PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
W październiku stacja FOX pokaże czwarty sezon „Glee”, serialu, który miał się nie udać. Po trzech latach widownia przed telewizorami pęka w szwach. Co stoi za fenomenem chóromanii

Serial o szkolnym chórze? Nie brzmi jak potencjalny hit telewizyjny, który zebrałby wokół siebie armię fanów i zaskarbił sobie pozytywne oceny krytyków. Projekt zaczyna wyglądać jednak atrakcyjniej, gdy do początkowego pomysłu doda się połączenie dwóch amerykańskich tradycji filmowych – musicalu i komedii młodzieżowej. Liczy się również definicja chóru szkolnego. W „Glee” chór znaczy tyle co zespół muzyczny z niezłym zapleczem, świetnymi głosami i zakręconymi pomysłami na obudowę numerów scenicznych. W tym przypadku szkolne śpiewanie nie równa się ugrzecznionej nudzie. Każda piosenka albo nawiązuje do bieżących gustów muzycznych, albo umownie przenosi publiczność w rzeczywistość danego utworu, każąc zapomnieć o tym, że teledyskowe choreografie nie są czymś, co układa nauczyciel hiszpańskiego ze szkoły średniej. Co więcej, pomiędzy oryginalnie zaaranżowanymi piosenkami znalazło się miejsce na diagnozę współczesnych problemów nastolatków i opis poczucia zagubienia, jakie serwuje młodym ludziom życie, jednak bez użalania się i niepotrzebnego lukru. Przewidywano, że tak pomyślany serial nie trafi w gusta widzów. Stało się zgoła inaczej.


Plakat serialu "Glee", fot. Fox International Channels (materiały prasowe)

Patrząc na liczbę ugrupowań fanowskich, stos nagród i reakcje krytyków, jak również czwarty sezon, czekający na jesienną emisję, „Glee” odniosło ogromny sukces. Kto jest jego ojcem? Serial został stworzony przez Iana Brennana, Ryana Murphy’ego i Brada Falchuka. Produkcją zajęła się telewizja FOX, stacja-matka dla niezwykle popularnego w Polsce serialu „Dr House”. Dla Brennana „Glee” okazało się pierwszym krokiem w stronę telewizyjnej i scenopisarskiej kariery. To on wymyślił historię o szkolnym chórze, opartą na własnych doświadczeniach z czasów licealnych. Kiedy zaczął pisać scenariusz z myślą o filmie kinowym, nie miał żadnego wykształcenia w kierunku artystycznym ani styczności z show-biznesem. Zwykły przypadek sprawił, że pomysłem zainteresował się kolega Brennana z Los Angeles i podsunął scenariusz odpowiednim ludziom. Murphy, również członek chóru w latach szkolnych, i Falchuk zaproponowali przerobić film na serial. Tak narodziło się „Glee”, jeden z najpopularniejszych programów telewizyjnych tak w USA, jak i poza jego granicami, oglądany przez większość widzów w grupie wiekowej od 18. do 49. roku życia. Co sprawiło, że serial o paczce niedopasowanych do licealnego środowiska nastolatków śpiewających przeboje na międzyszkolnych konkursach podbił serca publiczności?

Wybrana konwencja? Poruszane problemy? Galeria barwnych postaci? Na triumf „Glee” złożyło się wiele czynników. Najważniejszy wydaje się pomysł wyjściowy: wyrzutki licealnego społeczeństwa formują zespół szkolny, który pod okiem zdesperowanego nauczyciela języka hiszpańskiego, chcącego urzeczywistnić niespełnione marzenia o karierze muzycznej z czasów młodości, staje się symbolem inności i sprzeciwu wobec tępienia inności. Bohaterowie tworzą mieszankę wybuchową, mierzą się ze swoimi problemami i walczą o akceptację, a także o pięć minut w świetle scenicznych reflektorów. Ian Brennan stwierdził, że w idei chóru szkolnego intryguje go przemożna chęć błyśnięcia, bycia w centrum uwagi. To właśnie starał się przenieść do scenariusza. A jak wiadomo, publiczność nie od dzisiaj uwielbia trzymać z outsiderami, którym – pomimo braku zrozumienia – udaje się przezwyciężać przeszkody. Zwłaszcza wtedy, gdy poważne tematy zostają podane na ekranie z humorem lub w absurdalnej otoczce, przyprawione nowymi interpretacjami współczesnych hitów muzycznych. Zresztą nie dość, że wykorzystywane piosenki to w większości przeboje, w „Glee” gościnnie pojawiają się gwiazdy, nie tylko ze sceny muzycznej. Niektóre odcinki zostają całkowicie poświęcone określonemu wykonawcy. Przykładowo, w sezonie pierwszym swoje epizody miały Lady Gaga i Madonna, w sezonie drugim – Britney Spears. W tym przypadku gwiazda pojawiła się na planie. Podobnie jak Gwyneth Paltrow, Olivia Newton-John, Neil Patrick Harris, Carol Burnett lub Kristin Chenoweth


Kadr z serialu "Glee", fot. Fox International Channels (materiały prasowe)

Nie bez znaczenia okazali się także aktorzy, którzy co odcinek muszą wykazywać się nie tylko umiejętnościami gry, lecz również talentem muzycznym. To dlatego twórcy serialu szukali obsady przede wszystkim na… Broadwayu. Biorąc pod lupę trójkę wysuwających się na pierwszy plan bohaterów, łatwo zauważyć, że casting do „Glee” nie należał do konwencjonalnych. Matthew Morrison, aktor wcielający się w Willa Schuestera, nauczyciela i opiekuna chóru, oraz Lea Michelle, doskonała w roli przemądrzałej i świetnie śpiewającej Rachel, trafili do serialu z dwóch przedstawień broadwayowskich, a konkretnie „Lakieru do włosów” i „Przebudzenia wiosny”. Za to uznany za objawienie i nagrodzony Złotym Globem Chris Colfer, występujący w „Glee” jako gej walczący z nietolerancją i stereotypami płciowymi, nie miał wcześniej żadnego doświadczenia aktorskiego. Serial to zbieranina nie tylko oryginalnych postaci, ale również barwnych osobowości: głupiutka Brittany, kobieta-modliszka Santana, czarnoskóra Mercedes, kobieciarz-zabijaka Puck, niepełnosprawny Artie, a przede wszystkim niepoprawna politycznie Sue Sylvester. Trenerka cheerleaderek stanowi perfekcyjny komentarz dla przesłodzonych wątków, ściągając rozśpiewanych bohaterów na ziemię, do szarej, brutalnej rzeczywistości. Z nią na pokładzie żaden temat, nawet nastoletniej ciąży lub prześladowania ze względu na orientację seksualną, nie pada ofiarą patosu i kiczu.


Kadr z serialu "Glee", fot. Fox International Channels (materiały prasowe)

Jakikolwiek był powód tego, że „Glee” trafiło w gusta publiczności i krytyków, liczby i fakty nie kłamią. Serial został nagrodzony Złotym Globem i Peabody Award. Baza fanowska uchodzi za wierną i niezastąpioną – ze słów „Glee” i „geek” (maniak) ukuto nawet termin na określenie miłośnika show. Tak zwani gleeks funkcjonują na całym świecie, również w Polsce, gdzie można znaleźć strony internetowe fanklubów, śledzących każdy ruch obsady i odnotowujących każdą plotkę na temat produkcji. „Glee” można lubić lub nie, ale nie można zaprzeczyć, że serial stał się fenomenem kulturowym. Dowody? Oprócz niezwykłej popularności i aktywnej społeczności fanów potwierdzeniem zasięgu serialu niech będą odniesienia do „Glee” w innych serialach i filmach. W konkurencyjnym „Community” główny bohater narzeka, że musiał oglądać „Glee” ze swoją dziewczyną. W hicie kinowym „21 Jump Street” pada stwierdzenie na temat zmian na lepsze, które zaszły w głowach dzisiejszej młodzieży – „Już wiem, o co chodzi. To wszystko przez Glee”. A może dzięki?
Ewa Drab
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  26.09.2012
Zobacz również
Buntownicy czasów kryzysu
"Prawo Agaty": Między nami, prawnikami
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll