PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
LUDZIE POLSKIEGO FILMU
  6.09.2012
Mija pierwsza rocznica śmierci Janusza Morgensterna. Reżysera, scenarzysty, producenta, którego każdy będzie wspominał na swój własny sposób.
Przyznaję, Janusz Morgenstern zaistniał w mojej filmowej świadomości dość późno. Najpierw pojawiła się „Stawka większa niż życie”. W podstawówce podkradałam tacie koszulkę z Hansem Klossem, cytując co i raz słynne dialogi z tego kultowego serialu. Ale wtedy jeszcze nie do końca interesowało mnie, kto jest reżyserem przygód słynnego agenta J-23. W liceum, w związku z omawianiem na języku polskim lektury „Kolumbowie. Rocznik 20.” Romana Bratnego, natrafiłam na serial, do którego od tamtej pory często wracam i który bardzo cenię. Właśnie „Kolumbowie” (1970) i „Godzina W” (1979) są obrazami Morgensterna, z którymi jestem najbardziej związana emocjonalnie. Fascynuje mnie historia, ale przede wszystkim tamci młodzi, niemal moi rówieśnicy, którzy byli gotowi na tak wiele wyrzeczeń i mimo okrucieństwa wojny wciąż potrafili cieszyć się życiem i doceniać jego wartość. Ich losy zapewne nie byłyby mi tak bliskie, gdyby nie tak mistrzowsko zarysowani bohaterowie: Zygmunt (w wykonaniu Jana Englerta), Kolumb (Jerzy Matałowski), Jerzy (Władysław Kowalski), Malutki (Marek Perepeczko) oraz Teresa (Ewa Błaszczyk) i Czarny (Jerzy Gudejko) z „Godziny „W”. Jakże intrygujący i zarazem subtelny obraz ich heroicznej walki stworzył reżyser, unikając przy tym nadmiernego patosu i martyrologii. Dzięki temu na ekranie obcuję z żywymi ludźmi - z krwi i kości, naturalnymi, wiarygodnymi i mimo historycznego kostiumu – współczesnymi.


"Do widzenia, do jutra...”, fot. Kino RP

To właśnie bohaterowie filmów Morgensterna stanowią, moim zdaniem, o ponadczasowości Jego obrazów i o sile ich oddziaływania. Chyba żaden reżyser nie miał takiego zmysłu obsadowego, szczególnie w stosunku do młodych aktorów. Warto przypomnieć, że to twórca „Mniejszego zła” zasugerował Andrzejowi Wajdzie nieznanego wówczas Zbyszka Cybulskiego do roli Maćka Chełmickiego w „Popiele i diamencie”. U Morgensterna Cybulski stworzył jeszcze dwie równie świetne postacie. W debiucie reżyserskim „Do widzenia, do jutra...” (1960) Cybulski zagrał właściwie samego siebie – twórcę i aktora gdańskiego studenckiego teatru Bim-Bom. Oprócz niezapomnianej kreacji aktorskiej film pozostaje znakomitym dokumentem tamtej epoki i ówczesnego środowiska artystycznego. Drugi, i ostatni raz w swoim życiu, Cybulski zagrał u boku Daniela Olbrychskiego i Barbary Kwiatkowskiej w „Jowicie” (1967): jego rola trenera, choć drobna, jest niezapomniana.


"Jowita", fot. Kino RP

Innym ważnym odkryciem Morgensterna była Jadwiga Jankowska-Cieślak, która w wielkim stylu zadebiutowała w "Trzeba zabić tę miłość" (1972). Jej silna i elektryzująca rola Magdy jest dla mnie jedną z najwybitniejszych w polskim kinie. Sam film uważam za arcydzieło pod względem nowatorstwa formy i tematu, który o kilka lat wyprzedził kino moralnego niepokoju. Ten obraz to również pewien dokument epoki i dowód na to, że Janusz Morgenstern był artystą zaangażowanym. Jak sam kiedyś wyznał: „Jako filmowiec sądzę, że moim obowiązkiem jest mówienie przede wszystkim o drażliwych sprawach dnia dzisiejszego”. W "Trzeba zabić tę miłość" widzimy stanowczą niezgodę reżysera na rozpad wartości i więzi międzyludzkich w dobie małej stabilizacji. W takim świecie nie ma miejsca na prawdziwą miłość. Ta perspektywa moralna będzie jedną z rozpoznawalnych cech kina Janusza Morgensterna.


"Trzeba zabić tę miłość", fot. Kino RP

Znamienne, że Jego ostatni film "Mniejsze zło" (2009), również osadzony w realiach PRL-u, podejmuje temat młodości jako czasu kształtowania się kręgosłupa moralnego, momentu podejmowania trudnych decyzji, które później zaważą na całym naszym życiu. Losy niedoszłego pisarza Kamila Nowaka (Lesław Żurek) są znakomitą filmową przypowieścią, która bez natrętnego moralizatorstwa stawia tezę o dobrej naturze człowieka. Za równie humanistyczny i uniwersalny obraz Morgensterna uważam telewizyjną produkcję "Żółty szalik" (2000) z wybitną rolą Janusza Gajosa w roli alkoholika walczącego z nałogiem. Słynna scena w restauracji, gdy bohater „wykłada” teorię przenikania wódki do organizmu jest jedną ze smutniejszych scen polskiego kina i zarazem jedną z moich ulubionych. Ale "Żółty szalik" to nie tylko celne studium choroby alkoholowej. Przede wszystkim jest to optymistyczny dowód wiary w wielkość człowieka. Ten głęboko ludzki wymiar filmów Janusza Morgensterna jest kolejną cechą, za którą bardzo cenię Jego kino – często terapeutyczne i krzepiące.


"Żółty szalik", fot. FPFF

W mojej pamięci Pan Kuba pozostanie również mistrzem kina gatunków. Jego ulubioną formą była fabuła, w obrębie której tworzył bardzo urozmaicone obrazy. Od poetyckiego „Do widzenia, do jutra...”, przez komedie jak "Jutro premiera" (1962) czy "Dwa żebra Adama" (1963), po polityczne i rozrachunkowe "Życie raz jeszcze" (1964) i wojenny dramat "Potem nastąpi cisza" (1965) oraz krótkometrażową fabułę dotyczącą Holocaustu „Ambulans” (1961). Równie twórczo eksploatował inne obszary filmowego medium. Swoimi telewizyjnymi dziełami udowodnił, że na małym ekranie można robić rzeczy znakomite i jednocześnie skierowane do szerokiego odbiorcy. To właśnie na kontakcie z widzem, na podejmowaniu dialogu na tematy ważne i najważniejsze - zależało mu najbardziej.

Teraz, wspominając Jego filmy, mogę powiedzieć, że cel został osiągnięty. Wierzę, że jest to nie tylko moje zdanie, ale i moich rówieśników.


Kamila Berentowicz
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  31.12.2013
Zobacz również
Rusza II edycja festiwalu "Hommage à Kieślowski”
Wspominając Mistrza – pierwsza rocznica śmierci Janusza Morgensterna
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll