PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
O tym, kto zaprojektował plakaty do jego filmów i dlaczego zainteresowała go postać himalaisty Jerzego Kukuczki mówi Paweł Wysoczański, reżyser filmu "Kiedyś będziemy szczęśliwi" pokazywanego na 52. Krakowskim Festiwalu Filmowym

Jacek Dziduszko: Zanim porozmawiamy o samym filmie, chciałbym zacząć od pytania o plakat. Jak wiemy, polska szkoła plakatu zaczęła umierać śmiercią naturalną po 1989 roku, kiedy plakat artystyczny zastąpiły komercyjne postery. Tymczasem twój film reklamowany jest piękną grafiką, nawiązującą właśnie do najlepszych dzieł polskiej szkoły. Kto jest autorem plakatu?

Paweł Wysoczański: Autorem plakatu jest Jerzy Czerniawski. Jego plakaty, ze ''Szpitala przemienienia'' i z ''Indeksu'' wisiały na suficie u mnie w pokoju, kiedy mieszkałem jeszcze na Placu Nowym w Krakowie, i były ostatnią rzeczą, którą widziałem przed zaśnięciem. Pan Jerzy po obejrzeniu filmu zgodził się robić plakat i po paru miesiącach wysłał ponad 50 propozycji. To artysta głodny pracy… Czerniawski był wielką osobowością polskiej szkoły plakatu - robił je do filmów Wajdy, Kieślowskiego, Barei. Dziś z trudem wiąże koniec z końcem. Odnalazłem go cudem dzięki Włodkowi Orłowi, który kiedyś prowadził galerię plakatu przy Placu na Rozdrożu w Warszawie, a teraz prowadzi ją w budynku biblioteki UW. Na festiwalu w Lipsku podeszli do mnie Wojtek Staroń z żoną i powiedział: ''Słuchaj, nie widzieliśmy filmu, ale widzieliśmy plakat. Ze wszystkich plakatów na festiwalu ten jest zdecydowanie najlepszy. Kto go zrobił?''. Cieszę się, że zamówili potem plakat do ich filmu "Argentyńska lekcja".


Paweł Wysoczyński, fot. KFF

Jak teraz wygląda sytuacja Czerniawskiego?

Nie kontaktowałem się z nim już kilka miesięcy, ale bardzo chciałbym, żeby zrobił plakat do mojego filmu o Jerzym Kukuczce. Zgodził, czytał scenariusz, ma już jakiś pomysł. Nie jestem pewien, jaka jest aktualnie jego sytuacja, ale myślę, że nie ma lekko. Polecam jego stronę w internecie. Nie ma tam dwóch czy trzech plakatów, jest ich kilkaset!

Przejdźmy do filmu. Bohatera ''Kiedyś będziemy szczęśliwi'' pokazujesz w bardzo dobrym świetle. To nowość w twojej twórczości. Wcześniej, w ''Punkcie widzenia'' i ''W drodze'' nie byłeś tak łaskawy dla protagonistów. Skąd ta zmiana?

Trudno mi oceniać samego siebie, ale ten film rzeczywiście jest inny od poprzednich. Głównie dlatego że inni są bohaterowie… Nie chciałbym robić w życiu tych samych filmów. Interesuje mnie tzw. negatywny bohater bo wierzę że nie ma ludzi złych i fakt że ktoś zachowuje się żle jest jedynie powierzchnią, maską, zasłoną. W „Punkcie widzenia” nie udało jej się zdjąć. We „W drodze” owszem, a w "Kiedyś będziemy szczęśliwi" trafiłem na bohaterów którzy nie budzą kontrowersji bo są dobrzy. Po prostu. Babcia Aniela jest wyzwolona. Nie boi się. Nie udaje. Więcej takich ludzi !

Daniel Furmaniak, bohater ''Kiedyś będziemy szczęśliwi'', jest bardzo ciekawą postacią. Kiedy pojawia się na ekranie, całe tło – Lipiny, szarobura, najbiedniejsza dzielnica Śląska - nabiera kolorów. Furmaniak swoją przygodę z kinem rozpoczął już wcześniej – grał epizody w ''Z odzysku'' Fabickiego i ''Świnkach'' Glińskiego, ale zdaje się, że dopiero podczas kręcenia twojego filmu złapał kinowego bakcyla. W czasie spotkania po projekcji na Letniej Akademii Filmowej w Zwierzyńcu zdradził, że po maturze będzie chciał zdawać na reżyserię do Łodzi. Ale od tamtego pokazu minęło sporo czasu. Myślisz, że uda mu się to osiągnąć?

Daniel zagrał rolę w filmie "Świnki". Pasją do filmu zaraził się na planie „Świnek”. Nadal kocha film, ale dla mnie najważniejsze jest, że bardzo mocno stoi na nogach i jest świadomy, że może się nie dostać na do szkoły filmowej. Ma swoje marzenia, ale jest realistą. Cieszy mnie, że nie jest w zawodówce, tylko w technikum. Za rok będzie zdawał maturę. Nie ma kuratora, nie kradnie. Kiedy go poznałem był prawdziwym śląskim chacharem, przez duże ''Ch'' [czyli łobuzem - przyp. red.], ale uspokoił się: lepiej się uczy, gra epizody w filmach, bierze udział w castingach. Czy będzie reżyserem albo aktorem? Nie wiem. Podejrzewam, że Himilsbachowi też początkowo nikt wielkiej kariery nie wróżył. Ale będę pomagał Danielowi, jak tylko będę mógł.

Nowy film różni się czymś jeszcze od poprzednich: jest w nim mniej ciebie. Zarówno w ''Punkcie widzenia'' jak i ''W drodze'' jesteś jednym z bohaterów. Niczym Michael Moore pojawiasz się tam w kadrze, rozmawiasz z bohaterami. W nowym filmie tego nie ma. Dlaczego postanowiłeś się wycofać?

To świadoma decyzja. W ''Punkcie widzenia'', filmie szkolnym, to wynikło trochę z budżetu, który wynosił 300 zł. We ''W drodze'' wynikało to również z budżetu. Ukradli nam kamerę w Indiach i materiał nie powstał. Brutalne. Trzeba było jakoś się ratować. Przed rozpoczęciem zdjęć do ''Kiedyś...'' obiecałem sobie, że w tym filmie nie będzie żadnej narracji z offu, ani mojej obecności. Noi mieliśmy budżet. Co wcale nie jest takie oczywiste… Jest jedna scena, kiedy Daniel mówi do babci: ''Byłem z Pawłem na Avatarze'' i trochę mnie to uwierało, bo oto pojawiam się w filmie, ale scena musiała wejść.

Dokument to nie tylko sztuka rejestracji, ale też inscenizacji. Czy w ''Kiedyś będziemy szczęśliwi'' dopuściłeś się jakiejś ingerencji w rzeczywistość? Czy ''zainspirowałeś'' jakieś wydarzenia?

Nic nie wymyśliłem. Wszystko co jest zainscenizowane, wydarzyło się wcześniej.

O jakich scenach mowa?

Na przykład scena na komendzie na początku, scena z totolotkiem, scena z komórką...

Twoje wcześniejsze filmy były nagradzane przede wszystkim w Polsce. ''Kiedyś będziemy szczęśliwi'' zbiera laury także za granicą. Wygrało festiwale w Rejkiawiku, Kijowie, Madrycie... Jak ten film jest odbierany za granicą?

Wcześniejszy film, ''W drodze'', dostał nagrody w Neapolu i Zagrzebiu, ale to były jeszcze czasy, kiedy sam wysyłałem filmy na festiwale. Teraz mamy dystrybutora, Krakowską Fundację Filmową, a oni wysyłają filmy dosłownie wszędzie. ''Kiedyś będziemy szczęśliwi'' był pokazywany w bardzo wielu miejscach, z których część wymieniłeś, i wszędzie gdzie uczestniczyłem w pokazach odbierany jest dobrze. To zapewne zasługa bohaterów oraz idei filmu : wiary, że ludzie wszędzie mają marzenia. Nadzieja umiera ostatnia. W Kijowie pewna starsza pani w czasie spotkania z publicznością deklarowała że babcia Aniela musi być z Ukrainy, w Rejkjawiku pewna dziewczyna zapewniała że Aniela ma islandzką naturę… Za granicą film odbierany jest nawet lepiej niż w Polsce.

Przejdźmy do twoich najnowszych projektów. Jeden z nich ma opowiadać o Somalii i zatytułowany jest ''No Direction Home'', tak samo jak dokument Martina Scorsesego o Bobie Dylanie...

Niestety... Ale nie chodziło tu o nawiązanie do Scorsesego, a bardziej do samego Dylana, który w piosence ''Like a Rolling Stone'' śpiewa: ''To be on your own / With no direction home / Like a complete unknown / Like a rolling stone?''. Dzisiaj mamy problem z tytułami, wszystkie najlepsze już zostały użyte, ale ten idealnie pasuje do mojego filmu, do historii lekarki z Polski, która nie może sobie znaleźć miejsca w naszym kraju i wyjeżdża do Afganistanu, Iraku, wreszcie do miejsca akcji naszego filmu – do Somalii. Dlatego ''No Direction Home''!

Widzowie TVP mieli okazję już obejrzeć 30-minutową wersję filmu, ale wspominałeś coś o dłuższej, reżyserskiej. Co w niej będzie?

Dla telewizji powstał tylko reportaż, który zrobiłem z moim przyjacielem, Rafałem Stańczykiem. To 24-minutowy film, który nazywa się ''Mój tato prezydent'' i opowiada tylko o jednym bohaterze. Przygotowuję pełnometrażowy film, gdzie będzie dwóch bohaterów. Akcent będzie położony bardziej na lekarkę niż prezydenta.

Drugi film, nad którym pracujesz, dokument o Jerzym Kukuczce, zapowiada zupełnie inny styl i nową metodę pracy, bo będzie przecież opowiadać o osobie nieżyjącej. Jaki masz pomysł na film? Czy będzie to zrobione metodą ''gadających głów''?

Są cztery osie narracji: sceny fabularne z aktorami; archiwalia o Jerzym Kukuczce, setki, czyli sceny z żyjącymi świadkami oraz sceny górskie.  
 
Kukuczka to drugi człowiek na świecie, który zdobył wszystkie czternaście 8-tysiączników, zginął tragicznie podczas wspinaczki na himalajski Lhotse w 1989. Dlaczego chcesz zrobić o nim film?

Ponieważ był wyjątkowym człowiekiem ! Ze zwykłego ''chopa'' ze Śląska stał się artystą gór, dostał srebrny medal na olimpiadzie zimowej w Calgary w 1988 roku. Był najwybitniejszym wspinaczem w historii himalaizmu. Wspinanie dla niego byłi czymś więcej niż sportem. Było rodzajem sztuki. Kukuczka był skromny. Wyrażał się czynami, a nie gadaniem. To piękna postać. Trochę zapomniana… Dziś takich ludzi już nie ma, ważny jest PR, dobry image. On to lekceważył, po prostu działał, wyrażał się poprzez swoje wspinanie.  
 


Jacek Dziduszko
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  27.06.2012
Zobacz również
Kraków: Emocje na koniec Konkursu Polskiego
Krakowski Pakt Festiwalowy
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll