PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
WYDARZENIA
  1.06.2013
Z Filipem Dzierżawskim, reżyserem filmu "Miłość", laureatem Złotego Lajkonika i Nagrody Publiczności 53. Krakowskiego Festiwalu Filmowego, rozmawia Kuba Armata.

Portal Filmowy: Kiedy poznałeś zespół Miłość, późniejszych bohaterów swego filmu?

Filip Dzierżawski: Znałem Miłość głównie poprzez płytę z Lesterem Bowie czy jakieś pojedyncze numery. Jednak za ich czasów specjalnie się tym nie interesowałem, byłem – po prostu – za młody. Najpierw poznałem Tymona, kiedy kręciliśmy razem program kulturalny „Łossskot!”. Wtedy właśnie zaprzyjaźniliśmy się i on de facto przedstawił mi tę muzykę. Resztę chłopaków poznałem dopiero podczas realizacji filmu.


Filip Dzerżawski, fot. Marcin Warszawski

PF: Jakbyś wytłumaczył fenomen Miłości? Spotkali się tam przecież muzycy o różnych osobowościach, charakterach, nie wszyscy za sobą przepadali, a jednak udało im się stworzyć coś wartościowego.

FD: Ważne było to, że oni byli bardzo młodzi i pełni pasji. Wydaje mi się, że zachowywali się bardziej jak zespół rock’n’rollowy niż jazzowy. Chcieli się przebić za wszelką cenę, nie mieli dużo zajęć, w efekcie cały czas grali. A to zbliża. Nie byli przy tym technicznie tak dobrzy jak inni, ale mieli w sobie to coś. To działa właśnie w rock’n’rollu, gdzie wszystko tak naprawdę bierze się z pasji i charyzmy. Poza tym – moim zdaniem – dużą zasługą Tymona jako lidera Miłości było to, że udało mu się dobrać właśnie tak różne osoby. Był tam Mikołaj Trzaska, który uosabiał pewną dzikość, niepokorność, bardzo utalentowany Jacek Olter, Leszek Możdżer – już wtedy wybitny muzyk klasyczny i wreszcie sam Tymon, który potrafił pisać dobre numery. Wydaje mi się, że właśnie ten tygiel doprowadził do tego, że ta kapela znaczyła tak wiele w polskim jazzie.

PF: Skąd wziął się pomysł twojego dokumentu?

FD: Z Tymonem znaliśmy się już trzy lata. Pewnego dnia przyniósł mi nagrania z sesji Miłości z Lesterem Bowie. To była około godzina materiału, z którego niektóre fragmenty wykorzystano wcześniej do filmu o Jacku Olterze. Co ciekawe, był on bardzo dobrze zrobiony. Pojawiało się tam dużo scen dokumentalnych, które odpowiadały mojej estetyce. Tymon zaproponował, żebyśmy jakoś tę sesję nagraniową wykorzystali. Pomyślałem wtedy, że może warto wyjść poza ramy tego materiału i zrobić coś większego. Chciałem zrealizować pełny metraż, choć prawdę mówiąc na początku ten film miał zupełnie inaczej wyglądać.

PF: A jak wpływ na twój film miał fakt, że byłym muzykom Miłości zaproponowano reaktywację zespołu i koncert na Off Festiwalu?

FD: Tak naprawdę wszystko zaczęło się od filmu. Umówiliśmy się z chłopakami na trzy dni prób, po to, by móc nagrać jakiś materiał, którym można byłoby ten dokument zilustrować. Podczas wspólnego grania pomysł o reaktywacji Miłości zaczął kiełkować. Od drobnych rozmów do coraz poważniejszych planów – żeby nagrać płytę, może odbyć jakąś ostatnią trasę czy nawet jeden koncert, który można by było zarejestrować i później ewentualnie wydać. Jakieś trzy, cztery miesiące po tych próbach zadzwonił do Tymona Artur Rojek i zaproponował, by koncert odbył się właśnie podczas Off Festiwalu.


Kadr z filmu "Miłość", fot. KFF

PF: Czy kiedy obserwowałeś muzyków z kamerą podczas wspólnego grania wierzyłeś, że ten koncert dojdzie do skutku?

FD: Szczerze mówiąc byłem trochę załamany tym, że to się wszystko tak rozpieprza. Ale z drugiej strony, to chyba było najlepsze, co mogło mi się zdarzyć w tym filmie. Dość szybko dało się wyczuć, że Mikołaj jest raczej na nie. Zresztą oni mieli spotkać się raz jeszcze, przynieść jakieś swoje numery i on już z tą drugą próbą miał problem. Jeżeli jednak wszystko poszłoby jak z płatka i zagraliby wspólny koncert, to nie byłoby w tym żadnej dramaturgii, wszystko stałby się po prostu nudne. Mam wrażenie, że sytuacja, do której doszło, ładnie dopełniła ich obraz z przeszłości. Powstała naprawdę przejmująca historia, jaka rozegrała i rozgrywała się pomiędzy tymi ludźmi na przestrzeni lat.

PF: To jednak nie jest dokument stricte muzyczny. Od muzyki wszystko się zaczyna, ale to raczej opowieść o relacjach między ludźmi, przyjaźniach, sporach, o tym jak trudno dwa razy wejść do tej samej rzeki.

FD: Dokładnie tak jest. W ogóle – moim zdaniem – takie klasyczne dokumenty muzyczne sprawdzają się, kiedy dotyczą bardzo znanych zespołów, którymi wszyscy się interesują, a co za tym idzie każdy je obejrzy. W przypadku Miłości to by nie zdało egzaminu. Muzyka jest tu pewnego rodzaju tłem, choć też trzeba pamiętać że od niej wszystko się zaczyna. Ona powoduje konflikt i buduje napięcie. Dla mnie to chyba największa satysfakcja, że ten film odbierany jest tak, jak powiedziałeś.


Kadr z filmu "Miłość", fot. KFF

PF: Jaki miałeś pomysł na przedstawienie bohaterów? Liderem Miłości jest Tymon, ale to nie jest postać, która dominuje w filmie.

FD: Nie chciałem w tym filmie brać żadnej ze stron. Miałem jakieś swoje sympatie i antypatie, ale zależało mi na tym, żeby zachować obiektywizm. Myślę, iż było to słuszne z artystycznego punktu widzenia. Wydaje mi się, że oglądając film widz ma frajdę mogąc samemu zdecydować, po której ze stron woli stanąć. W filmie zresztą sporo jest sytuacji dwuznacznych, gdzie każdy może wybrać i to chyba lepsze rozwiązanie.

PF: Jaka była reakcja samych bohaterów na film?

FD: Pozytywna, ale oni raczej byli świadomi tego, co chcą pokazać w filmie. Nie manipulowałem materiałem, nie chodziło mi o to, by pokazać coś czego oni by nie chcieli, na przykład przedstawić jednego z nich w złym świetle, a innego wybielić. Leszek Możdżer wychodzi na artystę, który przeżył swoje, jego kariera zatoczyła koło, chciałby wrócić do korzeni. Reszta – walczy o swoje miejsce na ziemi. Nie chciałem brać niczyjej strony, niech oni powiedzą, co mają do powiedzenia, a widz niech sam zdecyduje.

PF: Dużo jest w filmie inscenizacji?

FD: Tak naprawdę, inscenizacją była sama próba. Nie było do końca pomysłu na reaktywację, więc prosiłem Tymona o sprowokowanie jakiejś sytuacji, by móc nagrać jakiś materiał. Żeby na przykład wraz z chłopakami usiadł i porozmawiał o ewentualnym przyszłym koncercie. Oczywiście, jak to Tymon, nie zrobił tego. Trochę kombinowałem, chciałem, żeby coś się wydarzyło. Ale im dłużej o tym myślałem, doszedłem do wniosku, że po prostu trzeba iść za historią. To historia jest najważniejsza i ona właśnie doprowadziła mnie do tego, gdzie jesteśmy. Podczas montażu zaczęło wychodzić, że nakręcony przeze mnie materiał łączy się z tymi archiwaliami z przeszłości i wszystko zaczyna do siebie pasować.

PF: Co sprawiło ci największą trudność podczas realizacji filmu?

FD: Zmaganie się z materią. Robiliśmy ten film za własne pieniądze, trochę chałupniczymi metodami. Od początku wszystkich trzeba było przekonywać. Dopiero jak już go zrobiliśmy, telewizja pomogła nam z materiałami archiwalnymi. Projekt rodził się w bólach – odrzuciło nas Studio Munka, Polski Instytut Sztuki Filmowej. Dużo ludzi wątpiło już w sens samego pomysłu, by robić dokument o jazzowej kapeli. Nawet mój wykładowca ze szkoły filmowej, a potrzebowałem opiekuna artystycznego, nie był za bardzo przekonany. Jednak cały czas wierzyłem, że to jednak coś więcej niż film o muzykach, że jest tu mnóstwo emocji, o których można opowiedzieć.  
 
PF: Co dalej z filmem? Zobaczymy go w kinach?

FD: Toczą się pewne rozmowy, nawet tutaj, przy okazji Krakowskiego Festiwalu Filmowego. Jest duża szansa, że "Miłość" trafi do kinowej dystrybucji, choć – oczywiście –nie jest to film do multipleksu. Miałem też sygnał od Tymona, że jest jakieś zainteresowanie. Będzie też na pewno w telewizji.

------------------------------------
Miłość. Rozmowy o życiu i śmierci. Przeczytaj recenzję>>>

Kuba Armata
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  4.06.2013
Zobacz również
53. KFF: Konkurs polski - ciało, sztuka, sen
53. KFF: Czy widzieliście już te filmy?
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll