PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
MŁODZI PISZĄ
  20.09.2012
Decyzja jury 31. Koszalińskiego Festiwalu Filmowego jest pewnego rodzaju ewenementem. Rzadko kiedy zwycięzcą tak poważnego konkursu zostaje komedia. Warto zastanowić się, czy fakt ten nie wpisuje się poniekąd w krytycznofilmową batalię o uzdrowienie kina rozrywkowego, zainicjowaną w tym roku przez stworzenie Złotych Węży – nagród dla najgorszych dzieł polskich. Oprócz świetnego "Być jak Kazimierz Deyna" w koszalińskim konkursie głównym pojawiły się trzy inne produkcje przeznaczone dla szerokiej publiczności: "Nad życie", "Yuma" i "Dzień kobiet".

Zanurzone w estetyce telewizyjnej "Nad życie" Anny Pluteckiej-Mesjasz jest świadectwem pewnego niebezpieczeństwa stojącego dziś przed kinem. Fakt, że film opowiada prawdziwą historię dramatycznych zmagań Agaty Mróz z białaczką, schodzi na drugi plan, przesłonięty przez kuriozalny sposób przedstawienia. Harlequinowska symbolika (vide: scena miłosna montowana z obrazem ognia szalejącego w kominku), płaskie postaci i „budujący” finał, złożyły się na melodramatyczny kicz. Autentyczne cierpienie, jakie przeżyć musiała Agata Mróz, pokazano w formie zlepku klisz, zapożyczonych z popularnych seriali telewizyjnych. Film nie sprawdza się zresztą nawet pod względem rozrywkowym – nuży nachalnym dopowiadaniem znaczeń. Podczas seansu telewizyjnego widz może w nudnym momencie pójść zrobić herbatę, w kinie musi niestety zobaczyć całość. To zdumiewające, że Nad życie zostało w ogóle dopuszczone do konkursu.


Kadr z filmu "Yuma", fot. Kino Świat

Dwa kolejne prezentowane na festiwalu dzieła komercyjne nostalgicznie wracają do przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Okres transformacji staje się kopalnią pomysłów i ważnym źródłem inspiracji. "Yuma" (Nagroda publiczności) stoi jednak o klasę niżej od "Deyny". Film Piotra Mularuka ma pewne ambicje stworzenia charakterologicznej syntezy Polaków. Zostajemy przedstawieni jako naród ludzi agresywnie odreagowujących wieloletnie kompleksy. Tytułowe jumanie – kradzież towarów z niemieckich sklepów – powodowane jest tyleż chęcią zemsty za wyrządzone przez Zachód krzywdy, ileż bezgranicznym uwielbieniem kultury stojącej na wyższym stopniu rozwoju. Jest tu nieco prawdy i drwiny, jednak reżyser nie wychodzi poza tanią imagologię. Realizm ginie pod naporem piętrzących się konwencji: od amerykańskiego westernu po polską komedię lat 90. Konstrukcja filmu łamie się gdzieś w połowie, kiedy żartobliwa opowieść o grupce przyjaciół zafascynowanych Zachodem zmienia się w mroczny thriller a` la Bez przebaczenia. Postmodernistyczna gra z gatunkami nie prowadzi jednak w tym wypadku do niczego, a wykonanie jest co najwyżej przeciętne. Yuma nieznośnie mizdrzy się do widza marnymi żartami i natłokiem przekleństw.

Rzucanie mięsem może oczywiście być zabawne, ale trzeba mieć do tego talent Gabrieli Muskały, aktorki nagrodzonej za główną rolę kobiecą. W "Deynie" Anny Wieczur-Bluszcz wyszło znakomicie to, co spaliło na panewce w "Yumie". Pomimo że z ust aktorów nieustannie słychać bluzgi, a humor oparty jest na stereotypach – Deyna ani przez chwilę nie drażni. Nie udaje poważnego dzieła, ale też nie usiłuje się za wszelką cenę przypodobać. Przewrotna opowieść biograficzna snuta przez chłopca, który – wbrew pragnieniom ojca – nie został piłkarzem, osadzona została w nakreślonym grubą kreską tle historyczno-obyczajowym. Dzięki pogodnej ironii i lekkości realizacyjnej, film Anny Wieczur-Bluszcz stanowi najsympatyczniejszy od wielu lat portret polskiej mentalności.

Pozytywnie zaskoczył również "Dzień kobiet" (nagroda za scenariusz), debiut Marii Sadowskiej, opowiadający o wykorzystywanych pracownicach wielkich sieci handlowych, jeden z dwóch filmów społecznych prezentowanych na festiwalu. O ile drugi z nich, Droga na drugą stronę jest obrazem osobnym i na wskroś oryginalnym, o tyle Dzień kobiet wyraźnie nawiązuje do kina gatunkowego. Wśród jego przodków wymienić należałoby amerykańskie dramaty, przedstawiające nierówną, lecz finalnie zwycięską walkę jednostki z systemem. Mimo że film Marii Sadowskiej zahacza o banał, ogląda się go bardzo dobrze: czarno-białe rozłożenie akcentów wzbogacono o pewne odcienie szarości (pozytywne bohaterki są pełne zawiści i łatwo ulegają manipulacjom), a zachodni wzorzec kina społecznego uzupełniono o lokalny kontekst. Reżyserka wyraźnie nawiązuje do głośnej swego czasu sprawy wyzyskiwania pracowników Biedronki: pojawienie się takich nazw jak Motylek (sieć sklepów) lub TVM (dociekliwa telewizja) to perskie oko puszczone do widza. Choć niektóre wątki nie przekonują (jak spowodowana awansem błyskawiczna przemiana głównej bohaterki z poczciwej ekspedientki w bezwzględną szefową), a wymowa całości jest redukcyjna (koniec końców wszystkiemu winne są wielkie korporacje), to Dzień kobiet stanowi  udany przykład popularnego kina, konsolidującego społeczeństwo i wzywającego do zbiorowego oporu przeciw bezdusznym mechanizmom kapitalistycznym.

Kino popularne z definicji musi być przystępne, atrakcyjne i w pewnym stopniu konwencjonalne. Schematy gatunkowe i stereotypy myślowe powinny jednak być przełamywane przez pomysłowość twórców. "Nad życie" i "Yuma" to dla mnie filmy martwe, bez większego polotu powielające zużyte wzorce. "Dzień kobiet" i – przede wszystkim – "Deyna", pokazują, że można bawić i wzruszać w sposób świeży i lekki. Przyznana Annie Wieczur-Bluszcz nagroda jest chyba rodzajem zachęty dla twórców polskiego kina rozrywkowego. Po napiętnowaniu Wężami komercyjnych gniotów przyszła pora na uhonorowanie perełek.
------------------
Autor jest laureatem recenzenckiego konkursu Studia Munka i miesięcznika KINO, uczestniczył w Mistrzowskim Kursie Krytyki Filmowej organizowanym w ramach 31. Koszalińskiego Festiwalu Debiutów Filmowych "Młodzi i Film".
Robert Birkholc
Studio Munka
Ostatnia aktualizacja:  24.09.2012
Zobacz również
MiF: Trzy kolory kiczu
MiF: Koxowi warto zaufać
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll