PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Za „Hanoi – Warszawa”  Katarzyna Klimkiewicz otrzymała Europejską Nagrodę Filmową 2010 w kategorii filmów krótkometrażowych. Reżyserka właśnie wróciła z Anglii, gdzie pracowała nad pełnometrażowym debiutem „Flying Blind”.  Rozmawiamy o projekcie, którym zajmowała się przez ostatnie kilkanaście miesięcy, i o tym jak to się robi w Wielkiej Brytanii.

Portalfilmowy.pl: Zacznijmy od początku, jak trafiłaś na scenariusz filmu „Flying blind”, czy to on znalazł ciebie?

Katarzyna Klimkiewicz: Cały projekt ruszył dwa lata temu - na festiwalu Encounters w Bristolu, na pierwszym międzynarodowym festiwalu, na który dostał się film „Hanoi-Warszawa”. Tam  zobaczyła go Alison Sterling - lokalna producentka, która miała już na koncie krótkie metraże, jeden z nich nominowany do nagrody BAFTA i miała pomysł na pełnometrażowy film. Właściwie był to zarys scenariusza, pięciostronicowe streszczenie. Szukała reżysera do tego projektu, spoza Wysp Brytyjskich, bo jak mówiła – denerwuje ją tamtejsze podejście do kina, brytyjskie, brudne kino społeczne. Chciała kogoś kto ma inny punkt widzenia.


Katarzyna Klimkiewicz, Miki Manojlović, ceremonia rozdania Nagród EFA, Tallin 2010, fot. EFA

Alison zgłosiła projekt na konkurs iFeatures – przez pół roku trwał development wybranych projektów, które stopniowo, na różnych etapach, odpadały. Zgłosiło się ponad 500 zespołów. Trzy zwycięskie scenariusze miały zagwarantowane finansowanie  produkcji.
 
Brzmi jak stymulująca, zdrowa rywalizacja…

Tak, wszyscy na tym zyskują, zaczyna się do treatmentu, na każdym etapie dostajesz pieniądze na development. Jeśli twój scenariusz odpadnie, możesz z nim robić co chcesz.  Był taki moment, w którym Alison szukała koproducenta w Polsce, na wypadek gdybyśmy nie przeszły do końca, ale dostałyśmy te pieniądze. To jest w całości brytyjska produkcja. Złożyło się na nią kilka instytucji: BBC Films, miasto Bristol, lokalne South West Screen, prywatna firma Matador Films. Budżet nie jest duży, bo to 300 000 funtów, czyli około miliona złotych.  Dosyć mało – bo 24 dni zdjęciowe.

Na szczęście mogłam ściągnąć Andrzeja Wojciechowskiego, który był operatorem w „Hanoi”. Chciałam sprowadzić też montażystę, który jest świetny, ale pojawił sie nacisk, żebym pracowała z kimś kto ma na koncie wiele pełnych metraży. Dostałam bardzo doświadczoną brytyjską montażystkę, przygotowaną na różne sytuacje, które dla mnie byłyby zaskakujące.

Kiedy rozmawiałyśmy rok temu, tuż po tym, kiedy otrzymałaś nominację do EFA, zapowiadałaś film jako … thriller.


Haha! Film ewoluował od tego czasu, dzisiaj bym go tak nie nazwała, no może jest z elementami thrillera.


"Flying blind", fot. A Wojciechowski

Co takiego złapało cię w tym scenariuszu?

Jest to historia kobiety, która pracuje jako inżynier i projektuje samoloty. Pochodzi z Bristolu, miasta w którym tradycje inżynierii lotniczej sięgają głęboko. Pod Bristolem jest fabryka, w której powstały pierwsze samoloty na świecie, ikoniczne - jak Concord. Każdy w Bristolu zna kogoś, kto w tych zakładach pracował. Ojciec głównej bohaterki też projektował samoloty. Ona - dostaje zadanie przerobienia bezzałogowego samolotu szpiegowskiego na bombowiec. Bohaterka poznaje młodego Algierczyka, studenta – nawiązuje z nim romans, który przeradza się w coś poważniejszego. Traci dla niego głowę, i uświadamia sobie, że po raz pierwszy się w kimś zakochała. I ten namiętny związek, przepojony erotyzmem, odmienia jej priorytety. Otwiera się na świat i pozwala wkroczyć w swoje do tej pory bardzo uporządkowane życie, chaosowi związanemu z uczuciami. Problem pojawia się wtedy, gdy w jej pracy czekają na nią przedstawiciele wywiadu – okazuje się, że jej kochanek podejrzany jest o kontakty z terrorystami.

Bohaterka musi sobie odpowiedzieć, na ile jej wątpliwości, wywołane tym, że on jest od niej młodszy, co do tego czy zakochał się w niej czy chciał dotrzeć do tajemnic jej pracy zawodowej, są prawdziwe. Napięcie narasta, bo ona nie potrafi się z nim rozstać i zgodzić się na to, że próbował ją tylko wykorzystać, i to wszystko prowadzi do pewnych dramatycznych wydarzeń, ale już nie będę więcej zdradzać.

To było dla mnie ciekawe - silna kobieta, która zostaje wystawiona na próbę i musi się zmierzyć ze swoją słabością, ze swoja kobiecością. Po drugie podoba mi się splot rzeczy: intymnych i politycznych. Z jednej strony mamy lęk przed odrzuceniem, przed byciem oszukanym, który towarzyszy zakochaniu i jest zupełnie zrozumiały. Nakłada się na to fakt, że ten człowiek jest  z innej kultury, a ona pracuje dla wojska.  Ten konflikt - wieczna wojna z terroryzmem, który się rozgrywa na naszych oczach ma wpływ na intymne relacje bohaterów.

I oczywiście, co mi się w pierwszym momencie spodobało, to szansa zrobienia filmu w Wielkiej Brytanii.


Na planie "Flying blind", fot. Nick Wall
 
Czy standardy pracy na planie brytyjskim bardzo się różnią od tego co znasz z rodzimego podwórka?


Trudno powiedzieć, bo ja nie mam wielkiego doświadczenia, tym samym skali porównawczej. Ale podobało mi się to, że ludzie tam są konkretni i bardzo przygotowani. Kiedy szukałam scenografa czy charakteryzatorki, to każdy kto przychodził na spotkanie o pracę, znał scenariusz, miał przemyślane pytania albo proponował już jakieś rozwiązania. Każdy człowiek pracujący z nami był w pełni zaangażowany, przygotowany, nie miałam ani przez chwilę poczucia straty czasu.
 
Co było najtrudniejsze, czy językowe niuanse?

Największych problemów dostarczył scenariusz. Z pierwszą scenarzystką nie mogłam się dogadać, wydawało mi się, że zupełnie nie rozumie języka filmowego, miała duże doświadczenie ale pisała głównie sztuki radiowe. Mieliśmy kręcić już w marcu, ale skoro scenariusz wciąż nie był gotowy, przenieśliśmy zdjęcia na listopad.

Jeśli chodzi o inność języka i obyczajów, to owszem zdarzały mi się nieporozumienia. W Anglii pewne rzeczy mówi się nie do końca wprost, a ja jestem raczej bezpośrednia, a uchodziłam wręcz za brutalną. Ludzie wysławiają się z zachowaniem wszelkich form grzecznościowych, musiałam ciągle uważać i dodawać przepraszam, dziękuję. Czasami nie potrafiłam odczytać wszystkich znaków, i nie wiedziałam, czy mogę jeszcze trochę docisnąć, czy już przeginam.

Wynikały z tego czasem zabawne sytuacje. Mieliśmy takie jedno ujęcie na policji, był aktor w mundurze, ktoś miał schodzić po schodach w drugim planie. Zażartowałam sobie, że co to za komisariat bez żadnej prostytutki?  Przecież zawsze w filmach na policji są prostytutki, które się awanturują. Moje zdumienie było ogromne, kiedy godzinę później mój drugi asystent, przyprowadził dziewczynę, przebraną w kostium dziwki. Nie ma żartów, potraktowali moje słowa śmiertelnie poważnie. Alison ostrzegała mnie, że słowo reżysera jest najważniejsze.

Zostałaś zaproszona do tego projektu, co wnosisz od siebie?

Wydaje mi się, że to pewnego rodzaju wrażliwość i myślenie obrazem. Myślę, że nasza szkoła (łódzka PWSTiF) nie wszystkiego dobrze uczy, i czuje się pod wieloma względami nieprzygotowana do zawodu reżysera. Ale pod kątem opowiadania obrazem jest świetna. To było też coś, co spodobało się angielskiej producentce,to że buduję napięcie w „Hanoi” właściwie bez dialogów.


"Hanoi-Warszawa", fot. "30 minut"

„Flying blind” jest także zderzeniem dwóch światów – kobiety z dobrze zadomowionej klasy średniej i chłopaka, który jest emigrantem, dla którego szanse na rozwój są o wiele mniejsze. Myślę, że potrafię się postawić w sytuacji obu tych bohaterów – wychowałam się w Polsce - kraju przechodzącym przemianę. Pamiętam takie czasy, w których moi krewni, wykształceni ludzie wyjeżdżali za granicę i musieli sprzątać, żeby od czegoś w ogóle zacząć. Towarzyszyło im poczucie obcości, bycia gorszym i to, że trzeba dużo bardziej walczyć o siebie. Kontrast tych dwóch światów, jej i jego - jakoś dobrze to rozumiem.
Ale po „Hanoi – Warszawa” nie chcę poruszać za bardzo tematu emigrantów, bo nie chcę wpaść w jakąś szufladkę.

No właśnie to zupełnie inny film, dojrzalszy?

Jest zdecydowanie bardziej dojrzały. I po raz pierwszy robiłam sceny erotyczne. W tym filmie było ich pięć, nie są jakoś bardzo wyuzdane, i nie zahaczam o pornografię. To było dla mnie wyzwanie i bardzo się tego bałam, ale między aktorami była niezwykła chemia i wyszło bardzo zmysłowo. Oni w ogóle  świetnie się dogadywali między sobą i odnosili się do siebie z szacunkiem. Nie musiałam interweniować w ich relację. Przychodzili na plan gotowi, mieli wcześniej przećwiczone najtrudniejsze momenty.

To było nowe doświadczenie - praca z dobrymi aktorami, zupełnie inna niż z amatorami. Nie, żebym o tych różnicach nie wiedziała wcześniej, tylko teraz mogłam to zobaczyć w praktyce. Usłyszeć czego oni ode mnie potrzebują, wyczuć kiedy mam ich zostawić i im nie przeszkadzać. Helen McCrory jest aktorką telewizyjna i teatralną, cieszy się dużym respektem ale nie trafiła nigdy na główną rolę. Gra teraz w głośnych filmach – w „Hugo i jego wynalazek”, „Harrym Potterze”, w nowej części Bonda.
Główny aktor - Najib Oudghiri jest Algierczykiem wychowanym we Francji. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie tę postać ale on ma w sobie coś tak tajemniczego, że na ekranie kompletnie się zmienia i zaczyna błyszczeć. Mam nadzieję, że dla niego, jak i dla Helen,  to będzie początek dobrej passy.

Kiedy słucham, z jakim entuzjazmem opowiadasz, to czuję, że się udało…

Zobaczymy. Na razie oglądałam pierwsza układkę, i mimo tego, że wszystko wydaje się płaskie, to nie było nudne. A przede wszystkim nie ma żadnej sceny, której musiałabym się wstydzić.

Edyta Jarząb
portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  2.06.2012
Zobacz również
Film o najsłynniejszej filmowej kawiarni
Powstaną „Orły Górskiego” w wersji 3D
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll