PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
AKTUALNOŚCI
  17.10.2011
Rodzime kino zazwyczaj trzyma się z dala od filmów drogi. Inaczej niż amerykańscy swobodni jeźdźcy, nasi rodacy bywają hamowani przez limity prędkości, nadgorliwe przepisy i znaki zakazu. Mimo wszystko bohaterom polskiego kina od czasu do czasu udaje się pokonać wszystkie te ograniczenia. Za sprawą rodzimych filmów mogliśmy towarzyszyć już w podróży zbiegłym mordercom, sfrustrowanym inteligentom i politycznym uchodźcom. Dzięki Markowi Koterskiemu do tej galerii osobowości już wkrótce mogą dołączyć postacie z filmu „Baby są jakieś inne”.


Na planie "Baby są jakieś inne", reż. M. Koterski, fot. Kino Świat

Wszystkie drogi prowadzą na Jasną Górę

Czerpiące zarówno z wzorców antycznej kultury, jak i doświadczeń amerykańskich beatników klasyczne „road movies” opowiadają o niemożliwej do zaspokojenia tęsknocie za wolnością.  Podróż każdorazowo staje się w tej sytuacji metaforą wędrówki w głąb samego siebie. Podobne myślenie o gatunku charakteryzowało na polskim gruncie reżyserowany przez Sylwestra Chęcińskiego serial „Droga”  z 1973 roku. Filmy eksponujące motyw podróży stanowią jednak coś więcej niż tylko szlachetną kartę historii. Zwłaszcza w ostatnich latach nasze drogi ponownie zaroiły się od poszukujących życiowego sensu i celu outsiderów. Kłopot w tym, że ich droga najczęściej prowadzi donikąd. Większość filmów adaptujących na nasze realia prawidła gatunku powiela najcięższe grzechy całego polskiego kina. O ile klasyczne  road movies były napędzane paliwem kontrkulturowej rewolty, o tyle ich rodzime odpowiedniki wydają się ograniczane przez nachalny konserwatyzm. Kłopoty zaczynają się już na poziomie doboru bohatera. W „Północ-południe” Łukasza Karwowskiego gdzieś na  prowincji dochodzi do spotkania chorej na AIDS prostytutki i umierającego księdza. We „Wszystko będzie dobrze” Tomasza Wiszniewskiego oraz „Handlarzu cudów” Jarosława Szody i Bolesława Pawicy wędrujący Polak to katolik i alkoholik, dla którego podróż staje się wyłącznie błagalną pielgrzymką. Pod czujnym okiem świętego Krzysztofa  bohaterowie wytrwale  mkną w stronę upragnionej  przemiany. Po drodze  zaliczają jednak wszystkie scenariuszowe pułapki tkwiące w ckliwych historyjkach o nawróceniu grzesznika. W tak skonstruowanej rzeczywistości rzekome cuda okazują się wyłącznie jarmarcznymi trikami.

Wędrówki inicjacyjne

Zarówno we "Wszystko będzie dobrze",jak i w „Handlarzu cudów” wśród bohaterów pojawiają się postacie dziecięce. Zwłaszcza w tym drugim filmie stanowią one jednak wyłącznie dość nachalny kontrapunkt dla  dorosłej postaci. Nie zmienia to jednak faktu, że figura dziecka staje się coraz ważniejszym elementem pejzażu polskiego kina drogi.  Wkraczający w dorosłe życie młody człowiek idealnie pasuje do koncepcji, zgodnie z którą  podróż ma pociągać za sobą osiągnięcie przez bohatera psychologicznej dojrzałości.  Wśród filmów drogi z etykietką „made in Poland” znajduje się miejsce zarówno dla łobuzersko uśmiechniętej „Wielkiej majówki” Krzysztofa Rogulskiego, jak i zrodzonych z buntu przeciw rzeczywistości "300 mil do nieba" Macieja Dejczera. Imponujący rewers tego ostatniego filmu stanowi wciąż oczekujące na kinową premierę "Jutro będzie lepiej" Doroty Kędzierzawskiej. Poruszona  dyskusją w radiowej Trójce reżyserka zdecydowała się opowiedzieć opartą na faktach historię trzech bezdomnych rosyjskich chłopców liczących, że ich los odmieni się dzięki ucieczce do Polski. Po ponad 20 lat gorycz przeszywająca film Dejczera gorycz mogła nareszcie zamienić się w pozbawiony nachalności optymizm Kędzierzawskiej.


Hi way, reż. J. Borusiński, fot. Opus film

Podróże za jeden uśmiech


Pełniące często funkcję komentarza do współczesnej rzeczywistości polskie kino drogi sprawdza się również na polu zupełnej abstrakcji. Dzieje się tak zwłaszcza w wypadku łączenia konwencji z dobrze zadomowionym na naszym gruncie gatunkiem komediowym.  Przykładem takiego udanego mariażu wydaje się niesłusznie odrzucony przez krytykę „Hi Way” Jacka Borusińskiego.  W opowieści o dwójce filmowców snujących się po Polsce bez wyraźnego celu przydługawe dowcipy sąsiadują z majstersztykami rodem z Monty Pythona. Chaotyczną całość spina wyłącznie poczucie zagubienia w rzeczywistości, która niepostrzeżenie wymknęła się prawom logiki. Jedynym wyjściem dla bohaterów wydaje się akceptacja otaczającego absurdu i próba  odnalezienia w nim artystycznej inspiracji.

Podobny problem z określeniem swojego miejsca w świecie miewają zazwyczaj bohaterowie Marka Koterskiego. W ich przypadku akceptacja tego, co niezrozumiałe wiązałaby się jednak z przyznaniem do sromotnej klęski. Przegrani intelektualiści z niesłabnącym uporem poszukują odpowiedzi na nurtujące ich problemy. Najczęściej gubią wtedy drogę, błądzą po omacku i trafiają w ślepą uliczkę. Wszystko wskazuje na to, że podobny los sprowokuje również pozornie niewinne stwierdzenie, że „baby są jakieś inne”.


Piotr Czerkawski
informacja własna
Ostatnia aktualizacja:  14.12.2013
Zobacz również
Akademia Polskiego Filmu - teraz Kraków
"Młyn i krzyż" na amerykańskich ekranach
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll