Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Paweł Wendorff rusza w Polskę. Z reżyserem można będzie spotkać się po seansach filmu "Nie ten człowiek" w różnych częściach kraju, m.in. na rozpoczynającym się dzisiaj 41. Lecie Filmów w Łagowie. W ten sposób twórca chce się przysłużyć do przedłużenia żywotności swojej produkcji w kinowym obiegu. Co go do tego skłoniło i co chce w ten sposób wskórać dowiedział się Artur Zaborski/Portalfilmowy.pl.
Portalfilmowy.pl: Dystrybucja filmu z reżyserem gratis – bardzo ciekawy pomysł! (śmiech)
Paweł Wendorff: Nikt nie mówił, że gratis (śmiech). W kinach studyjnych dystrybucja polega na tym, że film pojawia się na dwa tygodnie w dużych miastach, a potem wędruje po mniejszych miejscowościach. Przy dobrych wiatrach może krążyć po Polsce nawet przez rok. To dość długo i ludzie mogą spokojnie o nim zapomnieć, zwłaszcza jeśli nie był wcześniej za bardzo nagłaśniany. Chodzi właśnie o przypomnienie tytułu oraz o jego promocję. W mniejszych miastach z pojawienia się reżysera na pokazie filmu można wytworzyć pewne wydarzenie i je nagłośnić w lokalnych mediach, co też robimy. To służy promocji filmu. Ostatnio byłem obecny na kilku pokazach autorskich w Polsce i w Stanach Zjednoczonych. Muszę powiedzieć, że ta metoda nieźle się sprawdza.
"Nie ten człowiek", fot. Anima-pol/Simple Pictures
PF: Jesteś zadowolony z dystrybutora?
PW: Sam jestem dystrybutorem, więc za bardzo nie mogę być z siebie zadowolony, bo to się może źle skończyć. Wiesz, jak to jest z tymi mocno z siebie zadowolonymi... Wykonuję pewne zadanie i robię to jak najlepiej można, oczywiście uwzględniając możliwości filmu i naszych kin. Najważniejsza jest kwestia odpowiedniej promocji, aby należycie pojawić się na horyzoncie. Duże firmy dystrybucyjne mają na to po kilka milionów. Ja niestety nie miałem takich pieniędzy, czego oczywiście bardzo żałuję. Z kolei duże firmy dystrybucyjne chcą, co też jest zrozumiałe, swój element ryzyka zmniejszyć do minimum. Na mój film się niestety nie rzucili.
PF: Z taką obsadą!? Adamczyk, Frycz, Preis – przecież to komercyjne pewniaki.
PW: Zaprosiłem tych aktorów nie z powodów komercyjnych i nie dla ich nazwisk, to zupełnie nie tak. W filmie grają wybitni aktorzy, niektórzy z nich faktycznie to gwiazdy. Mi przede wszystkim chodziło o dobry, oryginalny film, a dopiero potem o produkt kinowy. To produkcja naprawdę skierowana do widza, dystrybutor powinien zaakceptować nie tylko znane nazwiska i komediowy charakter, ale również nietypową formę i przekaz. Okazało się, że w świecie dystrybucji filmowej nie ma miejsca na romantyzm i ryzyko. Dystrybutorzy to przeważnie biznesmeni. Wszędzie jest podobnie. W Ameryce poznałem w miarę młodego reżysera, którego film zdobył wszystkie możliwe nagrody na South by Southwest, drugim czy trzecim najważniejszym festiwalu w Stanach. Później film miał pokazy w paru kinach w Nowym Jorku i Los Angeles i na tym koniec.
PF: A dystrybutorzy arthouse'owi?
PW: Ich jest niedużo i mają dużo filmów.
PF: Może to kwestia gatunku? Wiesz, jakim poważaniem cieszy się w Polsce komedia...
PW: Mojego filmu nie wrzucono do worka z napisem „polska komedia”. To jest projekt na tyle inny, że takiego ryzyka nie było. Akurat tutaj nie ryzykowałem (śmiech).
PF: A może to wina czarno-białych zdjęć? (śmiech) Uwziąłeś się na nie jako operator...
PW: ...którym pozostałem i przy „Szaleńcach”, i przy „Nie tym człowieku”. Nie miałem dylematu – reżyseria albo bycie operatorem. Nie potrafię więc ocenić, która z tych rzeczy podobałaby mi się bardziej, bo nie zetknąłem się z reżyserią osobno. Te dwie funkcje były dla mnie nierozerwalne. Czarno-białe zdjęcia w „Nie tym człowieku” były decyzją operatora i reżysera, czyli moją. Miały zwiększyć siłę wyrazu filmu. Kolor rozprasza uwagę, a mi chodziło o to, żeby widz skupił się na dialogach, które napędzają akcję. Film bez nich nie istnieje, dlatego przesunąłem akcenty. Poza tym dystans wytworzony przez czarno-białe zdjęcia sprawia, że „Nie tego człowieka” ogląda się lepiej.
Paweł Wendorff, fot. Anima-Pol
PF: Jak widzowie reagują na film?
PW: Jeśli już widza się skusi i jakimś sposobem zaciągnie do kina, to reakcje są naprawdę fantastyczne. Wydaje mi się, że poza walorami komediowymi, które sprawiają przyjemność, film wywołuje też w widzach pewną dodatkową radość psychiczną. Dziękują mi za nią w rozmowach po seansach, które wciąż są dla mnie dużym wyzwaniem. Kiedy muszę stanąć przed widownią, nie jestem niczego pewien. Wiem, że wtedy może mi się przydarzyć krzywda. Wiadomo, że nie wszystkim film się spodoba. Mimo to, nie boję się stanąć z widzem twarzą w twarz. Nie było jeszcze złego pokazu, a byłem naprawdę na wielu i w Polsce, i w Stanach.
PF: Ile widzów film zebrał do tej pory?
PW: Parę tysięcy. Polski box office dzieli się z grubsza na dwie grupy. Filmy, które mają po 200 tys. widzów i powyżej, przeważnie mocno reklamowane i te mniej nagłaśniane, promowane głównie przez festiwale i dobre recenzje, które mają po parę, paręnaście tysięcy widzów. Mój film znalazł się w tej drugiej grupie, w całkiem niezłym towarzystwie.
PF: "Nie ten człowiek" gościł też na zagranicznych festiwalach, dostawał nagrody. Pojawili się chętni na jego zakup poza granicami Polski?
PW: Są takie propozycje, ale one są związane z dystrybucją w iTunesie. Na razie szczegóły nie są dogadane. Być może film zaistnieje również w Netflixie i Independent Film Channel w Stanach Zjednoczonych, zobaczymy. To byłaby szansa na pokazanie go tam poza festiwalami i przeglądami.
PF: A co z nowym filmem? Odsuwasz pracę nad nim na rzecz promocji „Nie tego człowieka”?
PW: Mam pewne plany, dwa, trzy scenariusze, różne pomysły. Sam jestem ciekaw jak to się ułoży.
PF: Kiedy zatem można się będzie z Tobą spotkać?
PW: Na razie mamy kilkanaście propozycji. Na pewno będziemy na festiwalu w Łagowie. O kolejnych spotkaniach będziemy informować na bieżąco.
Portalfilmowy.pl: Dystrybucja filmu z reżyserem gratis – bardzo ciekawy pomysł! (śmiech)
Paweł Wendorff: Nikt nie mówił, że gratis (śmiech). W kinach studyjnych dystrybucja polega na tym, że film pojawia się na dwa tygodnie w dużych miastach, a potem wędruje po mniejszych miejscowościach. Przy dobrych wiatrach może krążyć po Polsce nawet przez rok. To dość długo i ludzie mogą spokojnie o nim zapomnieć, zwłaszcza jeśli nie był wcześniej za bardzo nagłaśniany. Chodzi właśnie o przypomnienie tytułu oraz o jego promocję. W mniejszych miastach z pojawienia się reżysera na pokazie filmu można wytworzyć pewne wydarzenie i je nagłośnić w lokalnych mediach, co też robimy. To służy promocji filmu. Ostatnio byłem obecny na kilku pokazach autorskich w Polsce i w Stanach Zjednoczonych. Muszę powiedzieć, że ta metoda nieźle się sprawdza.
"Nie ten człowiek", fot. Anima-pol/Simple Pictures
PF: Jesteś zadowolony z dystrybutora?
PW: Sam jestem dystrybutorem, więc za bardzo nie mogę być z siebie zadowolony, bo to się może źle skończyć. Wiesz, jak to jest z tymi mocno z siebie zadowolonymi... Wykonuję pewne zadanie i robię to jak najlepiej można, oczywiście uwzględniając możliwości filmu i naszych kin. Najważniejsza jest kwestia odpowiedniej promocji, aby należycie pojawić się na horyzoncie. Duże firmy dystrybucyjne mają na to po kilka milionów. Ja niestety nie miałem takich pieniędzy, czego oczywiście bardzo żałuję. Z kolei duże firmy dystrybucyjne chcą, co też jest zrozumiałe, swój element ryzyka zmniejszyć do minimum. Na mój film się niestety nie rzucili.
PF: Z taką obsadą!? Adamczyk, Frycz, Preis – przecież to komercyjne pewniaki.
PW: Zaprosiłem tych aktorów nie z powodów komercyjnych i nie dla ich nazwisk, to zupełnie nie tak. W filmie grają wybitni aktorzy, niektórzy z nich faktycznie to gwiazdy. Mi przede wszystkim chodziło o dobry, oryginalny film, a dopiero potem o produkt kinowy. To produkcja naprawdę skierowana do widza, dystrybutor powinien zaakceptować nie tylko znane nazwiska i komediowy charakter, ale również nietypową formę i przekaz. Okazało się, że w świecie dystrybucji filmowej nie ma miejsca na romantyzm i ryzyko. Dystrybutorzy to przeważnie biznesmeni. Wszędzie jest podobnie. W Ameryce poznałem w miarę młodego reżysera, którego film zdobył wszystkie możliwe nagrody na South by Southwest, drugim czy trzecim najważniejszym festiwalu w Stanach. Później film miał pokazy w paru kinach w Nowym Jorku i Los Angeles i na tym koniec.
PF: A dystrybutorzy arthouse'owi?
PW: Ich jest niedużo i mają dużo filmów.
PF: Może to kwestia gatunku? Wiesz, jakim poważaniem cieszy się w Polsce komedia...
PW: Mojego filmu nie wrzucono do worka z napisem „polska komedia”. To jest projekt na tyle inny, że takiego ryzyka nie było. Akurat tutaj nie ryzykowałem (śmiech).
PF: A może to wina czarno-białych zdjęć? (śmiech) Uwziąłeś się na nie jako operator...
PW: ...którym pozostałem i przy „Szaleńcach”, i przy „Nie tym człowieku”. Nie miałem dylematu – reżyseria albo bycie operatorem. Nie potrafię więc ocenić, która z tych rzeczy podobałaby mi się bardziej, bo nie zetknąłem się z reżyserią osobno. Te dwie funkcje były dla mnie nierozerwalne. Czarno-białe zdjęcia w „Nie tym człowieku” były decyzją operatora i reżysera, czyli moją. Miały zwiększyć siłę wyrazu filmu. Kolor rozprasza uwagę, a mi chodziło o to, żeby widz skupił się na dialogach, które napędzają akcję. Film bez nich nie istnieje, dlatego przesunąłem akcenty. Poza tym dystans wytworzony przez czarno-białe zdjęcia sprawia, że „Nie tego człowieka” ogląda się lepiej.
Paweł Wendorff, fot. Anima-Pol
PF: Jak widzowie reagują na film?
PW: Jeśli już widza się skusi i jakimś sposobem zaciągnie do kina, to reakcje są naprawdę fantastyczne. Wydaje mi się, że poza walorami komediowymi, które sprawiają przyjemność, film wywołuje też w widzach pewną dodatkową radość psychiczną. Dziękują mi za nią w rozmowach po seansach, które wciąż są dla mnie dużym wyzwaniem. Kiedy muszę stanąć przed widownią, nie jestem niczego pewien. Wiem, że wtedy może mi się przydarzyć krzywda. Wiadomo, że nie wszystkim film się spodoba. Mimo to, nie boję się stanąć z widzem twarzą w twarz. Nie było jeszcze złego pokazu, a byłem naprawdę na wielu i w Polsce, i w Stanach.
PF: Ile widzów film zebrał do tej pory?
PW: Parę tysięcy. Polski box office dzieli się z grubsza na dwie grupy. Filmy, które mają po 200 tys. widzów i powyżej, przeważnie mocno reklamowane i te mniej nagłaśniane, promowane głównie przez festiwale i dobre recenzje, które mają po parę, paręnaście tysięcy widzów. Mój film znalazł się w tej drugiej grupie, w całkiem niezłym towarzystwie.
PF: "Nie ten człowiek" gościł też na zagranicznych festiwalach, dostawał nagrody. Pojawili się chętni na jego zakup poza granicami Polski?
PW: Są takie propozycje, ale one są związane z dystrybucją w iTunesie. Na razie szczegóły nie są dogadane. Być może film zaistnieje również w Netflixie i Independent Film Channel w Stanach Zjednoczonych, zobaczymy. To byłaby szansa na pokazanie go tam poza festiwalami i przeglądami.
PF: A co z nowym filmem? Odsuwasz pracę nad nim na rzecz promocji „Nie tego człowieka”?
PW: Mam pewne plany, dwa, trzy scenariusze, różne pomysły. Sam jestem ciekaw jak to się ułoży.
PF: Kiedy zatem można się będzie z Tobą spotkać?
PW: Na razie mamy kilkanaście propozycji. Na pewno będziemy na festiwalu w Łagowie. O kolejnych spotkaniach będziemy informować na bieżąco.
Artur Zaborski
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 30.07.2012
Tomasz Borkowy: Chcę wreszcie zrobić coś dla siebie
Diament dla Krystyny Jandy
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024