PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
LUDZIE POLSKIEGO FILMU
  22.09.2012
Z Dorotą Kędzierzawską spotkała się w Odessie Anna Michalska.
O młodości, studiach w Moskwie i dzieciach
Dorota Kędzierzawska: W ostatnim filmie "Jutro będzie lepiej" moim ulubieńcem jest mały Pietia (Oleg Ryba). Współpracujący z nami dźwiękowcy zauważyli, że montuję ujęcia zawsze w rytm kroków Pietii – nawet wtedy, kiedy na ekranie chłopców jest trzech. Oleg jest wyjątkowym dzieckiem, ma wielką wrażliwość, pod koniec zdjęć pracował jak stary, doświadczony aktor. To nie zdarza się często. Nie mówiąc o tym, że wzruszał nas co chwila już prywatnie. Znaleziony przez nas w dalekim Dniepropietrowsku (wraz ze swoim starszym bratem bracia Ewgenem), nigdy wcześniej nie był w lesie. Robiliśmy jego pierwsze “leśne” ujęcie, Pietia bardzo przejęty, szedł wyznaczoną trasą – i nagle zatrzymał się, pochylił, podniósł coś z ziemi i z ogromną radością krzyknął: „Mamo, znalazłem szyszkę!”

Dlaczego dzieci? Dzieci zawsze przyciągały moją uwagę. Od kiedy skończyłam 3 lata jeździłam z mamą (Jadwiga Kędzierzawska, autorka filmów dla dzieci i młodzieży - red.) na zdjęcia. Potrafiłam stać na planie całymi godzinami, bez ruchu, obserwować to, co się dzieje wokół kamery. Głównymi aktorami filmów mamy były dzieci. Przyglądałam się, podglądałam... i tak nauczyłam się z dziećmi pracować. Poza tym, kiedy byłam już studentką szkoły filmowej, byłam bardzo nieśmiała. I ta nieśmiałość w pewnym sensie skłoniła mnie do pracy i z dziećmi, i z naturszczykami. Nie potrafiłam odpowiedzieć na pytanie, nie rumieniąc się czy nerwowo nie skubiąc sznurówek. Problemem była rozmowa z kimś obcym. Podświadomie dobierałam tematy moich pierwszych filmów – o dzieciństwie i starości, bo w tych światach czułam się bezpieczna.

Dorota Kędzierzawska, fot. A. Michalska

W zrozumieniu tajemnic aktorskich bardzo pomogła mi nauka w Moskwie – półtora roku studiów na reżyserii filmowej we WGiK-u. Każdy z nas musiał przejść krótki kurs aktorski – graliśmy u siebie nawzajem w króciutkich spektaklach, występowaliśmy na scenie. W Moskwie zrozumiałam, co pomaga stojącemu w świetle na scenie, czy przed kamerą „aktorowi” przełamać naturalny wstyd, co go otwiera. Wyjazd do Moskwy był też krokiem w samodzielność – kiedy chciałam zadzwonić do domu do Polski, musiałam zamówić na poczcie głównej rozmowę z dwutygodniowym wyprzedzeniem.

Teraz chcę trochę odpocząć od dzieci (choć mam już scenariusz o Śląsku lat 70. z dziecięcymi rolami głównymi, oczywiście). Piszę coś nowego, ale nie chcę zdradzać szczegółów.

O pracy nad scenariuszem
Zawsze pracę reżysera i scenarzysty traktowałam jako nieodłączną całość, jeszcze jako dziecko bardzo się dziwiłam, jak reżyser może pracować nad “obcym” scenariuszem.

Oprócz jednego tekstu, scenariusza filmu "Wrony", pozostałe są w większym lub mniejszym stopniu oparte na faktach. Wystarczy mi sam zarys, szkielet prawdziwej historii, nie zagłębiam się w szczegóły, nie badam okoliczności wydarzeń. To ogranicza wyobraźnię.

Zaczynam myśleć o bohaterach, zapisywać uwagi. Kiedy postaci same zaczynają „żyć” i mam wymyślony początek i koniec – zaczynam pisać. Nie rozumiem tych, którzy piszą i nie wiedzą, jak się rzecz skończy, albo mają 2-3 alternatywne zakończenia. Absolutnie nikomu nie pokazuję scenariusza, dopóki nie jest gotowy. Nawet Arthur (Reinhart - red.) nie wie, o czym piszę. Kiedyś podjęliśmy próbę wspólnego pisania, scenariusz powstał, ale dzień po skończeniu spłonął w kominku. I nigdy do tej historii nie wróciłam.

O realizacji filmów
Najbardziej lubię czas przygotowania do filmu - okres dokumentacji. Jeździmy po Polsce, oglądamy różne miejsca, spotykamy ciekawych ludzi. Prywatnie nigdy nie miałabym możliwości dotarcia w tak różne zakątki Polski. Na planie reżim pracy jest ogromny. Okres zdjęć to wielkie napięcie, niewyspanie, zmęczenie, ale też wielka frajda. Potem montaż – mogłabym siedzieć przy nim nieprzerwanie. Montaż niesamowicie wciąga. Czasem wieczorem uświadamiam sobie, że od kilkunastu godzin nic nie jadłam.

Dorota Kędzierzawska, fot. A. Michalska

A kiedy film jest już gotowy i “idzie do ludzi”, staram się o nim zapomnieć, wyczyścić głowę, nie wracać.

O współpracy z Arthurem Reinhartem
Pierwszy nasz wspólny plan filmowy to były "Wrony". Przed zdjęciami rozmawiało nam się nieźle, ale to nie zawsze się potem sprawdza na planie. Tym razem okazało się, że mamy podobny filmowy gust – tak samo myślimy o kompozycji, lubimy te same kolory, podobają nam się te same filmy, malarstwo.

Często nam się zadaje pytanie, kto jest najważniejszy na planie? Odpowiedź brzmi – film. Na planie nie ma czasu na spory. Liczy się każde 15 minut. Nawet jeśli coś się zmienia, na przykład. w zależności od pogody – to błyskawicznie trzeba podejmować decyzję. Jeśli mamy różne pomysły – trzeba wybrać ten, który bardziej będzie pracował dla filmu. Nieważne – czy to mój, czy Arthura. Jedyne spory, straszne czasem, mamy na etapie montażu. Arthur twierdzi, że mam inne poczucie czasoprzestrzeni. Ja wolę dłuższe ujęcia, jestem do niektórych strasznie przywiązana i za nic nie chcę ich „przyciąć”, lubię się rzeczom przyjrzeć, a Arthur tnie, dynamizuje, przyśpiesza. Dopiero w przypadku „Innego świata” Artur przyznał, że nie wie, co wyciąć.

O „Innym świecie”
Z planowanego 30-minutowego filmu powstał pełnometrażowy 97-minutowy obraz. Chcieliśmy, żeby film toczył się przez całe życie Danuty Szaflarskiej. Nie sposób było skracać i ciąć tych niebywałych wypowiedzi. Mam nadzieję, że zrobimy część II i III filmu – nakręcony materiał jest niesamowity. Widzowie po pierwszych pokazach (na festiwalach filmowych Nowe Horyzonty we Wrocławiu i Dwa Brzegi w Kazimierzu) mówili, że film ich stawia do pionu, bo ciągle przypomina o tym, co najważniejsze.

Skąd tytuł "Inny świat"? Danuta Szaflarska urodziła się w 1915 roku, za Franza Josefa. Wspomina minione czasy, w sposób tak szczegółowy i drobiazgowy, a do tego tak barwny, że buduje w naszej wyobraźni ten świat, którego już nie ma i o którym tak mało wiemy.

O Danucie Szaflarskiej
Robiliśmy "Diabły, diabły". Szukałam aktorki do roli Wiedźmy i zaproponowałam tę rolę pani Danucie Szaflarskiej. Zawsze wspomina, że wysłałam do niej list, w którym pisałam, że pracując nad scenariuszem wyobrażałam ją sobie w tej roli. Nie obraziła się, na szczęście, i zagrała w filmie.

Potem wystąpiła w roli Jędzy w filmie "Nic". W końcu doczekała się roli prawdziwej, specjalnie dla niej napisanej, którą obiecałam jej w trakcie zdjęć do „Diabłów”. Czekała na to całe 16 lat, czasem straszyła mnie, że jest już dojrzałą panią i czekać dłużej nie będzie.

Bardzo długo nie mogłam znaleźć żadnej historii, która by mnie zafascynowała, aż w końcu pomysł przyszedł znów z życia (scenariusz oparty na historii właścicielki pięknego domu w Radości). I tak Danuta Szaflarska w wieku 91 lat zagrała główną rolę w filmie „Pora umierać”. Zadanie miała bardzo trudne, bo główna bohaterka filmu, Aniela, stale mówi do psa (czyli faktycznie monologuje). Codziennie przygotowywała 2-3 strony tekstu, którego uczyła się na pamięć. Przed kamerą podawała dialog z wielką precyzją. Jeśli zmieniała słowo – przerywała ujęcie.

To wyjątkowa, wspaniała aktorka. Wszyscy ją w trakcie zdjęć podziwialiśmy. Kiedy miała wchodzić po schodach z filiżanką herbaty – to po nich wbiegała, śmigała po prostu. Z 38-mio stopniową gorączką i bólem gardła grała i nie pozwalała przerwać zdjęć. Współpracując z panią Danutą przestałam narzekać na jakiś doskwierający mi ból, bo było mi zwyczajnie wstyd. Bo Danusia nie grymasi, nie marudzi, nie narzeka. To aktorka w każdym calu profesjonalna. Ma niesłychany szacunek i wielką pokorę do pracy. Wspominała, że w 1939 roku, kiedy Rosjanie wkraczali do Wilna, grała w teatrze. Mimo bombardowań, aktorzy nie przerwali spektaklu i skończyli sztukę.
Nie można jej porównywać z młodymi aktorami, choć ona jest zachwycona młodymi ludźmi, uwielbia z nimi pracować. Kocha swoją pracę i nie wyobraża sobie, że mogłaby przejść na emeryturę. Czuje się bijące z niej niesamowite światło. Mimo bardzo trudnych przeżyć wojennych nie jest zgorzkniała, ma ogromną pogodę ducha, radość, życzliwość. W każdej sytuacji stara się znaleźć coś dobrego. Każda jej opowieść ma puentę, błyskotliwy dowcip, cel. Kiedy mówi otwierają nowe piętra w głowie, zaczynamy rozumieć więcej. Uwielbiam jej słuchać.

O Polsce Światłoczułej
Od końca września 2011 roku w małych miejscowościach, w których nie ma kin pokazujemy polskie filmy z projektora DCP, w najlepszej jakości obrazu. Adaptujemy każdą przestrzeń, która może być wyciemniona.

Odwiedzamy domy kultury, świetlice wiejskie, synagogi, zakłady karne i opuszczone sale kinowe. Towarzyszą nam twórcy – reżyserzy, aktorzy, operatorzy... Po każdej projekcji odbywa się dyskusja z widzami. Prezentujemy bardzo dobre polskie kino autorskie – i wbrew obawom – znajdujemy zrozumienie.

Jedną z najmilszych wypowiedzi usłyszałam po projekcji "Jutro będzie lepiej" od starszego pana. „Postanowiłem, że to będzie moja ostatnia próba pójścia do kina na polski film. Jeśli będzie nieudana – to już nigdy więcej. Ale po tej projekcji uwierzyłem na nowo, że polskie kino istnieje”. To był dla nas największy komplement.

PortalFilmowy.pl jest patronem medialnym programu Polska Światłoczuła.


Anna Michalska
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  31.12.2013
Zobacz również
Nagrody im. Cypriana Kamila Norwida dla Andrzeja Łapickiego i Jana Englerta
Gwiazda tygodnia: Przemysław Bluszcz
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll