktorów, gdyż sam nim jest. Z łatwością znajdowaliśmy porozumienie - podkreśla brytyjska gwiazda. - Czasami miło jest usłyszeć, iż to, co się robi, jest w porządku - wtóruje Connolly, aktor i komik. - A (Dustin) jest w tym bardzo dobry!
Dustin Hoffman, fot. Dagmara Romanowska
Hoffman przybył do Londynu z uśmiechem i opalenizną. Trudno uwierzyć, iż ma już 75 lat - energią zaraża całe otoczenie. Projekt "Kwartetu" dotarł do niego poprzez przyjaciela, operatora Johna de Bormana, z którym wcześniej zrealizował "Po prostu miłość" (2008). - John powiedział mi kiedyś: "Powinieneś coś wyreżyserować" - wspomina artysta. - "Dobrze, ale znajdź mi coś" odpowiedziałem. I znalazł. Następnego dnia dostałem scenariusz i wziąłem się do pracy.
Reżyseria już wcześniej chodziła mu po głowie. - Czasami jednak od pomysłu do realizacji musi upłynąć 40 lat - śmieje się Hoffman. Nie zakładał, iż zadebiutuje w Wielkiej Brytanii z tutejszymi mistrzami sceny i opery. - Zadecydował przypadek - przyznaje. Punktem wyjścia fabuły była sztuka Ronalda Harwooda, który następnie sam zaadoptował ją na potrzeby ekranu. Zdjęcia zrealizowano w posiadłości Hedsor House w Buckinghamshire. Niemal całą obsadę, poza głównymi bohaterami, stanowią emerytowani mistrzowie opery, 70-, 80- i 90-latkowie. - Na plan zgłosili się z radością i werwą. Pracowali po 10-12 godzin dziennie, bez wytchnienia. To było niezwykłe, samo w sobie - opowiada reżyser. - Po kilku dniach zdjęć to przestała być praca. To wszystko nabrało zupełnie innego tonu.
Oglądając, nie sposób uciec od skojarzeń z "Jeszcze nie wieczór" Jacka Bławuta. Hoffman inspirował się jednak innym tytułem, dokumentem "Tosca's Kiss" z 1984 roku o domu spokojnej starości dla włoskich artystów operowych, który powstał na życzenie Verdiego. - Kazałem wszystkim ten film obejrzeć - zdradza reżyser. - Ale nie wiem czy ktoś mnie posłuchał - dystansuje się z delikatną kokieterią do swojego autorytetu na planie.
- Gdy robisz film, starasz się zarazem być swoim widzem - stwierdza Hoffman. - Wiedziałem, że musimy utrzymać energię, zainteresowanie widzów. Coś takiego, co udało się osiągnąć na przykład Cary'emu Grantowi w "Dziewczynie Piętaszek". "Kwartet" nie ma być filmem o… urynie czy jak to się w Anglii wymawia. Jakoś dziwnie - kończy zdanie śmiejąc się i przeskakując z wymowy amerykańskiej na brytyjską. Na poważnie już przyznaje, że najważniejsza była dla niego rada, którą zasłyszał w jednym z wywiadów Volkera Schlöndorffa z Billym Wilderem: "Jeżeli próbujesz powiedzieć widzom prawdę, bądź zabawny, bo inaczej cię zabiją".
Film "Kwartet" ma trafić do polskich kin na początku przyszłego roku.
Dagmara Romanowska
portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 16.10.2012
Złoty Anioł Tofifest dla Geraldine Chaplin
WFF: Rozmowa z Marią Sadowską
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024