Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
"Kochana, ja jestem, jaki jestem" - mówi Jan Himilsbach w dokumencie "Jan według Himilsbacha". Sobą, bez względu na wszystko, zostają również i inni bohaterowie dokumentów, które otworzyły 2 czerwca pokazy Konkursu Polskiego Krakowskiego Festiwalu Filmowego.
"Jan według Himilsbacha" to wyjątkowy projekt, oparty na reportażu radiowym Ireny Linkiewicz z lat 80. Twórcy dokumentu: scenarzystka i pomysłodawczyni Miłka Skalska oraz reżyser Andrzej Wąsik ożywili obrazem słowa jednej z najbarwniejszych postaci polskiego kina i literatury. - Postanowiliśmy z dźwięku zrobić film - wyjaśniała po projekcji Skalska. - Powstała historia wykraczająca poza świat Himilsbacha, portretująca jego epokę.
Twórcy sięgnęli nie tylko po fragmenty filmowe pasujące do tego, co mówi Himilsbach, ale i inne materiały archiwalne. Część scen dokręcili, zapraszając do nich dawnych towarzyszy biesiad bohatera. Czy portret mistrza, o którym Tadeusz Konwicki, jego przyjaciel, mawiał, że jest "hrabią, który chce udawać kamieniarza", przybliżył nas do prawdziwego Himilsbacha? - Nikt naprawdę nie wie, jaki był Himilsbach. Nie poznałem go. Znało go za to wielu z moich znajomych, ale nie słuchali go. A w jego opowieści jest tyle samo marzeń, wyobrażeń, co prawdy - opowiadał Wąsik. - Daliśmy Himilsbachowi dojść do głosu. Uwierzmy mu - zachęcała Skalska.
Bycie wiernym sobie, swoim ideałom i poglądom - bohaterów kolejnego dokumentu mogło kosztować wolność. Rezygnacja i konformizm oznaczałyby jednak dla nich zdradę - nie tylko samych siebie, ale i Polski. "Moje zapiski z podziemia", podpisane przez Jacka Petryckiego zbierają archiwalne nagrania zarejestrowane przez niego samego oraz Bohdana Kosińskiego i Marcela Łozińskiego. Nakręcone w latach 1982-1987, z ukrycia, trochę po "amatorsku" obrazy przedstawiają działaczy "Solidarności", pierwszą podziemną konferencję prasową dotyczącą fałszowania wyborów do sejmu w 1986 roku, Jacka Kuronia, który stara się zgubić "ogon", Marka Nowakowskiego, Marka Edelmana, Stefana Kisielewskiego. Zapis nie potrzebuje współczesnego komentarza, mówi sam za siebie.
Młodzi bohaterowie również nie chcą przyjmować ról narzuconych im przez społeczeństwo.
- Zawsze jestem sobą - podkreślał po projekcji Daniel Furmaniak, którego pokazał w filmie "Kiedyś będziemy szczęśliwi" Paweł Wysoczański. Wychowywany przez surową, ale kochającą babkę w świętochłowickich Lipinach chłopak zakochał się w kinie. Zagrał wcześniej u Roberta Glińskiego w "Świnkach". Bardzo chciał wrócić na plan i zamęczał tą prośbą Wysoczańskiego. W końcu postanowił wziąć sprawy we własne ręce i sam zaczął kręcić. Pokazał reżyserowi kilka urywków z tego, co nagrał - "przesłuchania", które przeprowadził w szkole, pośród kolegów. Wśród wielu pytań, które im zadawał, przewijała się kwestia marzeń. To zaintrygowało Wysoczańskiego. Przyjechał do Daniela. Tak zaczął rodzić się dokument nie tylko o chłopaku i jego babce, ale i o Śląsku. Może ponurym, a może jednak szczęśliwym?
"Kiedyś będziemy szczęśliwi", fot. KFF
Własną ścieżką kroczy również Marcin z "Gwizdka" Grzegorza Zaricznego. Matka chciałaby, żeby znalazł jakąś solidną pracę, może założył własny interes, a on robi swoje. Sędziuje podczas meczy amatorskich drużyn piłkarskich, niby o niczym - o gwizdkach i kwiatach - rozmawia z uroczą kwiaciarką, prowadzi pogawędki z kotem-pieszczochem, kombinuje jakby tu zarobić na sprzedaży kilkudziesięciu encyklopedii, które kupił kiedyś z myślą o interesie. Wygląda tak, jakby się nigdzie nie śpieszył. Niczego nie udaje. Po prostu - jest. Tak, jak i Himilsbach.
A wydawałoby się, że niewiele może łączyć kultowego aktora-literata-alkoholika i skromnego chłopaka-sędziego, nastolatka i babkę ze Śląska oraz działaczy Solidarności. A jednak.
Portalfilmowy.pl jest patronem medialnym 52. Krakowskiego Festiwalu Filmowego.
"Jan według Himilsbacha" to wyjątkowy projekt, oparty na reportażu radiowym Ireny Linkiewicz z lat 80. Twórcy dokumentu: scenarzystka i pomysłodawczyni Miłka Skalska oraz reżyser Andrzej Wąsik ożywili obrazem słowa jednej z najbarwniejszych postaci polskiego kina i literatury. - Postanowiliśmy z dźwięku zrobić film - wyjaśniała po projekcji Skalska. - Powstała historia wykraczająca poza świat Himilsbacha, portretująca jego epokę.
Twórcy sięgnęli nie tylko po fragmenty filmowe pasujące do tego, co mówi Himilsbach, ale i inne materiały archiwalne. Część scen dokręcili, zapraszając do nich dawnych towarzyszy biesiad bohatera. Czy portret mistrza, o którym Tadeusz Konwicki, jego przyjaciel, mawiał, że jest "hrabią, który chce udawać kamieniarza", przybliżył nas do prawdziwego Himilsbacha? - Nikt naprawdę nie wie, jaki był Himilsbach. Nie poznałem go. Znało go za to wielu z moich znajomych, ale nie słuchali go. A w jego opowieści jest tyle samo marzeń, wyobrażeń, co prawdy - opowiadał Wąsik. - Daliśmy Himilsbachowi dojść do głosu. Uwierzmy mu - zachęcała Skalska.
Bycie wiernym sobie, swoim ideałom i poglądom - bohaterów kolejnego dokumentu mogło kosztować wolność. Rezygnacja i konformizm oznaczałyby jednak dla nich zdradę - nie tylko samych siebie, ale i Polski. "Moje zapiski z podziemia", podpisane przez Jacka Petryckiego zbierają archiwalne nagrania zarejestrowane przez niego samego oraz Bohdana Kosińskiego i Marcela Łozińskiego. Nakręcone w latach 1982-1987, z ukrycia, trochę po "amatorsku" obrazy przedstawiają działaczy "Solidarności", pierwszą podziemną konferencję prasową dotyczącą fałszowania wyborów do sejmu w 1986 roku, Jacka Kuronia, który stara się zgubić "ogon", Marka Nowakowskiego, Marka Edelmana, Stefana Kisielewskiego. Zapis nie potrzebuje współczesnego komentarza, mówi sam za siebie.
Młodzi bohaterowie również nie chcą przyjmować ról narzuconych im przez społeczeństwo.
- Zawsze jestem sobą - podkreślał po projekcji Daniel Furmaniak, którego pokazał w filmie "Kiedyś będziemy szczęśliwi" Paweł Wysoczański. Wychowywany przez surową, ale kochającą babkę w świętochłowickich Lipinach chłopak zakochał się w kinie. Zagrał wcześniej u Roberta Glińskiego w "Świnkach". Bardzo chciał wrócić na plan i zamęczał tą prośbą Wysoczańskiego. W końcu postanowił wziąć sprawy we własne ręce i sam zaczął kręcić. Pokazał reżyserowi kilka urywków z tego, co nagrał - "przesłuchania", które przeprowadził w szkole, pośród kolegów. Wśród wielu pytań, które im zadawał, przewijała się kwestia marzeń. To zaintrygowało Wysoczańskiego. Przyjechał do Daniela. Tak zaczął rodzić się dokument nie tylko o chłopaku i jego babce, ale i o Śląsku. Może ponurym, a może jednak szczęśliwym?
"Kiedyś będziemy szczęśliwi", fot. KFF
Własną ścieżką kroczy również Marcin z "Gwizdka" Grzegorza Zaricznego. Matka chciałaby, żeby znalazł jakąś solidną pracę, może założył własny interes, a on robi swoje. Sędziuje podczas meczy amatorskich drużyn piłkarskich, niby o niczym - o gwizdkach i kwiatach - rozmawia z uroczą kwiaciarką, prowadzi pogawędki z kotem-pieszczochem, kombinuje jakby tu zarobić na sprzedaży kilkudziesięciu encyklopedii, które kupił kiedyś z myślą o interesie. Wygląda tak, jakby się nigdzie nie śpieszył. Niczego nie udaje. Po prostu - jest. Tak, jak i Himilsbach.
A wydawałoby się, że niewiele może łączyć kultowego aktora-literata-alkoholika i skromnego chłopaka-sędziego, nastolatka i babkę ze Śląska oraz działaczy Solidarności. A jednak.
Dagmara Romanowska
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 20.06.2012
Kraków: czarna sobota
Kraków: wywiad z Heleną Třeštíkovą o poszukiwaniu filmowego czasu
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024