PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  7.09.2012
1 września padł ostatni klaps na planie najnowszego filmu Tomasza Wasilewskiego "Płynące wieżowce". O pracy nad filmem z reżyserem rozmawia Olga Domżała.

Portalfilmowy.pl: „Płynące wieżowce“ - skąd taki tytuł ?

Tomasz Wasilewski: Ten tytuł wymyśliłem mając 13 lat. Rodzice zabrali mnie na wakacje do Nowego Jorku. Pamiętam dzień, kiedy zwiedzaliśmy budynek ONZ. Mieliśmy sobie zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie. Stanąłem więc na ławce, na tle East River i Brooklynu, zwrócony twarzą w stronę wieżowców Manhattanu. Wtedy pojawiła mi się w głowie myśl, zbitek słów “Płynące wieżowce”. Wytłumaczenie znaczenia tytułu, który bardzo dobrze pasuje do stanu emocjonalnego moich bohaterów, przyszło później. Wiedziałem, że ten film musi mieć taki tytuł, mimo że namawiano mnie, bym go zmienił.


Na planie filmu "Płynące wieżowce", fot. Anna Tomczyńska
PF: A jak zrodził się pomysł na film?

TW: Nie pamiętam. Na planie „W sypialni“ Kaśka Herman zapytała mnie: „Stary, co ci strzeliło do głowy, żeby swój debiut kręcić o czterdziestoletniej kobiecie?!”. No właśnie, nie wiem. W każdym moim scenariuszu jest coś z mojego życia lub z życia ludzi, których spotkałem, albo historie zasłyszane, dokładnie przefiltrowane przez mój sposób patrzenia na świat. Tak samo jest w przypadku „Płynących wieżowców”. Jedni bohaterowie lubią to, co ja, inni interesują się tym, czym ja się ja się interesuję, oglądają filmy, które uwielbiam, podróżują w miejsca, które są mi bardzo bliskie. Ale są to historie wymyślone w mojej głowie, czasami tylko inspirowane przez ludzi, których spotykam, lecz niemające przełożenia na rzeczywistość. Choć zauważyłem, że ostatnio coraz bardziej zaczynają inspirować mnie fakty, nawet zacząłem pisać nowy scenariusz o chłopaku, który... Lepiej nie będę opowiadać, ale to historia zaczerpnięta z życia, choć cały środek zapełnia fikcja.

PF: Co pana inspiruje?

TW: Inspirują mnie ludzie, ale pobudza wyobraźnia, uwielbiam z niej korzystać. Pisząc scenariusz, odcinam się od wszystkich i wszystkiego, chodzę na długie spacery z psem i wymyślam. Wtedy prowadzę dwa życia, jestem gdzieś pomiędzy, lubię to. "Płynące wieżowce" to pierwszy scenariusz, jaki napisałem, był wtedy rok 2004, ja miałem 23 lata. Od tamtego czasu zmienił się ze sto razy, tak samo jak ja. Każdy kolejny rok wprowadzał nową postać, nowy wątek, rozbudowanie historii, a następnie jej redukcję. W tym momencie jest to najlepsza jego wersja.

PF: Kto będzie adresatem pańskiego filmu?

TW: W filmie i ludziach szukam prawdy. Kiedy jest prawda, film jest dla wszystkich. Liczą się uczucia, każdy na swój sposób rozumie ból, fascynację, rozczarowanie, pragnienie, pożądanie, każdy z nas to przeżył i nadal chce to przeżywać, chociażby na ekranie. A moi bohaterowie to przeżywają. Mam nadzieję, że widz przeżyje razem to z nimi: wtedy osiągnę osobisty sukces.
 
PF: Jak przebiegał wybór obsady?

TW:Martę Nieradkiewicz, Kaśkę Herman, Izę Kunę i Mirka Zbrojewicza obsadziłem od razu. Znam ich bardzo dobrze, z Kaśką i Mirkiem zrobiłem poprzedni film, mógłbym o nich opowiadać godzinami. Wiem, jak to brzmi. Zachwycam się, ale prawda jest taka, że mamy don czynienia z prawdziwymi – podobnie jak w przypadku Marty i Izy - zwierzętami filmowymi, teatralnymi - aktorskimi. To wybitni aktorzy, marzenie każdego reżysera. Obsadzenie ich w “Płynących wieżowcach” było oczywistością. Do tego grona doszła Olga Frycz - przepotwornie zdolna i naturalna. Tego właśnie szukam w aktorach.


Na planie filmu "Płynące wieżowce": Tomasz Wasilewski, Marta Nieradkiewicz, Mateusz Banasiuk, fot. Anna Tomczyńska

PF: A co zadecydowało o wyborze Marty Nieradkiewicz?

TW: Marta grała główną rolę w spektaklu, przy którym asystowałem Aleksandrze Koniecznej. Już jako początkująca aktorka robiła rzeczy niewyobrażalne. Kilka miesięcy później przeprowadziła się do Warszawy. Wtedy do mnie zadzwoniła. Od tamtej pory się przyjaźnimy. Było dla mnie jasne, że to ona zagra Sylwię - nikt inny nie zagrałby jej lepiej. Marta jest jeszcze młodą aktorką, ale jest już gwiazdą: ma wszystkie cechy i atrybuty gwiazdy. Wiele się od niej uczę, codziennie na planie mogę liczyć na jej czujność i intuicję.

PF: A w przypadku ról męskich?

TW: Miałem ogromną trudność w wybraniu chłopców, ostatecznie zdecydowałem się na casting. Ostatniego dnia przyszedł Bartek Gelner. Byłem przekonany, że obsadzę Bartka w roli Kuby, jednak szybko przekonaliśmy się, że lepiej pasuje do roli Michała. Przetrzymałem go prawie pięć godzin, zmusiłem, żeby próbował z kolejnymi aktorami, dopiero pod wieczór na castingu pojawił się Mateusz Banasiuk. Miał zaledwie pół godziny, bo spieszył się na spektakl. Olśnienie tak naprawdę przyszło dopiero dwa dni później, kiedy przeglądałem materiały. Mateusz był idealnym Kubą. To było niesamowite: od pierwszego klapsa na zdjęciach próbnych on nim był. Tak samo kiedy patrzyłem na Bartka - widziałem Michała. Dopiero później dowiedziałem się, że chłopcy się przyjaźnią. Fascynują mnie bohaterowie, o których inni rozbijają się jak o skały. Taki właśnie jest filmowy Kuba i dlatego jest tak bardzo pociągający

PF: Jak wyglądała praca z aktorami?

TW: Spędziliśmy sześć miesięcy, próbując sceny z filmu. Mam wrażenie, że wepchnąłem się w życie Bartka i Mateusza, stając się jego częścią, tak jak oni stali się częścią mojego. Film pomieszał się gdzieś z rzeczywistością. Ale to chyba dobrze, bo robiąc tak emocjonalny film, nie wyobrażam sobie dystansu między mną i aktorami. Dzięki oddaniu chłopaków, z resztą wszystkich aktorów, ten film był możliwy do zrealizowania. Wielogodzinne próby, treningi Mateusza, pokazały mi, że wybrałem odpowiednich ludzi, ludzi z pasją, dla których "Płynące wieżowce" stały się czymś więcej niż pracą, budowaniem kariery - stały się spotkaniem z drugim człowiekiem. Dzięki temu jest szansa, że ten film będzie naprawdę dobry. Spotkanie z nimi przeżyłem bardzo emocjonalnie. Teraz, kiedy zdjęcia się skończyły, trudno mi się odnaleźć w swojej rzeczywistości. Jestem wdzięczny, że otworzyli się przede mną, zaufali mi i dali mi z siebie, co mają najlepsze i najwartościowsze, dali mi po prostu siebie.


Na planie filmu "Płynące wieżowce": Mateusz Banasiuk, Bartosz Gelner, fot. Anna Tomczyńska

PF: Czego poszukuje pan w aktorach?

TW: Inspiracji, gotowości do wspólnego tworzenia, ale przede wszystkim zaufania i oddania, słowem - partnerstwa. Aktor, któremu przestaję chociaż na chwilę ufać, przestaje być dla mnie interesujący, nie potrafię już z nim pracować. Film dla mnie to nie praca, ale spełnienie marzeń. Chcę, żeby ludzie, którzy go ze mną tworzą, traktowali nasz film identycznie. Tylko z takimi aktorami chcę pracować. Z ludźmi, dla których film to kwestia życia lub śmierci, bo dla mnie tak jest. Nie toleruję półśrodków, jestem perfekcjonistą, wolę, żeby aktor nie przyjął roli, niż żeby po drodze okazało się, że stracił wiarę w projekt. Zdaję sobie sprawę, że mimo iż Mateusz i Bartek są już doświadczonymi aktorami, to jednak dla nich są to pierwsze tak duże i trudne role. Jestem pewien, że mocno wpiszą się w historię kina, mam nadzieję, że nie tylko polskiego.


Olga Domżała
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  7.09.2012
Zobacz również
Długo szukałem swojego kina
Platige Image ekranizuje Kapuścińskiego
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll