Marcin Sauter reżyser filmów dokumentalnych "Kino objazdowe", ,Pierwszy dzień", "Moje miasto" oraz głośnego "Na północ od Kalabrii", operator i scenarzysta własnych filmów opowiada o najnowszym - "Hakawati".
Portal Filmowy: Dlaczego zainteresowałeś się Hakawati? Pytam nie tylko o postać opowiadacza bajek, ale również o kierunek geograficzny?
Kadr z filmu "Hakawati", fot. Marcin Sauter
Marcin Sauter Zaczęło się od fascynacji czysto fotograficznej Bliskim Wschodem, krajami arabskimi. Nicią, prowadzącą do tamtego świata, były bajki. Już w dzieciństwie je znałem i świat, który sobie wówczas wyobrażałem, gdzieś we mnie cały czas jest. Stąd naturalnie pojawił się temat Hakawatich. Jeszcze niedawno byli oni obecni w setkach, może tysiącach arabskich knajpek i dzień w dzień słuchała ich bajek większość dorosłych Arabów. To wydało mi się rewelacyjnym tematem na film. Zwłaszcza, że ten świat całkowicie zniknął. Ta kultura opowiadaczy jest teraz odtwarzana, przywoływana przez artystów i intelektualistów arabskich, byłem na festiwalu opowiadaczy w Bejrucie, jednak to jest coś innego - to jest teatr i choć to bardzo ciekawe zjawisko, nie chciałem o tym robić filmu.
PF: Czy czułeś się w Syrii i Libanie bezpiecznie? Byłeś tam jeszcze przed arabską wiosną? Pytam, bo w filmie pojawiają się sytuacje, marginalnie, ale jednak, które dotyczą polityki: scena przy punkcie granicznym czy wspomnienie wojny w Libanie. Chodzi mi o zrozumienie rzeczywistości społeczno-politycznej, którą zobaczyłeś.
Kadr z filmu "Hakawati", fot. Marcin Sauter
MS: Zdjęcia robiłem jesienią zeszłego roku, Czuliśmy się bezpiecznie, jednak zwłaszcza w Libanie dominujące jest dla przyjezdnego poczucie, że wojna wisi w powietrzu. Tam regularnie dochodzi do konfliktów z Izraelem, świeże są wspomnienia bardzo krwawej wojny domowej, wszędzie ruiny i ciężka atmosfera mężczyzn czekających na kolejną wojnę. Nie to miało być tematem filmu jednak bardzo zależało mi na tym, żeby ta wojna - zagrożenie nią, chaos z tego wynikający, był w tle filmu. Z jednej strony bajki, z drugiej regularne wojny - tę zależność, kontrast chciałem pokazać. Nie jestem dziennikarzem, w filmach opisuję moje wrażenia i portretuję ludzi oddzielonych od polityki. Polityka mnie nie interesuje, chcę wiedzieć, jak działa świat, w którym żyją bohaterowie, jaki ma wpływ, na to kim są, co myślą.
PF: Co pociąga Cię w baśniach? Poprzedni Twój film, powstały na dolnym Śląsku, jest dokumentem bajkowym. To przypadek?
MS: Nie wiem, szukam lepszego świata w filmach. Na Bliskim Wschodzie znalazłem go we wspomnieniach zadymionych knajp, pełnych zasłuchanych w bajki mężczyzn. W poprzednim filmie szukałem spokoju życia na uboczu, żeby powolutku móc usiąść, porozmawiać. Bajki opowiadają o czasach przeszłych, w filmach szukam sytuacji i miejsc, które opowiadają o tym, jak się żyło kiedyś, albo jak się ludziom wydaje, że się żyło kiedyś - może tu jest jakieś podobieństwo.
PF: Dostałeś za "Hakawati" wyróżnienie w konkursie międzynarodowym na festiwalu "Camera Obscura". Według jury "tworzy(sz) w tym samym duchu jak Kapuściński" i "uczy(sz) nas języka i czytania kina". Czujesz powinowactwo z Kapuścińskim? Możesz skomentować to uzasadnienie werdyktu?
MS: Kapuściński jest mistrzem i bardzo chciałbym tworzyć w jego duchu. Staram się, ale dużo mi do tego brakuje. Kapuściński potrafił w lakoniczny sposób opisać skomplikowane zjawiska. Jego książki uruchamiają wyobraźnię. Jest w nich jest bardzo rzadkie, szczere i całkowite zainteresowanie ludźmi, których opisuje. W pracy dokumentalisty kontakty z ludźmi przed kamerą są najważniejsze. Chciałbym, żeby w moich filmach były tak intensywne jak u niego.
Film Marcina Sautera powstał przy współfinansowaniu PISF.