PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Pieniądze i sukces są bardzo pociągające. Wszyscy temu ulegamy. Każdy z nas jest myśliwym – mówi Piotr Bernaś, autor nagrodzonego na Plus Camerimage filmu dokumentalnego "Paparazzi".  Film był nominowany do Europejskiej Nagrody Filmowej. Z Piotrem Bernasiem rozmawia Anna Serdiukow.

Portalfilmowy.pl: Przemysław Stoppa, bohater twojego filmu, to niezwykle barwna postać.
Piotr Bernaś: Mówisz to z ironią?

PF:Z ironią też, bo to bohater niejednoznaczny. Fascynujący, ale kontrowersyjny. Trudno go zamknąć w czarno-białych ramach.
PB: Ja i Przemek pochodzimy z dwóch różnych światów. Można powiedzieć, że to antypody. Na samym początku w ogóle go odrzucałem. On był ostatni na mojej liście. Spotkałem się z kilkoma chłopakami, którzy pracują w Super Ekspresie, czy w Fakcie. Wydawało mi się, że oni mieli dużo lepsze powody, żeby robić to, co Przemek.

PF:Jakie?
PB: Jeden z nich miał dwójkę niepełnosprawnych dzieci, paparazzi to była jedyna możliwość, by zarobić odpowiednie pieniądze. Jednak tamci ludzie nie zdecydowali się mówić otwarcie, nie dźwigali, nie nieśli ze sobą historii. Przemek zaintrygował mnie. Zobaczyłem faceta, który cynicznie określa rzeczywistość, a swoją w niej rolę niemniej dosadnie.


Piotr Bernaś, fot. Łukasz Żal

PF: No dobrze, ale on chyba też chce wytłumaczyć swój wybór: świat jest zły, trzeba się dostosować.

PB: On o sobie mówi – jestem skurwysynem. Nie jest łatwo tak powiedzieć o sobie. Albo inaczej, co musi się z człowiekiem stać, by tak o sobie powiedział?

PF: Nie jest to element autokreacji, lub usprawiedliwienia?
PB: Też to chciałem sprawdzić. Czułem, że mój bohater się usprawiedliwia, ale w pewnym sensie usprawiedliwiam go i ja. Nie oceniam, nie mówię mu, że jest zły. Jeśli już mamy mówić o winie i karze, to jest ona rozłożona na wiele czynników. Jest społeczeństwo, które odbiera takie treści, są media, które takimi treściami epatują, jest wydawca, który na tym zarabia i jest Przemek, na samym końcu tego układu pokarmowego, który robi to, co robi, bo jakaś pani Hela chce potem o tym poczytać. Czasami pewnie granice są łamane, ale winą nie możemy obarczyć wyłącznie paparazzi. Podobała mi się analiza Przemka. Nie wybielał się. Mówił otwarcie: tak, siedzę w gównie. Postanowiłem się dowiedzieć, dlaczego on w nim siedzi, dlaczego go to tak fascynuje i jaką cenę za to płaci. Wierzyłem, że dokopię się do momentu, który sprawił, że Przemek znalazł się w tym miejscu. Udało się.

PF: Czułeś, że on został zmuszony przez okoliczności?
PB: W pewnym momencie życia każdy człowiek zostaje postawiony przed wyborem: godzi się robić pewne rzeczy, albo nie. Przemek się zgodził, pojechał do rodzin, wyciągnął zdjęcia ofiar wypadku. Wtedy po raz pierwszy przekroczył jakąś granicę. Potem już się nie zatrzymywał.

Tamten moment jest dla niego najbardziej bolesny. Dlatego ja Przemka nie oceniam, widz sam może osądzić czy jest to bardziej pozytywna, czy negatywna postać. A może w ogóle tego nie rozstrzygać, tylko lepiej zastanowić się nad samym sobą?

PF: Inny fragment z filmu – Przemek opowiada o tym, jak przychodził do szpitala, w którym matka zostawiła niechciane dziecko. Codziennie robił zdjęcie i wkładał niemowlakowi pod poduszkę. Widzimy jego drugą, nieznaną twarz. W finale, choć odzywa się instynkt paparazzi, następuje także wahanie: czy zarabiać na katastrofie smoleńskiej? Czy zarabiać na śmierci?
PB: Instynkt działa szybko, więc paparazzi rusza za ofiarą jak myśliwy. Dla mnie mój bohater jest idealnym symbolem współczesnego człowieka. My żyjemy w pędzie. Przemek goni, nie wiadomo za czym goni, często wyobraża sobie, że musi gonić. Jest od tego uzależniony. Ale to ważne, że jest u niego jeszcze myśl, która sprawia, że on się zastanawia, czy jednak na moment się nie zatrzymać? Czy podjąć pościg za bratem zmarłego prezydenta, czy odpuścić? I ten ludzki odruch jest ważny. Pieniądze i sukces są bardzo pociągające. Wszyscy temu ulegamy. Każdy z nas jest myśliwym.

PF: I każdy z nas w pewnym momencie staje się tego ofiarą?
PB: To jest moje pytanie. Od początku zastanawiałem się, jaką cenę płaci się za takie życie.

PF: Przemek widział film?
PB: Tak, bardzo mu się podobał. I jednocześnie zabolał. Powiedział szczerze: no tak, taki jestem. To jest bardzo przykre, że ja taki jestem, ale tak jest. Odważnie, nie każdy potrafiłby się do tego przyznać. Pojawiła się w nim myśl, że może należałoby zawrócić i wykonać pracę u podstaw. Zbudować siebie od nowa. Ale ja nie zrobiłem filmu o paparazzi – zrobiłem film o człowieku. Bo mnie interesuje człowiek, jako istota metafizyczna, nie biologiczna.

PF: Łatwo było sportretować sposób pracy paparazzi?
PB: Zacząłem zdjęcia we wrześniu w 2009 roku. Przemek po pierwszym spotkaniu zgodził się na film, ale później się wycofał. Potem niespodziewanie zadzwonił i powiedział, żebym pojechał z nim „na temat”. Pojechałem, a potem znowu nastąpiły trzy miesiące milczenia. Ogromna niepewność… Najpierw kręciłem Przemka sam, chciałem się do niego zbliżyć. W filmie dokumentuję rozmowę z policjantem, wyprawę do hospicjum, wreszcie jego wyjazd do Szwajcarii pod dom Romana Polańskiego. Zdecydowałem, że mam dość materiałów, które ukazują kulisy tej pracy. Potrzebowałem operatora, który nadałby wizję plastyczną filmowi, co pozwoliłoby mi skupić się na obserwacji i docieraniu do Przemka. Bez kamery w ręku, która jednak ogranicza. Spotkałem wtedy Łukasza Żala – operatora obrazu. Kiedy już mieliśmy zacząć zdjęcia razem, Przemek wyjechał do Wenecji polować na Angelinę Jolie. Ponad dwa miesiące bez bohatera spędziliśmy z Łukaszem na rozmowach, oglądaniu materiałów, zadawaniu pytań.

PF: Dynamiczny montaż w filmie oddaje pęd, nerwowy rytm, w którym żyje bohater.
PB: Starałem się tak konstruować film, by wizja pędu, podenerwowania, była cały czas obecna. Bo ona cały czas towarzyszy paparazzi. To był klucz do ich rzeczywistości. Bardzo pomógł mi Jacek Bławut, mój profesor ze Szkoły Wajdy, który podpowiedział, by film montować emocjonalnie. Za tym poszedłem.

PF: To, co uderza, to niemal brak kontaktów z najbliższymi. Paparazzi nie ma życia poza pracą?
PB: Ten wyimek to moje prawo do pewnej subiektywnej analizy. Przemek ma normalne kontakty z rodziną, jest z nimi, dzwoni. Ale poprzez zastosowanie tego wyimka, ja zadaję pytanie o jakość tych kontaktów. Jako reżyser mam prawo do stawiania takich pytań, tak samo jak mam prawo do szukania w nim ludzkiej twarzy. Ktoś może powiedzieć, że to cynik, że te poszukiwania są bez sensu. Nie zgadzam się. Tak samo jak mam prawo do tego, by koniec mojego filmu był zawieszony, a nie z kropką nad i. Chcę widza wypuścić z kina z pytaniem, czy bohater pojechał za swoją ofiarą, czy nie. Czy będzie robił zdjęcia, czy zrezygnuje. Bo mnie interesuje zadawanie pytań, a nie dawanie odpowiedzi. Odpowiedzi może dać Przemek, lub widz szukając refleksji w sobie.

PF: Paparazzi z założenia mieli stać z boku, ukrywać się za obiektywem. Są, i to od dawna, bohaterami dyskusji, śpiewają o nich gwiazdy pop.
PB: I to jest właśnie forma bezrefleksyjnego ich promowania. Słowo paparazzi jest fajne, knajpa o takiej nazwie ładnie wygląda, paparazzi w telewizji dobrze wygląda zaproszony na rozmowę.


Kadr z filmu "PaparazzI", fot. Krakowska Fundacja Filmowa

PF: A nie jest tak, że coś przełamała, przewartościowała śmierć księżnej Diany w 1997 roku? Mówiło się dużo o człowieku, który ją ścigał i fotografował, ale ktoś spytał, no dobrze, ale dlaczego ona uciekała?
PB: To wydarzenie na pewno przyczyniło się do rozgłosu wokół samego zawodu.

PF: Wasz film też się kończy w tunelu.
PB: Ja nie chcę do końca na tę korelację wskazywać, chociaż niektórzy to wyciągają. Masz rację, wtedy nastąpił pewien przełom. To, że jeszcze ktoś robił jej zdjęcia, jak ona leżała konająca, czy nieprzytomna, było początkiem jakiejś dyskusji, zalążkiem czegoś. Nagle zawód paparazzi zaczął istnieć, media z całego świata skupiły się na tym temacie. Ludzie przyczepili temu etykietkę, że to jest złe, że mamy prawo ich oceniać, bo my jesteśmy ci dobrzy, którzy się brzydzą tym wszystkim. Niestety nie przyniosło to obserwacji, nie poszło dalej w refleksję, że wszyscy jesteśmy częścią tego procesu, z uwagą śledzimy i kupujemy potem te gazety ze zdjęciami.

PF: Sam nie pracowałeś jako paparazzi, ale dobrze znasz życie w pewnym napięciu.
PB: Tak. Znałem kiedyś takie życie: wiecznie na adrenalinie i wysokich obrotach. Bardzo długo imałem się zajęć, które wymagały pędu, szybkiego podejmowania decyzji. Jeździłem na wojny jako fotoreporter. Uczestniczyłem w dramatycznych sytuacjach i zdarzeniach. To wymagało instynktu i zapomnienia. Jednak nie można zmyć prysznicem widoku ciężarówki pełnej rozkładających się ciał – ofiar zamachów w Bagdadzie. Wracałem do domu, ale mentalnie dalej mnie w nim nie było. Teraz to już rozdział zamknięty, bo ja dziś chcę być z moją rodziną. Mam fantastyczny kontakt z moim kilkumiesięcznym synkiem i nie chciałbym tego stracić. Jeśli żyłbym tylko w tamtym, pociągającym bądź co bądź napięciu, to byłoby to bardzo smutne życie.

PF: Wciąż chowasz się za obiektywem, co prawda teraz jest to obiektyw kamery nie aparatu, ale interesuje mnie, co sprawiło, że zmieniłeś zawód?
PB: Kiedy jeździłem do Iraku zauważyłem pewną prawidłowość – był wybuch, reporterzy z różnych agencji biegli, żeby jak najszybciej dostać się na miejsce, sfotografować porozrywane ciała, po czym szybko pędzili z powrotem do hotelu, żeby ten materiał wysłać, żeby ich zdjęcie było pierwsze. Ja ten bieg widziałem…

PF: Uczestniczyłeś w nim?
PB: Wówczas nie musiałem, pracowałem dla gazety, która wtedy jeszcze nie walczyła o sensację.  Zrozumiałem jednak zasadę wyjeżdżania na wojnę – im bardziej krwawe zdjęcie zrobisz, im bardziej szokujące, tym lepiej. W tym momencie dostrzegłem, że to się bardzo nie różni jakościowo od zdjęć paparazzi, jest to tylko inny temat. Tu i tam jesteś nastawiony tylko i wyłącznie na uzyskanie szokującego materiału.
 
Patrzę jak dziś wygląda konkurs World Press Photo, to są zdjęcia najbardziej dosadne, obrazujące coś, co według mnie powinno być owiane metafizyką i tajemnicą, czyli śmierć. Sprowadzenie tego do produktu, który rano oglądasz przy śniadaniu na okładce w gazecie, jest dla mnie niedopuszczalne. Granica została przekroczona. Wówczas stwierdziłem, że nie chcę uczestniczyć w wyścigu mass mediów.

PF: Co tobą kierowało, gdy zdecydowałeś się zostać filmowcem?
PB: Możliwość pełnej wypowiedzi. Jestem przeświadczony, że chcę komunikować się z innymi, że mam coś ważnego do powiedzenia. Ja chcę dzisiaj krzyczeć. Dlaczego? Nie żyje mi się wygodnie w tym świecie, więc kino dla mnie to jest jakiś rodzaj protestu. Jest to rodzaj neurotycznego zawodu, który powoduje, że stajesz z boku, a przynajmniej wydaje ci się, że nie musisz uczestniczyć w społecznym pędzie. To mi daje poczucie równowagi psychicznej. Czuję, że tylko w ten sposób mogę ocalić cząstkę siebie. Ten zawód daje mi też możliwość wypowiedzi bez cenzury, bez cięć naczelnego i fotoedytora. Analiza życia – pytania: gdzie jestem, co robię, po co to robię – jest dla mnie szalenie istotna. Film daje taką możliwość, dodatkowo pozwala dotrzeć do większej liczby odbiorców, niż fotografia. Chcę robić kino dla ludzi. Oni mogą się ze mną nie zgadzać, ale ważne by chcieli zobaczyć, usłyszeć, wejść ze mną w dialog. Skoro mogę dzisiaj krzyczeć, chcę to robić jak najgłośniej. 
 
 
Piotr Bernaś – reżyser, dokumentalista, fotograf. Pracował jako fotoreporter wojenny dla Gazety Wyborczej. Wielokrotny laureat polskich konkursów fotografii prasowej za fotoreportaże z Polski, Iraku, Iranu, Sri Lanki, Gruzji. Ukończył Program Dokumentalny DOK PRO w Szkole Wajdy, w ramach którego zrealizował film „Paparazzi“, nominowany w 2011 roku do Europejskiej Nagrody Filmowej. Na Międzynarodowym Festiwalu Sztuki Operatorów Zdjęć Filmowych Plus Camerimage w 2011 roku w konkursie krótkometrażowych filmów dokumentalnych Łukasz Żal z Piotrem Bernasiem zostali uhonorowani Złotą Żabą za zdjęcia do filmu „Paparazzi“.



Anna Serdiukow
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  8.08.2013
Zobacz również
Jerzy Kucia kończy 70 lat
Krzysztof Globisz - 55 urodziny!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll