Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Ostatni dzień 37. Gdynia Film Festival przyniósł ostatnie, siłą rzeczy, spotkanie z cyklu "Jak to się robi?". Tym razem na warsztat trafiła "Obława". O kulisach produkcji opowiadali m.in. reżyser i scenarzysta Marcin Krzyształowicz oraz operator Arkadiusz Tomiak.
Twórcy przybliżyli publiczności zarówno techniczne, jak i artystyczne aspekty pracy nad swoim dziełem, choć zachowali też dla siebie kilka tajemnic . Po krótkiej prezentacji wideo wybranych scen (m.in. śmierci konfidenta Kondolewicza, zabójstwa niemieckiego lotnika, strzelaniny w lesie, wyroku na zdrajcy) zaczęli opowiadać o wyzwaniach "Obławy". Zarówno Krzyształowicz, jak i Tomiak podkreślili już na samym początku, że "blue box, owszem, może być pomocny, ale kluczowe znaczenie mają przygotowania i praca na planie".
- Jeżeli widzimy na ekranie sytuację i nie dostrzegamy jej mechaniki, cyfry, sztabu ludzi, którzy za nią stoją, to jest super - stwierdził Marcin Krzyształowicz. - Cokolwiek zwróci naszą uwagę: w inscenizacji, efektach, pracy kamery, to, nazwijmy to po imieniu, jest błąd. Dobry film, moim zdaniem, powinien być przezroczysty. Widz nie powinien zwracać uwagi na nic, poza historią.
Arkadiusz Tomiak opowiedział o zadaniach operatora, o pracy nad korekcją barwną, przy której zawsze asystuje oraz o różnicach w pracy na planie dziś i kilkanaście lat temu. Zwrócił m.in. uwagę na… mruganie oczami przez trupa. Niegdyś naturalny odruch byłby kłopotliwy dla twórców. Prawdopodobnie trzeba by go wyeliminować przy wykorzystaniu montażu lub innych technik. Dziś nie jest to żaden problem.
Sporo miejsca w rozmowie poświęcone było konstrukcji fabularnej "Obławy" i jej inspiracjach filmowych. - Czy to jest "Baza ludzie umarłych" czy "Szyfry" - to trudne pytanie. Można dyskutować. Umówiliśmy się z Arkiem na lata 60. - mówił Krzyształowicz. - Czy ten duch się przeniósł? Nie mnie oceniać. Chcieliśmy unikać paradokumentalizmu, swawoli, która rozpanoszyła się we współczesnym polskim kinie. Choć wierzę, że w latach 60. byliśmy bardziej nowatorscy niż obecnie. Z premedytacją opowiadamy swój film powoli. W szybkim montażu traci się wiele subtelności.
- Chcieliśmy, żeby ten film był nieco inaczej opowiedziany, bez efekciarstwa - komentował Tomiak. - Potrzeba do tego artystycznej odwagi i wiary w to.
Marcin Krzyształowicz odniósł się ponownie do kwestii rodzinnych inspiracji "Obławy". Punktem wyjścia była historia jego ojca, który służył w AK. Jest to jednak tylko zaczątek intrygi, cała reszta nie ma nic wspólnego z autentycznymi losami rodziny reżysera. Twórcy zgodnie przyznali, iż "Obława" była przede wszystkim wyzwaniem artystycznym, a nie technologicznym. Choć na spotkaniu stawiła się duża grupa widzów, nikt nie znalazł odwagi, by zadać jakieś pytanie.
Film wejdzie do kin pod koniec roku.
Więcej na temat "Obławy" można przeczytać w relacji z konferencji prasowej tu.
Twórcy przybliżyli publiczności zarówno techniczne, jak i artystyczne aspekty pracy nad swoim dziełem, choć zachowali też dla siebie kilka tajemnic . Po krótkiej prezentacji wideo wybranych scen (m.in. śmierci konfidenta Kondolewicza, zabójstwa niemieckiego lotnika, strzelaniny w lesie, wyroku na zdrajcy) zaczęli opowiadać o wyzwaniach "Obławy". Zarówno Krzyształowicz, jak i Tomiak podkreślili już na samym początku, że "blue box, owszem, może być pomocny, ale kluczowe znaczenie mają przygotowania i praca na planie".
- Jeżeli widzimy na ekranie sytuację i nie dostrzegamy jej mechaniki, cyfry, sztabu ludzi, którzy za nią stoją, to jest super - stwierdził Marcin Krzyształowicz. - Cokolwiek zwróci naszą uwagę: w inscenizacji, efektach, pracy kamery, to, nazwijmy to po imieniu, jest błąd. Dobry film, moim zdaniem, powinien być przezroczysty. Widz nie powinien zwracać uwagi na nic, poza historią.
Arkadiusz Tomiak opowiedział o zadaniach operatora, o pracy nad korekcją barwną, przy której zawsze asystuje oraz o różnicach w pracy na planie dziś i kilkanaście lat temu. Zwrócił m.in. uwagę na… mruganie oczami przez trupa. Niegdyś naturalny odruch byłby kłopotliwy dla twórców. Prawdopodobnie trzeba by go wyeliminować przy wykorzystaniu montażu lub innych technik. Dziś nie jest to żaden problem.
Sporo miejsca w rozmowie poświęcone było konstrukcji fabularnej "Obławy" i jej inspiracjach filmowych. - Czy to jest "Baza ludzie umarłych" czy "Szyfry" - to trudne pytanie. Można dyskutować. Umówiliśmy się z Arkiem na lata 60. - mówił Krzyształowicz. - Czy ten duch się przeniósł? Nie mnie oceniać. Chcieliśmy unikać paradokumentalizmu, swawoli, która rozpanoszyła się we współczesnym polskim kinie. Choć wierzę, że w latach 60. byliśmy bardziej nowatorscy niż obecnie. Z premedytacją opowiadamy swój film powoli. W szybkim montażu traci się wiele subtelności.
- Chcieliśmy, żeby ten film był nieco inaczej opowiedziany, bez efekciarstwa - komentował Tomiak. - Potrzeba do tego artystycznej odwagi i wiary w to.
Marcin Krzyształowicz odniósł się ponownie do kwestii rodzinnych inspiracji "Obławy". Punktem wyjścia była historia jego ojca, który służył w AK. Jest to jednak tylko zaczątek intrygi, cała reszta nie ma nic wspólnego z autentycznymi losami rodziny reżysera. Twórcy zgodnie przyznali, iż "Obława" była przede wszystkim wyzwaniem artystycznym, a nie technologicznym. Choć na spotkaniu stawiła się duża grupa widzów, nikt nie znalazł odwagi, by zadać jakieś pytanie.
Film wejdzie do kin pod koniec roku.
Więcej na temat "Obławy" można przeczytać w relacji z konferencji prasowej tu.
Dagmara Romanowska
portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 15.05.2012
Gdynia. Off w stoczni remontowej
Laureaci Platynowych Lwów!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024