PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
52. Krakowski Festiwal Filmowy otworzyła uroczysta premiera dokumentu "Marley". Gościem specjalnym pokazu był reżyser Kevin Macdonald. Wcześniej spotkał się z dziennikarzami i odpowiadał na pytania Piotra Metza. Zgodził się także na rozmowę z serwisem Portalfilmowy.pl

W głowie Kevina Macdonalda pomysł na realizację dokumentu o Bobie Marleyu zrodził się w czasie zdjęć do "Ostatniego króla Szkocji". W Ugandzie filmowiec zdał sobie sprawę, jak bardzo żywa jest to postać. - Gdziekolwiek nie spojrzałem, widziałem Marleya i słyszałem jego muzykę. Zdarzało się, że ludzie nie słyszeli o Rolling Stonesach. O Marleyu wiedzieli wszyscy - mówił reżyser w krakowskim Kinie Pod Baranami. - Marley osiągnął coś, czego nie udało się żadnemu innemu piosenkarzowi. Stał się przewodnikiem duchowym, filozoficznym, prawdziwym prorokiem - wyjaśniał Macdonald.
Twórca wpadł na pomysł, żeby pojechać z grupą rastafarianów z Jamajki do Etiopii. Projekt nie znalazł producenta. Wyglądało na to, że nigdy już filmu o Marleyu nie zrealizuje, gdy odebrał telefon od producenta Steve'a Binga.
- Miał już wszystko przygotowane: prawa do piosenek, pieniądze na podróże, dokumentację. Okazało się, że miałem dużo szczęścia, że pierwszy projekt nie wypalił - śmiał się Macdonald. - Nikt wcześniej nie przedstawił Marleya jako człowieka. Archiwa rodzinne są bardzo skromne, a pamiątki po nim rozproszone po kolekcjonerach na całym świecie. Było to olbrzymie dokumentalne wyzwanie, tym chętniej do niego podszedłem.
Wielką rolę w powstawaniu dokumentu odegrała współpraca rodziny. - Powiedziałem im, że chcę zrealizować intymny portret Boba, że będę kręcił, co się da i spotykał z tak wieloma osobami, jak to tylko możliwe, że będę się wsłuchiwał w głosy wszystkich, którzy mogą coś powiedzieć. To im się spodobało, takie osobiste podejście - wyjaśniał Macdonald. - Szczególne znaczenie miało to dla dzieci Marleya, które nie najlepiej znały swojego ojca. Gdy zmarł najstarsze były nastolatkami. Dla nich ten film stał się objawieniem. Zresztą pokazywaliśmy go potem różnym członkom rodziny. Widzieliśmy ich łzy i wdzięczność. To niezwykle ważne doświadczenie. Ucieszyli się, że podszedłem do projektu z sercem.

Jakie jeszcze trudności, wyzwania i niespodzianki przyniosła Macdonaldowi praca nad "Marleyem"? Odpowiada reżyser w rozmowie z serwisem Portalfilmowy.pl

Dagmara Romanowska: Czego chciał się pan dowiedzieć, rozpoczynając pracę nad "Marleyem"?
Kevin Macdonald: Na samym początku nie do końca wiedziałem, co tak naprawdę chcę nakręcić. Wiedziałem tylko, iż moim celem jest osobisty, intymny film o człowieku. Tylko tyle. Praca nad "Marleyem" stała się dla mnie podróżą pełną odkryć. Ostateczna opowieść to jej efekt. Poniekąd Marleya poznaję razem z widzami. "Marley" to nie ten typ kina, w którym z góry wiemy, co osiągniemy. Przeciwnie - każdego dnia dowiadywaliśmy się czegoś nowego.


"Marley", fot. KFF

Czy producent, Steve Bing, narzucił panu jakąkolwiek wizję?

Dał mi całkowicie wolną rękę. Chyba był trochę zdesperowany. Wcześniej z tematem próbowało zmierzyć się dwóch innych reżyserów: Martin Scorsese, który przez rok dokumentował temat, ale nic nie nakręcił i Jonathan Demme, który myślał o zrealizowaniu jakiegoś niekonwencjonalnego filmu, ale doszedł do wniosku, iż nie tędy droga. Okazało się też, że Steve Bing jest też bardzo uczciwym i rzetelnym człowiekiem. Dzięki niemu mogłem realizować rzeczy, które normalnie przy tego typu produkcji nie są możliwe ze względu na koszty. "Marley" to koszmarnie drogi film: wymagał wykupienia masy praw, archiwaliów. Steve zgodził się nawet na to, żeby "Marley" trwał dwie i pół godziny, choć pierwotnie założył film maksymalnie dwugodzinny. Miałem całkowitą wolność.

Przy takiej masie materiału - jakim kluczem kierował się pan przy montażu, budowie tej opowieści?
To jeden z głównych powodów, dla których zdecydowałem się opowiedzieć tę historię bardzo konwencjonalnie, chronologicznie. Opowieść zaczyna się niemal od narodzin Marleya, a kończy na jego śmierci. To klasyczna narracja, ale umożliwiała utrzymanie tego wszystkiego w ryzach, chroniła przed zagubieniem się w ogromie materiałów i wątków, które dotyczyły Marleya. Próbowałem zrealizować krótszą wersję, ale wtedy okazywało się, że brakowało w filmie istotnych szczegółów, decydujących o jego bogactwie. Film tracił bohaterów, a czasami ich dygresje są tu ważniejsze.

Marley to postać ikoniczna. Dokument o nim to, wydawałoby się, "samograj". Ale ta oczywistość może stać się największą trudnością i wyzwaniem takiego projektu. Łatwo chyba wpaść w pułapkę?
Wydaje mi się, że gdy zaczyna się pracę nad filmem o tak znanej postaci, o ikonie, chce się opowiedzieć coś zaskakującego, nieoczekiwanego. W przypadku Marleya nie było to takie trudne. Ludzie nie znają go, nie wiedzą wiele o jego korzeniach. Marley pochodzi z innej kultury. Rastafarianizm nie jest tak powszechnie znany, mało kto wie cokolwiek o historii Jamajki, o niewolnictwie w tym regionie świata, polityce. Te rzeczy trzeba wyjaśnić widzom, gdyż w nich tkwią korzenie Marleya. Trzeba je zrozumieć, by zrozumieć jego. Tym samym biograficzna opowieść staje się projektem o wiele bardziej złożonym. Zapewne byłby to zupełnie inny film, gdyby Marley był Europejczykiem lub Amerykaninem.

Jak bardzo praca nad filmem zmieniła pana wcześniejsze wyobrażenia związane z Marleyem? Jakich największych odkryć dokonał pan w czasie swojej podróży?
Teraz lubię go bardziej, niż wcześniej. Myślę, że na początku tej drogi byłem do niego bardziej cynicznie nastawiony - głównie dlatego, iż jego wizerunek tak mocno wtopił się w świat, jest używany do sprzedawania produktów, napojów, jest na koszulkach, jego muzykę można usłyszeć w każdym supermarkecie w każdym zakątku świata. Jednym z celów filmu jest to, by ludzie wrócili do twórczości Marleya, do tego kim był i co jego muzyka znaczy. Słyszeliśmy ją tyle razy, ale czy zrozumieliśmy? Mam nadzieję, że teraz widzowie wsłuchają się w nią. Będą już wiedzieli, co leży u jej podstaw, przez co przeszedł Marley, by ją stworzyć. Jeżeli taki będzie efekt, uznam, że film odniósł sukces.

Co pana najbardziej zaskoczyło w pracy nad tym materiałem?
Otwartość i szczerość rodziny Marleya. Nie starali się go ochronić, postawić na piedestale, mówili też o złych stronach jego charakteru. Nie jest to postać jednowymiarowa. Kilka tygodni temu razem z Ziggym Marleyem pokazywałem film w Stanach. Jeden z dziennikarzy zapytał go: "Jaki jest pierwszy obraz, który wpada ci do głowy, gdy myślisz o ojcu?". Ziggy odpowiedział: "Gdy daje mi mocnego klapsa", a potem się roześmiał i wyjaśnił, że to była kara za złe zachowanie. W filmie też tego nie kryje: jego ojciec był twardy, potrafił być brutalny. To bardzo poruszające wyznania. Jako rodzic Marley był daleki od ideału, co miało korzenie w jego własnym dzieciństwie i młodości.

Już trochę pan o tym powiedział, ale chciałabym rozbudować ten temat: jakie pana zdaniem jest dziedzictwo Marleya, jego wpływ na kulturę, społeczeństwo, religię?
Myślę, że nie istnieje żaden inny artysta, który wywarłby tak duży duchowy i filozoficzny wpływ na świat. Ludzie przeżywają swoje życie poprzez teksty Marleya. Jest dla nich mędrcem, guru, prorokiem. Jest to również postać szalenie polityczna. Marley śpiewał o sprawiedliwości, wolności od represji, pracy nad nowym, lepszym światem, a to bardzo przemawiało i nadal przemawia do ludzi, którzy są przekonani o tym, iż żyją w opresyjnej rzeczywistości. Słyszałem, że Marley był postacią bardzo ważną w Polsce lat 80., wśród grup walczących z komunizmem. Wcale mnie to nie dziwi. To samo działo się w Tunezji, w Tybecie. Marley inspiruje, bo mówi o pragnieniu wolności. Jego przesłanie jest uniwersalne. Wszystko to sprawia, iż jest bardzo niezwykłą postacią w sztuce. Ludzie nie zdają sobie sprawy z siły jego dziedzictwa. Wydaje im się, że wiedzą, bo widzą go na plakatach, kubkach, ale tylko powierzchowne oznaki. To bardzo specjalna postać. Nie ma kogoś do niego podobnego.

Jakie ma pan teraz plany?
Za miesiąc rozpoczynam zdjęcia do filmu "How I Live Now". Będzie to mroczna opowieść o miłości nastolatków.
 

Portalfilmowy.pl jest patronem medialnym 52. Krakowskiego Festiwalu Filmowego.
Dagmara Romanowska
Portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja:  20.06.2012
Zobacz również
Kraków, konkurs dokumentalny. Filmowe rozliczenia
Gala bez lansu. Krakowski Festiwal Filmowy wystartował.
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll