PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Dzisiaj, 19 stycznia, mija 90. rocznica urodzin Jerzego Kawalerowicza. Jeden z największych artystów polskiego kina i pierwszy prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich zmarł 27 grudnia 2007 roku. Przypominamy tekst Stanisława Zawiślińskiego, opublikowany w „Magazynie Filmowym SFP” (1/2008)

 „Nie mam żadnego artystycznego creda, ponieważ nie interesują mnie dogmaty. Mogę jedynie się przyznać do tego, że trudno mi zrezygnować z myślenia o filmie jako o sztuce – sztuce, która stymuluje wszystko, co się dzieje w twórczości audiowizualnej. Film wśród 'migających obrazków' powinien spełniać tę funkcję, co literatura przez duże 'L' w masowym piśmiennictwie. W związku z tym ktoś musi upierać się przy robieniu filmów na pewnym poziomie wymagań estetycznych i intelektualnych, i ja do tych uparciuchów, być może, należę...” (Jerzy Kawalerowicz)

Kawalerowicz żył kinem.  Twierdził nawet,  że  za sprawą  kina żył 18 razy -  nakręcił  bowiem 18 filmów (jeden – Gromadę -  wspólnie z Kazimierzem Sumerskim), a realizację każdego z nich traktował jak jedno życie.  -  W  dorosłym  życiu,  w swoim myśleniu,  nie znajdowałem już miejsca na cokolwiek innego poza tym, co jest związane z pracą  filmowca. Dzięki niej zawierałem przyjaźnie, znajomości, podróżowałem po świecie, działałem społecznie -  zwierzał się  w jednym z wywiadów.


Jerzy Kawalerowicz, fot. SFP

Pochodził z rodziny osiadłej na Kresach Wschodnich, w której żyłach płynęła mieszana krew polsko-ormiańsko- niemiecko - francuska.  Urodził się w miasteczku Gwoździec nad Czeremoszem (dzisiaj: Ukraina).  Tam jego ojciec  był naczelnikiem poczty,  stryj - dyrektorem banku i popularyzatorem sportu; wuj ze strony matki - malarzem, natomiast ciotki  grały i koncertowały na cytrach. Te rodzinne powinowactwa i  usposobienia miały spory wpływ na  osobowość i późniejsze zainteresowania artystyczne Kawalerowicza. Podobnie jak dorastanie w wielokulturowym środowisku przedwojennej, mitycznej Galicji, która wydawała na świat takich artystów jak Bruno Schulz, Isaac Singer, Leopold Buczkowski czy Joseph Roth.

Z X Muzą po raz pierwszy zetknął się na początku lat trzydziestych  ubiegłego wieku. W jego rodzinnej miejscowości pokazywano "Nibelungi" Fritza Langa.  Zapamiętał to, gdyż po projekcji  filmu operatorzy obwoźnego kinematografu spłonęli wraz ze swoim urządzeniem po pokazywania „ruchomych obrazków”.

Po II wojnie światowej  trafił do Krakowa i tam studiował najpierw malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych , a potem  przez kilkanaście miesięcy uczęszczał na Kursy Przysposobienia Filmowego. Mało kto wie, że  na tym skończyła się jego formalna edukacja. Nie otrzymał dyplomu  reżysera. Rzemiosła filmowego uczył się w praktyce asystując na planach filmowych m.in.  u Leonarda Buczkowskiego, Jerzego Zarzyckiego, Aldo Verdano i  Wandy Jakubowskiej.

 Jako już samodzielny realizator często podejmował się przedsięwzięć trudnych, pełnych rozmachu, niejednokrotnie  nowatorskich czy wręcz awangardowych. Stronił od doraźności - szukał tematów, które mają walor uniwersalny, ponadczasowy. Z upodobaniem ekranizował literaturę - utwory Newerlego, Prusa, Sienkiewicza, Iwaszkiewicza, Aleksego Tołstoja, Zawieyskiego, Stryjkowskiego. Starał się budować własną dramaturgiczną rzeczywistość filmową, w której niezwykle ważne były - przesłanie dla widza i  uroda obrazu. Był warsztatowym perfekcjonistą. W latach 60. wymyślił „subiektywne filmowanie”- okiem bohatera filmu, dzisiaj stosowane już często. - To człowiek, który zamiast czaszki ma kamerę filmową - charakteryzował go Tadeusz Konwicki. 

 Takie  dzieła Kawalerowicza jak nominowany do Oscara „Faraon”, nagrodzona Srebrną Palmą w Cannes  "Matka Joanna od Aniołów", a także "Austeria", ”Pociąg” czy "Śmierć prezydenta"  to dzisiaj ceniona klasyka, która nadal przyciąga widzów , zaciekawia i inspiruje.
 
Ze względu na rolę jaką odegrał  w polskiej kinematografii II połowy XX wieku - był nie tylko reżyserem, ale także szefem legendarnego już „Kadru” i  wieloletnim prezesem SFP-  nazwałem go kiedyś „faraonem kina”. Teraz myślę, że był nawet kimś więcej - arystokratą X Muzy.  Podczas ceremonii pogrzebowej Andrzej Wajda  żegnał  Go jako „ojca Polskiej Szkoły Filmowej” i patrona wielu międzynarodowych sukcesów polskiego kina. Wspomniał też o jego oddaniu  sprawom środowiska filmowego.

Wprawdzie nie był Kawalerowicz  „bratem łatą”, ale wielu zapamiętało go jako człowieka życzliwego i dowcipnego. Pół żartem, poił serio mówił, , że swoją silę witalną oraz  żywotność zawdzięcza temu, że codziennie wypija szklaneczkę whisky z mlekiem.-  Z mlekiem? – dziwiono się. - Tak , odrobina mleka nikomu nie zaszkodzi - odpowiadał.


Jerzy Kawalerowicz, fot. SFP

Umiał smakować życie, doceniać w nim piękno. Był pedantem.  Na starość zaprzyjaźnił się z kotami - one  były jego ostatnią miłością. 
 
W ostatnich latach wielokrotnie przeprowadzałem wywiady z Jerzym Kawalerowiczem. Zawsze podkreślał, że jego artystyczne credo sprowadzało się do tego, by – na ile to możliwe -  nie powielać innych i nie powielać siebie. - - Chyba nie dałem się zaszufladkować – obwieszczał triumfalnie. Czasem opowiadał też o niezrealizowanych pomysłach – np. ekranizacji „Podróży” wg Dygata , o niedoszłej współpracy z Louisem Bunuelem, przerwanych przygotowaniach do produkcji „Sfory”. Pragnął,  by sprowadzono do Polski „Maddalenę” z muzyką Ennio Morriccone, -  film, który w roku 1971 nakręcił we Włoszech.  Kilka miesięcy temu powiedział mi:  - Niczego co zdarzyło się w  moim życiu nie żałuję. Tyle, że wszystko wokół mnie  zmieniało  się zbyt szybko. Mnóstwo rzeczy na  moich oczach runęło lub wywróciło się do góry nogami: państwa, granice, ustroje, sojusze, a przede wszystkim wartości, nawet te, które wydawały się niepodważalnymi. Jedyne, co okazało się na przestrzeni mojego życia trwałe -  to twórczość.

Myśli o nakręceniu kolejnego filmu nigdy go  nie opuściły.

Kiedy latem 2007 roku po raz ostatni był na planie filmowym - tym razem w roli jednego z bohaterów filmu dokumentalnego -   skonstatował :  - Wiem, że nie nakręcę już więcej żadnego filmu, ale lubię  myśleć, że jednak jeszcze to zrobię. I streścił pomysł filmu o starym reżyserze, który udaje się w  podroż pociągiem. - Z Galicji…na Capri. Wyobraża Pan sobie co w takiej  podróży by się działo ?

No właśnie : co by się działo?

My możemy podążyć już tylko śladami Kawalerowicza i pielęgnować pamięć o Nim.

 





    



Stanisław Zawiśliński / WRÓB
Magazyn Filmowy SFP
Ostatnia aktualizacja:  31.12.2013
Zobacz również
Jadwiga Kędzierzawska nie żyje
Adam Brodzisz - wielki zapomniany amant
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll