Filmowa kariera Waldemara Krzystka związana jest z Dolnym Śląskiem. To tam rozgrywała się akcja takich jego filmów jak „Nie ma zmiłuj”, "Mała Moskwa" czy najnowszego - "80 milionów".
Bez Waldemara Krzystka trudno wyobrazić sobie wrocławskie życie kulturalne. Twórca „Małej Moskwy” zwraca uwagę intensywną gestykulacją, ekspresyjnym tonem wypowiedzi i dosadnym językiem. Wszystkie te cechy okazały się przydatne, gdy wraz ze Stanisławem Lenartowiczem, Sylwestrem Chęcińskim i Tadeuszem Kosarewiczem tworzył we Wrocławskiej Wytwórni Filmów Fabularnych słynną „Lożę Szyderców”.
Waldemar Krzystek, fot. Akpa
W karierze Krzystka związki z Dolnym Śląskiem przenoszą się z salonów na kinowy ekran. Twórca „Nie ma zmiłuj” osadza akcję niemal wszystkich swoich filmów we Wrocławiu bądź w rodzinnej Legnicy. W prowadzonym z dala od krajowego centrum życiu zwykłych ludzi reżyser dostrzega odbicie najważniejszych wydarzeń z najnowszej historii Polski. Nie inaczej dzieje się w „80 milionach”, w których Krzystek postanowił przypomnieć na ekranie czasy „Solidarności”.
Filmy reżysera potrafią wyzwolić się od wielu schematów ograniczających polskie kino. Twórca „Ostatniego promu” uprawia swoją twórczość na przekór systemowi patriarchalnemu. Kobiece bohaterki Krzystka wydają się silniejsze, bardziej skomplikowane i obarczone większą odpowiedzialnością niż męscy odpowiednicy. W filmie „W zawieszeniu” pielęgniarka o imieniu Anna zostaje zmuszona do wyboru między ukrywającym się żołnierzem AK a zakochanym w niej lekarzem. Podobny trójkąt uczuciowy uwikłany w skomplikowaną intrygę polityczną powróci po latach w „Małej Moskwie”.
"80 milionów", fot. Kino Świat
Bolesna i niemożliwa do spełnienia miłość stanowi ulubiony motyw twórczości Krzystka. Reżyser odmienia to słowo przez wszystkie przypadki i filtruje je przez pryzmat odmiennych konwencji. W przeciwieństwie do większości polskich twórców, Krzystek nie boi się wkraczania na terytorium kina gatunkowego. Już w debiutanckim, średniometrażowym „Przebudzeniu” dokonał połączenia love story i psychologicznego horroru. W następnych latach kilkakrotnie z powodzeniem sięgał po konwencję melodramatu. Najnowsze "80 milionów" to komedia sensacyjna, która równie dobrze może zostać potraktowana jako swojska odmiana „heist movie”, a więc filmu traktującego o brawurowych skokach na bank.
Gra z gatunkiem filmowym nigdy nie stanowi dla Krzystka wyłącznie pretekstu do efekciarskiej żonglerki schematami. Pozornie znajome historie zyskują u twórcy „Ostatniego promu” nowe znaczenia i mają moc wpływania na popularne sposoby myślenia. "80 milionów" udowadnia, że fenomenu „Solidarności” nie należy analizować na kolanach, a patos z powodzeniem można zastąpić zawadiackim dowcipem.
Dwa ostatnie filmy Krzystka pozostają między sobą w wyraźnym kontraście. O ile „Małej Moskwie” często zarzuca się formalną staroświeckość, o tyle "80 milionów" stanowi zdecydowanie najbardziej młodzieńcze dokonanie reżysera. Dynamicznie opowiedziana, zbuntowana i przepełniona nadzieją historia wydaje się w pełni oddawać ducha swoich czasów. Pozwala zrozumieć jak wielką satysfakcję musiało przynieść skompromitowanie systemu w przededniu ogłoszenia stanu wojennego.