PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Telewizja jest obecna w naszym życiu – koniec kropka. Często to za jej pomocą dzieci i młodzież poznają świat, czasami głębiej i bardziej, niż mogliby chcieć tego rodzice. Często to właśnie na podstawie obrazów młodzi kształtują swoją osobowość, moralność, seksualność... Jak przygotować się do wspólnej dyskusji o filmie i nie dać telewizorowi zastąpić rodzica? Jak uczynić z telewizora sojusznika? Co warto oglądać, a o czym należy zapomnieć? O tym wszystkim – i nie tylko –  z Dorotą Zawadzką rozmowia Anna Tatarska..

PortalFilmowy.pl: Co się dzieje z telewizją? Czy jest tylko źle, czy już fatalnie?

Dorota Zawadzka: Wciąż istnieje całe wielkie niezagospodarowane pole, a właściwie ugór. Mam na myśli część edukacyjną, możliwości telewizji w tym zakresie. Położona jest też całkowicie sfera informacji. Ludziom się wydaje, że telewizja informuje, a w istocie dostajemy tylko te informacje, które redaktorzy chcą nam dać. Jeśli to rozumiemy – w porządku. Ale dużo osób tego nie wie. Także telewizyjna rozrywka jest na rażąco niskim poziome. Sami się na to godzimy, włączamy przycisk, słupki lecą w górę, nadawca jest zadowolony... Niezagospodarowany jest kulturotwórczy potencjał telewizji. Za moich czasów na porządku dziennym były teatry telewizji dla dzieci, rozmowy z ciekawymi ludźmi niepolegające na wymianie krótkich pustych zdań o tym, co masz na sobie i ile schudłeś. Często mówi się o tabloidyzacji życia. To zjawisko doskonale ujawnia się w telewizorze: tabloid wlazł do telewizora i zrobił nam sieczkę z mózgu. Telewizja ma ogromny potencjał, ale idziemy w złym kierunku. Postrzegamy ją tylko jako wypełniacz wolnego czasu.


Dorota Zawadzka, fot. AKPA

PF: Jakie braki widzi pani w ofercie?

DZ: Zawsze cierpię, że nie ma żadnej dziecięcej redakcji ani dostosowanej do młodszych odbiorców oferty na kanałach misyjnych. Jak zamierzamy wychować sobie widza w takich warunkach? Kiedyś w telewizji był program o muzyce klasycznej dla nastolatków. Okropnie robiony, ale merytorycznie świetny, uświadamiał widzom, ze np. w czasach Chopina takim ówczesnym hiphopowcem był muzyk X, który jak na tamte czasy był wyjątkowym awangardzistą... Ale tu potrzeba kogoś, kto się zna. Bo dzieci są ogromnie wyczulone na hucpiarstwo i brak wiedzy.

PF: Nawet uważny rodzic nie odetnie dziecka całkowicie od telewizji. Jak może mu pomóc mądrze oglądać ten przekaz?

DZ: Wiele lat temu duet niemieckich specjalistów napisał książkę o wpływie telewizji na dziecko, gdzie jedną z tez było, że włączenie odbiornika równa się „wyłączeniu” dziecka. Nikt rozsądny nie zostawiłby swojego dziecka pod opieką pedofila, mordercy czy schizofrenika a wszyscy robimy to włączając telewizję, w której tacy ludzie i zachowania są stale obecne. Według wyników badań matki, które mają statystycznie większy wpływ na dziecko we wczesnych latach życia, jeśli same oglądają dużo telewizji i tolerują formę i jakość przekazu, łatwiej akceptują także bezwolne przylepienie dziecka do ekranu. Zawsze należy zacząć od siebie.

PF: Co zaproponować dziecku zamiast telewizji?

DZ: Kiedy pracowałam na uczelni, przeprowadzaliśmy taki eksperyment: rodzicom naszych „stażowych” szkół proponowaliśmy „biały tydzień”: siedem dni bez telewizji. Przystawali na to dobrowolnie, a po tygodniu rozmawialiśmy o ich doświadczeniach. Pierwsze dwa dni były okropne, nie było tematów do rozmowy... a potem zaczynali się siebie uczyć i po tygodniu okazywało się, że są inną rodziną. Rodzicom często brak pomysłów na zamienniki. Telewizja jest tania, nie trzeba się do niej ładnie ubierać, nigdzie wychodzić. Wystarczy usiąść i zamilknąć. Rozmowa wymaga wglądu w naszą relację z dzieckiem, refleksji nad charakterem dziecka. To trudne, a telewizja nas z tego zwalnia.

PF: Czy z kina można nauczyć się sztuki rozmowy?

DZ: Zawsze radzę rodzicom, żeby obejrzeli kilka amerykańskich filmów familijnych i zobaczyli jak tam dorośli rozmawiają z dziećmi jak dorosły z dorosłym! Jak się rozmawia o śmierci, to nikt nie mówi „porozmawiamy jak dorośniesz”, albo „idź i się nie garb”, rozmowa jest pełna szacunku i powagi. Oferta dla dzieci jest coraz mniejsza. Pamiętam jak jako nastolatka oglądałam film Janusza Nasfetera "Motyle". Z punktu widzenia dziewczynki to był tajemniczy, mroczny film. Myślę, że gdyby współczesne dzieciaki to obejrzały to w ogóle nie wiedziałyby o czym to jest, co to ma być w ogóle. Przekroczyliśmy pewną granicę magii.

PF: Czy ma w ogóle sens próba interesowania dzieci starszymi pozycjami, na przykład książkami w stylu „Pana Samochodzika”, „Wakacji z duchami” czy „Tomka”?

DZ: Ja swoim synom przeczytałam swoje książki. Czytałam im głośno chyba do dwunastego roku życia. Wiedziałam, ze mogą po te książki sami nie sięgnąć. Chcesz, żeby Twoje dziecko przeczytało książkę, którą kochasz? Nie oczekuj cudu! Przeczytaj mu ją sam.

PF: Dlaczego wyselekcjonowanie i przyswojenie telewizyjne oferty dla własnego dziecka jest dla niektórych rodziców tak trudne?

DZ: Bo żeby wybrać coś dla dziecka, rodzic musi mieć coś w sobie: pasje, zainteresowania. To działa tak, jak z aktywnością fizyczną: dzieci leniwych rodziców nie będą żyły aktywnie w ogóle albo do czasu kiedy pójdą na studia i zobaczą innych ludzi, którzy je tego nauczą.

PF: Dlaczego rodzice alergicznie reagują na jakiekolwiek przejawy seksualności na ekranie, a jednocześnie pozwalają dzieciom oglądać horrory lub grać w krwawe gry?

DZ: W Polsce nie ma uniwersalnego klucza oceniania filmów. Kiedyś nie funkcjonował żaden system ograniczeń a gazety telewizyjne zamieszczały obok opisów takie podium z kropeczek i tam były rubryki „przemoc” i „seks”. Pamiętam rozmowy z dziećmi, które były zachwycone na widok pięciu „seksowych” i „przemocowych” gwiazdek, to według nich gwarantowało dobrą zabawę! Wiele lat temu pracowałam z profesor Lucyną Kirwil nad projektem, który miał przenosić francuski program Bezpieczne Media – czyli oznaczanie audycji odpowiedniego koloru kropkami – na polski grunt. Zaproponowano nam trzy kategorie oceny: „przemoc werbalna”, „agresja” i „przemoc seksualna” - a może „pornografia”, nie pamiętam dokładnie nazwy. Były między nami o to strasznie dyskusje, niemal kłótnie czy awantury. Bo co to jest ta pornografia? Czy jak naga kobieta przechodzi przez ekran? Przemoc seksualna to termin niezdefiniowany, bez wyraźnych ram. Łatwo jest kategoryzować przemoc – kto ile razy strzela, czy kogoś kroi, ćwiartuje... można wyróżnić jakieś stopnie. A jak leży w łóżku dwójka ludzi, spod kołdry wystaje tylko stopa, i nie wiadomo czy są ubrani, czy rozebrani, to można to pokazać dziecku, czy nie? Myślę, że lęk przed seksualnością wynika z tego niezdefiniowania.

PF: W Polsce cała odpowiedzialność za wprowadzenie starszego już trochę dziecka w świat ciała i seksualności spoczywa na rodzicach. Czy telewizja mogłaby im pomagać?

DZ: To nie jest tak, że nie ma prób, żeby ich odciążyć. Był kiedyś próby zrobienia takiego programu, był też pomysł, żeby robić zajęcia dla dzieci i ten sam program dla rodziców, żeby wiedzieli, co mówi się ich dzieciom. Mówimy w kółko o tym, że dzieci nie wiedzą... na miłość Boską, dorośli też nie mają pojęcia! Nie szesnastolatki, czternastolatki, a czterdziestolatki są w totalnym wiedzowym lesie.

PF: Nieprzygotowani rodzice to ogromny problem. Bo jak wiadomo, dzieci potrafią być w swoich pytaniach bardzo bezpośrednie i kiepsko tolerują ściemnianie.

DZ: Warto mieć świadomość, że przeważnie kiedy nasze dziecko zadaje nam krępujące pytanie, to jest to dowód najwyższego do nas zaufania. Mi, z racji mojego zawodu, dzieci zadają najróżniejsze pytania. Pamiętam jak kiedyś, chyba na zajęciach szóstoklasistów rozmawialiśmy o tym, że ktoś się wywrócił, ale nic się nie stało, bo ma twardą głowę. I nagle jedna z dziewczynek mówi, że jej siostra ma miękką głowę bo jest noworodkiem. Więc ja, z głupia frant, zapytałam jej, dlaczego noworodki mają niezrośnięte kości czaszki. Uczniowie nie wiedzieli. Wytłumaczyłam im, że jak dziecko musi się urodzić i przejść przez kanał rodny, który jest średnicy ręki, to ta główka musi się ścisnąć, żeby się zmieścić. Panie, które siedziały w klasie były białe jak ściana, na bezdechu. Potem, wciąż w głębokim szoku, próbowały się dopytać, jak ja w ogóle mogłam o „tym” mówić! A przecież to była zwykła, bezkrwawa odpowiedź - przypuszczam, ze po niej połowa dzieci uważała, że noworodki wychodzą z ręki. Ale jakie one były zainteresowane! Panie nauczycielki im nie udzielą takiej odpowiedzi, niekoniecznie dlatego, że są niedouczone, albo się wstydzą, bo jest grupa, która by potrafiła to zrobić. Po prostu następnego dnia w szkole byłaby straszna afera. Ta odpowiedzialność jest na rodzicach, bo oni nie bardzo chcą oddać ją komuś innemu.

PF: Możemy zakładać blokady, pilnować programu, ale żyjemy w czasach, w których szanse na to, że dziecko zobaczy coś, czego nie powinno, są ogromne. Jak się wtedy zachować?

DZ: Zawsze mówię, że dzieci, które oglądają z ciekawości treści przeznaczone dla starszych widzów, „sylabizują” „Zbrodnię i Karę”. Nie mają pojęcia o alfabecie i o tym co jest na początku, a zderzają się z hardkorem. Warto im uświadamiać, że fizyczność i uczucia są nierozerwalnie połączone, że to nie są dwie osobne planety. Rozmowa jest najtrudniejsza.

PF: Czy najważniejsze jest to, co widzimy? Czy są jakieś inne, istotniejsze uwarunkowania przekazu?

DZ: Zawsze najważniejszy jest kontekst. Nawet w gatunku pozorne błahym, czyli kreskówce. „Król lew” zaczyna się od śmierci ojca, w „Kacprze” umiera chłopiec, którego duszek potem towarzyszy nam na ekranie. Jest taka zasada, że w kinie dziecięcym nie mówi się o śmierci dzieci, nie pokazuje śmierci rodziców - to są najtrudniejsze do emocjonalnego przetrawienia kwestie. Ale tu pod przykrywką ładnego obrazka porusza się tematy, o których nie umiemy rozmawiać z dziećmi. I to jest dobre. Jednak w opisach filmów powinna być sugestia, na co rodzic powinien się przygotować, o co może zapytać dziecko po filmie. Przecież recenzje czytają dorośli.

PF: A jakich filmów zabraniała pani oglądać swoim synom?

DZ: Nie pozwalałam im na filmy przeznaczone dla starszych widzów. Strasznie się wtedy buntowali, „bo wszyscy..” A ostatnio przyszedł do mnie syn i powiedział, ze obejrzał w końcu ten film, którego mu nie chciałam pokazać. Był zdziwiony:„to jest film o czymś kompletnie innym, niż mi mówili koledzy!”. On dorósł do tego filmu i mógł zobaczyć to wszystko, co jest pod spodem. Gdyby obejrzał go wtedy, nie zrozumiałby tego i nigdy by do niego nie wrócił.

Anna Tatarska
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  3.11.2012
Zobacz również
Paweł Małaszyński: Oficer i lekarz
Halloween i nie tylko! Amerykańskie lęki w stylu retro
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll