Z Michałem Janówem, twórcą prezentowanego w konkursie krótkich metraży Festiwalu "Młodzi i Film" „Portiera z hotelu Mewa” rozmawia Lech Moliński
Portalfilmowy.pl: Skąd wziął się pomysł na „Portiera z hotelu Mewa”?
Kadr z filmu "Poriter z hotelu Mewa", fot. MIF
PF: Co było najważniejsze przy pracy nad tym projektem?
MJ: Najważniejsze było dla mnie, żeby "Portier z hotelu Mewa" był dobrze zrobiony i żeby się go dobrze oglądało. Udało mi się namówić bardzo dobrych aktorów, ale najwięcej czasu zabrała nam scenografię,. To było wyzwanie: uświadomiliśmy sobie, że robimy film kostiumowy, bowiem tyle się wokół zmieniło, że tak naprawdę wszystko trzeba było przygotować od zera. Wiedziałem, że będzie to bardzo pracochłonne, ale nie przypuszczałem, że aż tak bardzo. Na szczęście, moja szkoła [Wydział Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego – przyp. red.] miała cudowne wnętrza i mieliśmy zgodę, żeby tam kręcić, więc około 80 procent zdjęć zrealizowanych zostało na jej terenie.
PF: Polska krytyka poszukuje kina politycznego, podejmującego tematykę współczesną. Czy pana takie kino interesuje?
MJ: Interesują mnie ciekawe historie. Jeżeli chcę opowiedzieć coś o kimś, nie jest istotne, czy jest to współczesne, czy polityczne. Konkretna historia narzuca czas i przestrzeń. Ale faktycznie, w tym momencie jestem na etapie pisania, a pomysły dotyczą tematyki współczesnej.
PF: Pisze Pan scenariusze z konieczności czy z wyboru?
MJ: Rynek scenariuszowy praktycznie w Polsce nie istniej. Aby nakręcić film, trzeba samemu napisać scenariusz. Ma to też, oczywiście, swoje dobre strony. Lubię pisać, ale chciałbym też realizować teksty innego autora. Mój zawód to reżyseria – myślę o tym, jak opowiadać obrazem. Podział ról na planie filmowym jest bardzo słuszny i nie bez kozery wymyślili to już dawno temu Amerykanie. Kiedy sam piszesz i potem jesteś reżyserem, to istnieje ryzyko braku dystansu, co czasami widać w kinie. Ostatnio rozmawiałem na temat pewnego projektu. Autor świetnie opowiedział mi swoje intencje, temat filmu, historię, itp. Później przeczytałem scenariusz i nie było w tekście połowy rzeczy, o których usłyszałem w rozmowie. Dla twórcy wszystko było czytelne, dla osoby postronnej – już nie.
PF: Tę funkcję może spełniać kreatywny producent. Co pan myśli o takim producencie, który potrafi być partnerem dla reżysera, wspiera go nie tylko finansowo?
MJ: Dobrze byłoby współpracować z kimś takim. Inicjowanie projektu miałoby podwójną energię. Zawsze łatwiej iść razem. Jak jeszcze ktoś wierzy w projekt, to jest to taki rodzaj twórczego perpetuum mobile. Nakręca jeszcze bardziej do działania.
PF: Jest pan po szkole filmowej, ale przed debiutem w pełnym metrażu. Czy młodemu filmowcowi łatwo dziś zadebiutować?
MJ: Za wcześnie na takie pytanie. Może odpowiem, jak już zadebiutuję.