Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Środek tygodnia i zarazem półmetek festiwalu. Jeszcze za wcześnie, by ferować jakiekolwiek wyroki i wybierać faworytów konkursu na najciekawszy debiut roku. Wydarzeniem 31. edycji festiwalu „Młodzi i film” są bez wątpienia premiery „Dziewczyny z szafy” Bodo Koksa i "Sanctuary" Nory McGettigan. Właśnie w środę drugi z tych filmów został zaprezentowany koszalińskiej publiczności.
Pełnometrażowy debiut autorki „Jak to jest być moją matką?” jest filmem na wskroś debiutanckim. Producenci również zadebiutowali przy pełnym metrażu, zarówno Wajda Studio, czyli polski koproducent, jak i Venom Film - strona irlandzka. Debiutanci się sprawdzili - oglądamy w pełni profesjonalne, dobrze przygotowane kino. "Sanctuary" to opowieść o stracie, takiej jednak, która pozwala na nowy początek. Właśnie zmarła żona Jana, ale choć dawno stracili ze sobą kontakt, jest to dla niego cios. Śmierć małżonki daje okazję do spotkania z dawno niewidzianą córką. McGettigan w swoim filmie pokazuje proces budzenia się do życia głównego bohatera. Pogrążony w letargu, maskujący emocje bohater nie wzbudza pozytywnych emocji, chociaż reżyserka dyskretnie próbuje wzbudzić w nas empatię. Co ciekawe, autorka zaobserwowała, że akceptacja egoistycznego postępowania Jana łatwiej przychodzi kobietom.
Jan Frycz, "Sanctuary", fot. Wajda Studio
Siłą tego filmu są fantastyczni aktorzy – Jan Frycz trzyma wysoki poziom, do jakiego nas przyzwyczaił, ale prawdziwym odkryciem staje się Agnieszka Żulewska. McGettigan przyznaje, że jak tylko zobaczyła, jaka relacja (i jak szybko) wytworzyła się między Fryczem a Żulewską, wiedziała, że to właśnie 25-latka musi zagrać w jej filmie. Młoda aktorka ma w sobie coś magnetycznego, siłę i kruchość jednocześnie. W przypadku tej roli można się pokusić o prognozę – mamy kandydatkę do nagrody aktorskiej.
Szkoda, że na spotkaniu z cyklu „Szczerość za szczerość” akurat po tym filmie zabrakło aktorów, a publiczność nie włączyła się w rozmowę. Znacznie bardziej skorzy do komentarzy byli goście wcześniejszego spotkania – po projekcji „Ścinek” Szymona Uliasza i Magdaleny Gubały. Film pokazuje rozpad związku i konsekwencje rozstania dwojga ludzi. Kino psychologiczne, próbujące przełamywać schematy opowiadania. Po seansie pojawiły się opinie, że z tej narracyjnej ekwilibrystyki niewiele wynika, mało zostaje z tego filmu, co podkreślała prowadząca spotkanie. Coś w tym jest, film nie spełnia złożonych widzowi obietnic, ale docenić należy upór – film powstał za prywatne pieniądze – oraz odwagę w poszukiwaniu eksperymentalnych rozwiązań.
Agnieszka Żulewska, "Sanctuary", fot. Wajda Studio
Ryzyko i młodzieńcza brawura – to właśnie to, co w Koszalinie podpowiada się początkującym twórcom jako sposób na pierwszy film. Jednak nie ma tutaj mowy o regule uniwersalnej. McGettigan zaryzykowała, wskakując na głęboką wodę międzynarodowej koprodukcji. Przyznaje, że odebrała solidną lekcję. Uliasz i Gubała postawili na ryzyko formalne, ale także pracowali odczuwając wszelkie konsekwencje pracy z niskim budżetem. Czas pokaże, komu jego ryzyko bardziej się opłaciło.
Pełnometrażowy debiut autorki „Jak to jest być moją matką?” jest filmem na wskroś debiutanckim. Producenci również zadebiutowali przy pełnym metrażu, zarówno Wajda Studio, czyli polski koproducent, jak i Venom Film - strona irlandzka. Debiutanci się sprawdzili - oglądamy w pełni profesjonalne, dobrze przygotowane kino. "Sanctuary" to opowieść o stracie, takiej jednak, która pozwala na nowy początek. Właśnie zmarła żona Jana, ale choć dawno stracili ze sobą kontakt, jest to dla niego cios. Śmierć małżonki daje okazję do spotkania z dawno niewidzianą córką. McGettigan w swoim filmie pokazuje proces budzenia się do życia głównego bohatera. Pogrążony w letargu, maskujący emocje bohater nie wzbudza pozytywnych emocji, chociaż reżyserka dyskretnie próbuje wzbudzić w nas empatię. Co ciekawe, autorka zaobserwowała, że akceptacja egoistycznego postępowania Jana łatwiej przychodzi kobietom.
Jan Frycz, "Sanctuary", fot. Wajda Studio
Siłą tego filmu są fantastyczni aktorzy – Jan Frycz trzyma wysoki poziom, do jakiego nas przyzwyczaił, ale prawdziwym odkryciem staje się Agnieszka Żulewska. McGettigan przyznaje, że jak tylko zobaczyła, jaka relacja (i jak szybko) wytworzyła się między Fryczem a Żulewską, wiedziała, że to właśnie 25-latka musi zagrać w jej filmie. Młoda aktorka ma w sobie coś magnetycznego, siłę i kruchość jednocześnie. W przypadku tej roli można się pokusić o prognozę – mamy kandydatkę do nagrody aktorskiej.
Szkoda, że na spotkaniu z cyklu „Szczerość za szczerość” akurat po tym filmie zabrakło aktorów, a publiczność nie włączyła się w rozmowę. Znacznie bardziej skorzy do komentarzy byli goście wcześniejszego spotkania – po projekcji „Ścinek” Szymona Uliasza i Magdaleny Gubały. Film pokazuje rozpad związku i konsekwencje rozstania dwojga ludzi. Kino psychologiczne, próbujące przełamywać schematy opowiadania. Po seansie pojawiły się opinie, że z tej narracyjnej ekwilibrystyki niewiele wynika, mało zostaje z tego filmu, co podkreślała prowadząca spotkanie. Coś w tym jest, film nie spełnia złożonych widzowi obietnic, ale docenić należy upór – film powstał za prywatne pieniądze – oraz odwagę w poszukiwaniu eksperymentalnych rozwiązań.
Agnieszka Żulewska, "Sanctuary", fot. Wajda Studio
Ryzyko i młodzieńcza brawura – to właśnie to, co w Koszalinie podpowiada się początkującym twórcom jako sposób na pierwszy film. Jednak nie ma tutaj mowy o regule uniwersalnej. McGettigan zaryzykowała, wskakując na głęboką wodę międzynarodowej koprodukcji. Przyznaje, że odebrała solidną lekcję. Uliasz i Gubała postawili na ryzyko formalne, ale także pracowali odczuwając wszelkie konsekwencje pracy z niskim budżetem. Czas pokaże, komu jego ryzyko bardziej się opłaciło.
Lech Moliński
portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 13.09.2012
Festiwal Filmów Koreańskich po raz pierwszy we Wrocławiu
Kino grozy na Pięciu Smakach
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024