Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
W Konkursie Międzynarodowym widzowie mieli już okazję zobaczyć zarówno opowieści oparte na faktach historii kolumbijskiego ruchu terrorystycznego, manilskiego świata dziecięcej prostytucji, jak i kameralną historię kobiet próbujących poradzić sobie z prześladującymi je traumami z przeszłości.
Motywem łączącym produkcje z Ameryki Łacińskiej – „Operację E” Miguela Courtoisa Paternina i „O pewnych rzeczach lepiej nie mówić” Javiera Andrada jest przemoc i jej destrukcyjny wpływ na życie nie tylko jednostki, ale i społeczeństwa. Paternina oparł swój film na wydarzeniach autentycznych – w czasie trwania zbrojnego konfliktu rewolucyjna armia FARC przekazała drobnemu hodowcy kokainy dziecko. Ten – nie mając innego wyboru – zaopiekował się będącym w krytycznym stanie niemowlakiem. Doprowadziło to do serii wydarzeń zmieniających życie mężczyzny i jego rodziny. Narażając siebie, porzucając dom, lawirując pomiędzy dwiema stronami konfliktu bohater próbuje znaleźć wyjście z sytuacji, w której mimowolnie się znalazł. Reżyser skupia się na absurdzie i okrucieństwie rzeczywistości, w której jednostka jest nieistotnym pionkiem w szeroko zakrojonej grze, toczącej się na najwyższym poziomie. Wielkie ruchy polityczne kształtujące sytuację w kraju trafiają na okładki gazet i nakręcają machinę agresji, w której jak zawsze najbardziej poszkodowani są zwyczajni obywatele, którzy chcą trzymać się od tego z daleka.
Kadr z filmu "Operacja E", fot. WFF
„O pewnych rzeczach lepiej nie mówić” koncentruje się na innej stronie przemocy. Tu nie brutalna walka zbrojna jest bezpośrednią przyczyną nieszczęścia, a ludzka słabość. Bohaterami są dwaj bracia, od lat podporządkowujący swoje życie nałogom, które konsekwentnie ciągną ich, a także ich bliskich, na dno. I właśnie ta konsekwencja przyzwolenia na marazm, miarowość i codzienność destrukcji, która wciąż wdziera się do życia bohaterów prowadzą do tragedii. Reżyser pokazuje jak banalnie można doprowadzić do eskalacji zabójczych impulsów. Zderzenie z rzeczywistością i drastycznym wynikiem lekkomyślnych decyzji prowadzi z kolei ostatecznie do cynizmu, zdobywającego powszechny poklask.
Kim Hee-Jung, reżyserka „Winogronowego cukierka” (i absolwentka łódzkiej filmówki) skupia się na osobistych dramatach swoich bohaterek. Po 17 latach zerwanego kontaktu ponowne spotkanie przyjaciółek z dzieciństwa przywołuje traumę z dawnych lat. Z historii wynika dość banalny wniosek – by móc ułożyć sobie życie i odnaleźć spokój, trzeba uporać się z nierozwiązanymi problemami, powracającymi wyrzutami sumienia, nieprzepracowanymi dramatami. Całość wydaje się dość hermetyczna, choć po seansie można było usłyszeć słowa zachwytu, najczęściej wynikającego z utożsamiania się z bohaterkami filmu. Czy jednak naprawdę każda kobieta ma jakąś niezwykle ważną i powracającą historię związaną z przyjaciółką z dzieciństwa, jak próbuje przekonać nas slogan z filmu Hee-Jung? To chyba jednak zbyt duże uogólnienie.
Kadr z filmu "Winogronowy cukierek", fot. WFF
Najciekawszym z czterech tytułów wydaje się „Lilet, której nie było”. Uwagę przyciąga sama bohaterka, oparta na postaci autentycznej trzynastoletniej prostytutki, z którą reżyser przeprowadził serię wywiadów. Sama historia eksploatuje znany już poniekąd temat dziecięcej prostytucji, jednak perspektywa wyjątkowej bohaterki, a także świetne od strony wizualnej fantasmagoryczne sceny towarzyszące jej monologom, warte są zwrócenia uwagi na historię w swoim czasie najpopularniejszej dziecięcej prostytutki w Manili.
zobacz recenzję>>>
Kadr z filmu "Lilet, której nie było", fot. WFF
Motywem łączącym produkcje z Ameryki Łacińskiej – „Operację E” Miguela Courtoisa Paternina i „O pewnych rzeczach lepiej nie mówić” Javiera Andrada jest przemoc i jej destrukcyjny wpływ na życie nie tylko jednostki, ale i społeczeństwa. Paternina oparł swój film na wydarzeniach autentycznych – w czasie trwania zbrojnego konfliktu rewolucyjna armia FARC przekazała drobnemu hodowcy kokainy dziecko. Ten – nie mając innego wyboru – zaopiekował się będącym w krytycznym stanie niemowlakiem. Doprowadziło to do serii wydarzeń zmieniających życie mężczyzny i jego rodziny. Narażając siebie, porzucając dom, lawirując pomiędzy dwiema stronami konfliktu bohater próbuje znaleźć wyjście z sytuacji, w której mimowolnie się znalazł. Reżyser skupia się na absurdzie i okrucieństwie rzeczywistości, w której jednostka jest nieistotnym pionkiem w szeroko zakrojonej grze, toczącej się na najwyższym poziomie. Wielkie ruchy polityczne kształtujące sytuację w kraju trafiają na okładki gazet i nakręcają machinę agresji, w której jak zawsze najbardziej poszkodowani są zwyczajni obywatele, którzy chcą trzymać się od tego z daleka.
Kadr z filmu "Operacja E", fot. WFF
„O pewnych rzeczach lepiej nie mówić” koncentruje się na innej stronie przemocy. Tu nie brutalna walka zbrojna jest bezpośrednią przyczyną nieszczęścia, a ludzka słabość. Bohaterami są dwaj bracia, od lat podporządkowujący swoje życie nałogom, które konsekwentnie ciągną ich, a także ich bliskich, na dno. I właśnie ta konsekwencja przyzwolenia na marazm, miarowość i codzienność destrukcji, która wciąż wdziera się do życia bohaterów prowadzą do tragedii. Reżyser pokazuje jak banalnie można doprowadzić do eskalacji zabójczych impulsów. Zderzenie z rzeczywistością i drastycznym wynikiem lekkomyślnych decyzji prowadzi z kolei ostatecznie do cynizmu, zdobywającego powszechny poklask.
Kim Hee-Jung, reżyserka „Winogronowego cukierka” (i absolwentka łódzkiej filmówki) skupia się na osobistych dramatach swoich bohaterek. Po 17 latach zerwanego kontaktu ponowne spotkanie przyjaciółek z dzieciństwa przywołuje traumę z dawnych lat. Z historii wynika dość banalny wniosek – by móc ułożyć sobie życie i odnaleźć spokój, trzeba uporać się z nierozwiązanymi problemami, powracającymi wyrzutami sumienia, nieprzepracowanymi dramatami. Całość wydaje się dość hermetyczna, choć po seansie można było usłyszeć słowa zachwytu, najczęściej wynikającego z utożsamiania się z bohaterkami filmu. Czy jednak naprawdę każda kobieta ma jakąś niezwykle ważną i powracającą historię związaną z przyjaciółką z dzieciństwa, jak próbuje przekonać nas slogan z filmu Hee-Jung? To chyba jednak zbyt duże uogólnienie.
Kadr z filmu "Winogronowy cukierek", fot. WFF
Najciekawszym z czterech tytułów wydaje się „Lilet, której nie było”. Uwagę przyciąga sama bohaterka, oparta na postaci autentycznej trzynastoletniej prostytutki, z którą reżyser przeprowadził serię wywiadów. Sama historia eksploatuje znany już poniekąd temat dziecięcej prostytucji, jednak perspektywa wyjątkowej bohaterki, a także świetne od strony wizualnej fantasmagoryczne sceny towarzyszące jej monologom, warte są zwrócenia uwagi na historię w swoim czasie najpopularniejszej dziecięcej prostytutki w Manili.
zobacz recenzję>>>
Kadr z filmu "Lilet, której nie było", fot. WFF
Joanna Jakubik
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 14.10.2012
MIPCOM: o telewizji z Cannes
WFF: Konkurs Dokumentalny - „Królowa Wersalu”
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024