Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Aktorzy Polscy
Filmowcy Polscy
Dzisiaj, 19 stycznia, mija 90. rocznica urodzin Jerzego Kawalerowicza. Jeden z największych artystów polskiego kina i pierwszy prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich zmarł 27 grudnia 2007 roku. Przypominamy tekst Stanisława Zawiślińskiego, opublikowany w „Magazynie Filmowym SFP” (1/2008)
„Nie mam żadnego artystycznego creda, ponieważ nie interesują mnie dogmaty. Mogę jedynie się przyznać do tego, że trudno mi zrezygnować z myślenia o filmie jako o sztuce – sztuce, która stymuluje wszystko, co się dzieje w twórczości audiowizualnej. Film wśród 'migających obrazków' powinien spełniać tę funkcję, co literatura przez duże 'L' w masowym piśmiennictwie. W związku z tym ktoś musi upierać się przy robieniu filmów na pewnym poziomie wymagań estetycznych i intelektualnych, i ja do tych uparciuchów, być może, należę...” (Jerzy Kawalerowicz)
Kawalerowicz żył kinem. Twierdził nawet, że za sprawą kina żył 18 razy - nakręcił bowiem 18 filmów (jeden – Gromadę - wspólnie z Kazimierzem Sumerskim), a realizację każdego z nich traktował jak jedno życie. - W dorosłym życiu, w swoim myśleniu, nie znajdowałem już miejsca na cokolwiek innego poza tym, co jest związane z pracą filmowca. Dzięki niej zawierałem przyjaźnie, znajomości, podróżowałem po świecie, działałem społecznie - zwierzał się w jednym z wywiadów.
Jerzy Kawalerowicz, fot. SFP
Pochodził z rodziny osiadłej na Kresach Wschodnich, w której żyłach płynęła mieszana krew polsko-ormiańsko- niemiecko - francuska. Urodził się w miasteczku Gwoździec nad Czeremoszem (dzisiaj: Ukraina). Tam jego ojciec był naczelnikiem poczty, stryj - dyrektorem banku i popularyzatorem sportu; wuj ze strony matki - malarzem, natomiast ciotki grały i koncertowały na cytrach. Te rodzinne powinowactwa i usposobienia miały spory wpływ na osobowość i późniejsze zainteresowania artystyczne Kawalerowicza. Podobnie jak dorastanie w wielokulturowym środowisku przedwojennej, mitycznej Galicji, która wydawała na świat takich artystów jak Bruno Schulz, Isaac Singer, Leopold Buczkowski czy Joseph Roth.
Z X Muzą po raz pierwszy zetknął się na początku lat trzydziestych ubiegłego wieku. W jego rodzinnej miejscowości pokazywano "Nibelungi" Fritza Langa. Zapamiętał to, gdyż po projekcji filmu operatorzy obwoźnego kinematografu spłonęli wraz ze swoim urządzeniem po pokazywania „ruchomych obrazków”.
Po II wojnie światowej trafił do Krakowa i tam studiował najpierw malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych , a potem przez kilkanaście miesięcy uczęszczał na Kursy Przysposobienia Filmowego. Mało kto wie, że na tym skończyła się jego formalna edukacja. Nie otrzymał dyplomu reżysera. Rzemiosła filmowego uczył się w praktyce asystując na planach filmowych m.in. u Leonarda Buczkowskiego, Jerzego Zarzyckiego, Aldo Verdano i Wandy Jakubowskiej.
Jako już samodzielny realizator często podejmował się przedsięwzięć trudnych, pełnych rozmachu, niejednokrotnie nowatorskich czy wręcz awangardowych. Stronił od doraźności - szukał tematów, które mają walor uniwersalny, ponadczasowy. Z upodobaniem ekranizował literaturę - utwory Newerlego, Prusa, Sienkiewicza, Iwaszkiewicza, Aleksego Tołstoja, Zawieyskiego, Stryjkowskiego. Starał się budować własną dramaturgiczną rzeczywistość filmową, w której niezwykle ważne były - przesłanie dla widza i uroda obrazu. Był warsztatowym perfekcjonistą. W latach 60. wymyślił „subiektywne filmowanie”- okiem bohatera filmu, dzisiaj stosowane już często. - To człowiek, który zamiast czaszki ma kamerę filmową - charakteryzował go Tadeusz Konwicki.
Takie dzieła Kawalerowicza jak nominowany do Oscara „Faraon”, nagrodzona Srebrną Palmą w Cannes "Matka Joanna od Aniołów", a także "Austeria", ”Pociąg” czy "Śmierć prezydenta" to dzisiaj ceniona klasyka, która nadal przyciąga widzów , zaciekawia i inspiruje.
Ze względu na rolę jaką odegrał w polskiej kinematografii II połowy XX wieku - był nie tylko reżyserem, ale także szefem legendarnego już „Kadru” i wieloletnim prezesem SFP- nazwałem go kiedyś „faraonem kina”. Teraz myślę, że był nawet kimś więcej - arystokratą X Muzy. Podczas ceremonii pogrzebowej Andrzej Wajda żegnał Go jako „ojca Polskiej Szkoły Filmowej” i patrona wielu międzynarodowych sukcesów polskiego kina. Wspomniał też o jego oddaniu sprawom środowiska filmowego.
Wprawdzie nie był Kawalerowicz „bratem łatą”, ale wielu zapamiętało go jako człowieka życzliwego i dowcipnego. Pół żartem, poił serio mówił, , że swoją silę witalną oraz żywotność zawdzięcza temu, że codziennie wypija szklaneczkę whisky z mlekiem.- Z mlekiem? – dziwiono się. - Tak , odrobina mleka nikomu nie zaszkodzi - odpowiadał.
Jerzy Kawalerowicz, fot. SFP
Umiał smakować życie, doceniać w nim piękno. Był pedantem. Na starość zaprzyjaźnił się z kotami - one były jego ostatnią miłością.
W ostatnich latach wielokrotnie przeprowadzałem wywiady z Jerzym Kawalerowiczem. Zawsze podkreślał, że jego artystyczne credo sprowadzało się do tego, by – na ile to możliwe - nie powielać innych i nie powielać siebie. - - Chyba nie dałem się zaszufladkować – obwieszczał triumfalnie. Czasem opowiadał też o niezrealizowanych pomysłach – np. ekranizacji „Podróży” wg Dygata , o niedoszłej współpracy z Louisem Bunuelem, przerwanych przygotowaniach do produkcji „Sfory”. Pragnął, by sprowadzono do Polski „Maddalenę” z muzyką Ennio Morriccone, - film, który w roku 1971 nakręcił we Włoszech. Kilka miesięcy temu powiedział mi: - Niczego co zdarzyło się w moim życiu nie żałuję. Tyle, że wszystko wokół mnie zmieniało się zbyt szybko. Mnóstwo rzeczy na moich oczach runęło lub wywróciło się do góry nogami: państwa, granice, ustroje, sojusze, a przede wszystkim wartości, nawet te, które wydawały się niepodważalnymi. Jedyne, co okazało się na przestrzeni mojego życia trwałe - to twórczość.
Myśli o nakręceniu kolejnego filmu nigdy go nie opuściły.
Kiedy latem 2007 roku po raz ostatni był na planie filmowym - tym razem w roli jednego z bohaterów filmu dokumentalnego - skonstatował : - Wiem, że nie nakręcę już więcej żadnego filmu, ale lubię myśleć, że jednak jeszcze to zrobię. I streścił pomysł filmu o starym reżyserze, który udaje się w podroż pociągiem. - Z Galicji…na Capri. Wyobraża Pan sobie co w takiej podróży by się działo ?
No właśnie : co by się działo?
My możemy podążyć już tylko śladami Kawalerowicza i pielęgnować pamięć o Nim.
Stanisław Zawiśliński / WRÓB
Magazyn Filmowy SFP
Ostatnia aktualizacja: 31.12.2013
Jadwiga Kędzierzawska nie żyje
Adam Brodzisz - wielki zapomniany amant
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2023