PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Terrence'a Malicka krytykować nie sposób: zaraz pojawiają się głosy, że jest to krytyka ideologii i linii filozoficznej. Uwagi, które z merytorycznym punktowaniem błędów nie mają nic wspólnego. Reżyser ma wierne grono wyznawców, dla których jego styl i poetyka są źródłem doznań metafizycznych, obiektem podziwu czy wręcz kultu. Wytknięcie mistrzowi potknięcia to bluźnierstwo, równe obrazie religijnego symbolu, czy zhańbieniu rodziny.

Pokazany w ramach konkursu "To the Wonder" tu, w Wenecji, spotkał się z chłodnym przyjęciem. Kiedy ekran zgasł, a festiwal pasteli zastąpiły napisy, z sali rozległo się głośne buczenie. W kuluarach mówi się ironicznie o użyciu „ścinków” z „Drzewa życia”. W napisach końcowych znajduje się zresztą informacja, że w filmie wykorzystano materiały nagrane przy poprzednich produkcjach Malicka. Rzeczywiście, słynna „malickowska” poetyka przesącza się potoczystym strumieniem z każdego kadru. Rasowy all inclusive: pastelowe, wysmakowane zdjęcia Emmanuela Lubezkiego, liryczne smyczki (tym razem Hanan Towshend zamiast Alexandre Desplata), dialog sprowadzony do syntetycznych, symbolicznych deklaracji. Dużo zbliżeń, gra spojrzeń, ręka przeczesująca kłosy, delikatne tkaniny falujące na wietrze, taniec radości w wysokiej trawie... podobieństwo jest uderzające, z tym, że zamiast dinozaurów mamy bizony, a główna rola męska sprowadza się do sugestywnego milczenia. Bena Afflecka spotkał ten sam los, co wcześniej Seana Penna i wielu innych – w montażu jego rolę znacznie okrojono. W efekcie jego bezimienny bohater (według napisów – Neil) mógłby równie dobrze być grany przez kamień, gdyby ten tylko potrafił równie chmurnie marszczyć brwi. Całkiem inne emocje ewokuje główna bohaterka kobieca. Marina Olgi Kurylenko to kobieta dziecko, nieustannie w ruchu, uśmiechach, piskach... jej nieposkromiony entuzjazm szybko zaczyna drażnić, reakcje stają się do bólu przewidywalne. Tropem przewodnim filmu jest złożona relacja tej dwójki. W ich świat wkracza na chwilę inna kobieta (Rachel McAdams), w tle obserwujemy także kryzys wiary, jaki przeżywa lokalny ksiądz (Javier Bardem). Przewodnimi motywami filmu jest potrzeba miłości – czy to ludzkiej, czy boskiej – nierozerwalnie połączona z ciągłym kwestionowaniem tego uczucia, wątpieniem w sens, kierunek. Wdrukowana w nasza naturę tendencja do krzywdzenia siebie i innych, nieumiejętność dopasowania się, wystarczającego otwarcia na innych. Pytania do Boga zadawane są na przemian z pytaniami do samych siebie, a całą tę wewnętrzną narrację widzowi zdradzają nieustannie obecne głosy - podawane z offu myśli poszczególnych bohaterów.



Z "To the Wonder" zieje pustka. Pustka myśli, misji, treści. Malicka nie interesują jego bohaterzy – ludzie z krwi i kości, ich lęki, wątpliwości i pragnienia. Postaci poruszają się bezwolnie w dyrygowanym przez autora kukiełkowym teatrzyku, nie będąc, a ilustrując jedynie tezy i założenia, które artysta chciał zawrzeć w obrazie. Być może to ten dysonans pomiędzy wagą ciężką zagadnień a naskórkowym ich przepracowaniem sprawia, że film nieustannie wpada w bagienko nieznośnej pretensjonalności i patosu. To dwugodzinny wideoklip, do którego – jak słusznie zauważył znajomy – dialogi pisać musiał pod pseudonimem Paulo Coelho.

Być może reakcja na "To the Wonder" to kwestia wrażliwości, wykształconej przez daną kulturę; zaraz po premierze w prasie amerykańskiej pojawiło się kilka niezwykle przychylnych tekstów, szafujących terminami „sztuka” i „arcydzieło”. Podczas seansu, na którym byłam, kiedy ja wraz z koleżanką Niemką powstrzymywałyśmy się od zbytniego manifestowania irytacji i znudzenia, rząd za nami znajomy Amerykanin wpijał paznokcie w fotel i przełykał łzy. Trochę mu zazdroszczę – bo takiego poczucia zmarnowanego czasu jak w tym przypadku nie miałam jeszcze podczas weneckiego festiwalu ani razu. Mam wrażenie, że Malick, który zwykle tworzy mozolnie i powoli, prezentując swój drugi na przestrzeni ostatniego roku film, perfidnie zażartował sobie z widza. Podarował mu to, czego „malickofile” pragną, czyli stężony koncentrat swojego stylu. Niestety, tym razem w śmiertelnej dawce.

Anna Tatarska
Ostatnia aktualizacja:  3.09.2012
Zobacz również
Młodzi i Film: debiutanci bohaterami
Owacja na stojąco dla polskiego dokumentu w Montrealu
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll