PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
- Ale żeby poruszyć większość, musimy pokazać prawdziwy świat, Polskę. Czyli to, co czym gadaliśmy wcześniej: dokopać się do prawdy o tym, co człowiek czuje w takich a nie innych sytuacjach. Powiedzmy sobie, że seriale, które są bardziej na serio, święcą obecnie tryumfy. Są śmieszne, ale są też poważne - w rozmowie o serialu "Krew z krwi" mówi Xawery Żuławski.

Aleksandra Różdżyńska: W "Krwi z krwi" najbardziej zaintrygowało cię to, że główną postacią jest kobieta.


Xawery Żuławski
: W kinie i sztuce interesuje mnie to, czego nie widziałem. Przy tak banalnie brzmiącym temacie jak serial kryminalny, tym bardziej fajnie, jak jest to coś nowego. Wybranie na głównego bohatera matki, głowy rodziny, która ma początkowo niewiele wspólnego ze światem kryminalnym – takie postawienie sprawy było pociągające, bo daje szansę zrobienia ciekawej rzeczy.


"Krew z krwi", fot. Wojtek Wojciechowski/CANAL+

Nie widać tam też ukształtowanych struktur przestępczych, kolejna nowość przy takim temacie.

Ten serial jest pomysłem Holendrów, przerobionym na polskie realia. W jednym i drugim przypadku nie chodzi o film o świecie mafii, gangsterów, czy w ogóle jakimkolwiek świecie. Wiesz, że niby próbujemy coś rozszyfrować i pokazać zjawisko. To raczej forma tragedii greckiej – rzecz o rozpadzie rodziny na tle wydarzeń kryminalnych. Ważniejsze są emocje i psychologia bohaterów, niż to czy rosyjskiej mafii jest w Polsce więcej czy mniej. Dlatego rozmowa o mafii jest mylnym tropem, nie o nią chodzi. To, po prostu, czysty kryminał: ktoś kogoś zabił, ale nie wiadomo kto i dlaczego. Wskutek śmierci jednej osoby zmienia się cały układ rzeczy i spraw, dewaluuje stosunek do życia i rzeczywistości. Coś, co z pozoru wyglądało na idealny świat, nagle okazuje się światem pełnym brudu, który trzeba wyczyścić.

Ale robiliście jakiś research, żeby się zorientować, jak wygląda świat przestępczy w Polsce?

Tak, i serial jest niestety zgodny w rzeczywistością. Niestety, bo czasami byliśmy rozczarowani, że polscy paserzy i przemytnicy przerzucają głównie wódkę i tytoń. Tego musieliśmy się trzymać, choć chcielibyśmy, żeby były to tony narkotyków lub nielegalnych samochodów i nie wiem jeszcze czego – ale czegoś bardziej atrakcyjnego. Cały przemyt pokazany w serialu jest oparty o opracowania policji. Holandia jest krajem portowym i ludzi, którzy pracują tam w handlu morskim, jest bardzo dużo. W Polsce pozostaje to wciąż mocno scentralizowane i tu mieliśmy pewne problemy, wprowadziliśmy zmiany w scenariuszu. 

Jakie?

Główny bohater nie może posiadać nad morzem mariny, bo u nas prawie nikt jej nie ma. W Holandii takich ludzi jest dużo. Sam stosunek do narkotyków: haszyszu i marihuany, jest inny. Tam hoduje się marihuanę i przerzuca ją na całą Europę. Dlatego dla bohaterów oryginalnego serialu taka sytuacja jest bardziej obeznana. Podejście naszych jest bardziej wyostrzone. Kulturowość holenderska różni się od naszej, jest z genezy historycznej protestancka. Mają inny stosunek do śmierci, społeczeństwa i tak dalej. Więc i emocje naszych bohaterów są inne. I tu musieliśmy bardzo uważać, być czujni wobec tekstu. Nie oglądaliśmy nawet odcinków holenderskich, żeby w ogóle się nie sugerować ich rozwiązaniami. Szukaliśmy naszych.


"Krew z krwi", fot. Wojtek Wojciechowski/CANAL+

A ten stosunek do śmierci? Ważnej w "Krwi z krwi".

Nie chcę mówić, że stosunek Holendrów jest mniej głęboki. Raczej zimny. Nasz nazwałbym bardziej mistyczno–histerycznym. I w związku z tym niektóre sceny serialu mamy znacznie bardziej emocjonalne, na przykład pogrzeb. Holendrzy pozwolili sobie tam nawet na zagranie wesołej muzyczki. My szliśmy po grubych, molowych akordach. Podobnie z Carmen – główną bohaterką, graną przez Agatę Kuleszę. Dużo bardziej manifestuje swoje przeżywanie, niż jej holenderski pierwowzór.

Cechą tragedii, do której się odwołujesz, jest to, że główny bohater jest w sytuacji bez wyjścia. Cokolwiek zrobi - skrzywdzi innych.

Tak, to jedna w rzeczy. Ale dla mnie polega to przeze wszystkim na tym, że cała akcja rozgrywa się w rodzinie. Jest bóg ojciec, są bogowie wojny, boginie miłości i tak dalej. Wszystko zawiera się w bardzo prostej i w tym sensie idealnej formie.

Czym w praktyce różniła się praca na planie w stosunku do tego, co znasz z filmu?

Jest pewien klucz do realizacji fabuły, który zawiera się zarówno w technologii, jak i w podejściu reżysera do całości i każdej sceny. I albo ten klucz się uruchamia - co powoduje problemy w trakcie realizacji serialu, głównie technologiczno–czasowe, albo idzie się według standardu serialowego, czyli pewnych rzeczy się nie robi, żeby zdążyć wykonać założone sceny. Pamiętajmy, że trzeba tych scen nakręcić dwanaście dziennie. W fabule bywa, że kręci się jedną. Zupełnie inne podejście. W dobrym filmie nie ma sceny po nic. Im więcej ujęć typu "jedzie samochodem i myśli", tym gorzej. Po co to kręcić?
My właśnie postanowiliśmy z operatorem i aktorami, że w tym bardzo ograniczonym czasie i dużym napięciu będziemy się starać nie odpuszczać klucza fabularnego. Co oznacza, że robi się więcej ujęć, a sceny kręci tak, by były spójne. Podobnie z aktorami: oni muszą się czuć jakby występowali w dużym filmie fabularnym, nie mają prawa odpuszczać i wchodzić na mielizny, realizować tylko "mniej więcej" to, co zostało zapisane. Naszym założeniem było, żeby i w serialu każda scena miała swój korzeń i sens - aby mieć radość z tego, że ją opowiadamy. Nie wychodziliśmy na plan, dopóki w najmniejszej nawet scenie nie znaleźliśmy czegoś fajnego. Bo tak naprawdę nawet w sensie zdjęciowym, realizacja serialu jest to dużo bardziej wysiłkowa i czasochłonna, niż fabuły. Tam mamy esencję, w serialu przedłużenie tego trwania, często sztuczne. W życiu i w filmie fabularnym byśmy o wiele szybciej doszli do celu.


"Krew z krwi", fot. Wojtek Wojciechowski/CANAL+

A nie myślisz, że taka ośmiogodzinna serialowa narracja daje większe możliwości zaskoczenia widza?

Oczywiście. Tylko dłuższy czas realizacji nie przekłada się na dłuższy czas przygotowania. A żeby to tak jak mówisz świadomie rozegrać, trzeba by mieć więcej czasu. To są produkcje telewizyjne, które musimy zakończyć w terminie, bo inaczej moglibyśmy spędzić nad tym lata. Więc znowu ten czas, wymuszający większe skupienie i wysiłek.

Mówiłeś niedawno, że musiałeś bardzo uważać na serialowe kalki, których chciałeś uniknąć. W którym momencie miałeś największą pokusę, żeby się do nich uciec? Już na etapie pisania scenariusza?

Tak, masz rację. Zawsze mówię, że papier jest materią bardzo cierpliwą i można na nim zapisać wszystko. Zrealizowanie tego w filmie to już inna bajka. Dla mnie unikanie schematów to było przede wszystkim uważne czytanie scenariusza, aby odkryć, w którym miejscu autor pozwala sobie na schematyczne myślenie. Czyli nie ulegać pierwszemu wrażeniu, że to fajny tekst – tylko wręcz przeciwnie – założyć, że nie jest fajny. Mimo że wiedziałem że jest on potencjalnie w porządku. Ale należało zachować czujność w detalu.
Polegało to na kwestionowaniu sceny, rozmawianiu z aktorami i dowiadywaniu się od nich, co czują na temat danego dialogu. Wiesz, poruszanie się po człowieku, a nie po abstrakcji. Odnoszenie wszystkiego do własnej wrażliwości i percepcji świata, bez strachu przed myśleniem po swojemu. Wielokrotnie pytaliśmy się, czy na pewno tak zachowałby się ten człowiek, czy rzeczywiście powiedziałby akurat to w tej sytuacji? Czy otworzyłby drzwi, kiedy ktoś zapukał? I nagle dochodziliśmy do wniosku, że on nie może tych drzwi otworzyć. Autor scenariusza nie wczuł się do końca. Szczerość to jedna z ważniejszych rzeczy w pisaniu i czytaniu takiego tekstu. Wielokrotnie okazywało się, że cała scena rozpisana na dialog jest tak naprawdę monologiem jednej osoby.

Tematem, który powraca jak bumerang w wywiadach z tobą jest to, że robisz serial dla pieniędzy. A ty jakbyś się przed tym bronił. Myślisz, że serial to coś mniej fajnego, niż film fabularny?

W ogóle się nie bronię. Zrobiłem kilka seriali dla pieniędzy, taka jest prawda i nie wstydzę się jej. Moją pierwotną intencją tych realizacji były pieniądze, bo potrzebowałem ich w danym momencie. Ale dzięki temu nauczyłem się robić serial, poznałem wielu wspaniałych ludzi i "Krew z krwi" była naturalnym zwieńczeniem tego procesu. Bo tak naprawdę nie był to najbardziej intratny serial, jaki robiłem. Ale z wiedzą, którą miałem, mogłem zrobić tę produkcję po swojemu. Oczywistym jest, że jeżeli wchodzimy w to szczerze i świadomie, to nie ma sensu z tym walczyć. Priorytetem jest wtedy wypracowanie godzin, spełnienie oczekiwań zamawiających i tak dalej. Więc nie walczymy.


"Krew z krwi", fot. Robert Pałka/CANAL+

I ok. Mówię tylko, że w Polsce nikt nie wierzy, że chce się na czymś zarobić i jednocześnie zrobić to dobrze.

Problem właśnie polega na tym, że jest u nas ten podział: zrobić dobrze, a zarobić. Czyli żeby zarobić, nie można zrobić dobrze. Bo jak się będzie dobrze pracować, to nie będzie z tego pieniędzy. Każdy gdzieś tam to ma. Ja też do serialu podchodziłem kiedyś trochę agresywnie, że to zło i poniżenie wielkiej sztuki, mojego reżyserstwa i tak dalej. Nieprawda, jest to rzemiosło, doświadczenie i wykorzystywanie swojej wiedzy celem realizacji zamówionego produktu. Jeśli możemy w tym produkcie jeszcze zamieszać, to super. Jeśli widzimy, że jednak nie, to robimy to najlepiej, jak potrafimy. Każdy serial, który robiłem, zrobiłem najlepiej jak się dało. W "Tancerzach" potencjału zmiany nie było w ogóle, bo był to już trzeci sezon. Co mogłem zrobić? Ewentualnie rozruszać aktorów i pozmieniać trochę dialogi, żeby było im łatwiej powiedzieć kwestię. Więc pogodziłem się z realnością i wykonałem robotę. Pod "Krwią" mogę podpisać się prawą ręką, bo się narobiłem, naharowałem, napracowałem i co mogłem z tego zrobić, to zrobiłem. Ale też miałem przestrzeń. Ten holenderski format to nie była sztywna rama, której mieliśmy się trzymać, bo inaczej nie będzie to śmieszne albo jakieś tam. Mogliśmy się tym bawić.

I przy okazji dotarliście do wielu ludzi.

Na pewno serial daje potencjał. Ten pokazuje to, co amerykańskie udowadniają już od dawna: że widz chce wiarygodności, ciekawej historii, do której może się odnieść. Znudził się już bańkami mydlanymi. Wcześniej seriale opowiadały w dużej mierze o nadrzeczywistości - czymś, czego nie ma. Nie ma w Polsce takiej szkoły, jak w "Tancerzach". W związku z tym można tam opowiadać wszystko, co się chce. Ale żeby poruszyć większość, musimy pokazać prawdziwy świat, Polskę. Czyli to, co czym gadaliśmy wcześniej: dokopać się do prawdy o tym, co człowiek czuje w takich a nie innych sytuacjach. Powiedzmy sobie, że seriale, które są bardziej na serio, święcą obecnie tryumfy. Są śmieszne, ale są też poważne.


Aleksandra Różdżyńska
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  30.07.2012
Zobacz również
Kłamstwo umiera ostatnie
63 miliony widzów i ekscytacja DNA
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll