Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
W ramach pokazów specjalnych na Gdynia Film Festival zaprezentowano zrekonstruowaną wersję filmu "Mogiła nieznanego żołnierza" Ryszarda Ordyńskiego. Jak klasyka polskiego kina niemego działa na widzów po latach?
Polskie święto kina, które od kilku dni trwa w Gdyni, to nie tylko doskonała okazja do zapoznania się z premierowymi tytułami i przyjrzenia się produkcjom z ostatnich kilku miesięcy, ale też świetny moment na spotkanie z klasyką – również tą najbardziej zamierzchłą. Jedną z takich możliwości przyniósł specjalny pokaz „Mogiły nieznanego żołnierza” z 1927 roku. Film Ryszarda Ordyńskiego niestety nie zachował się w całości, ale to, co przez kilka dekad udało się ocalić, po ponad osiemdziesięciu latach poddano digitalizacji i cyfrowej rekonstrukcji w laboratoriach Filmoteki Narodowej. Zaprezentowana wersja powstała w oparciu o trzy nośniki zachowane w archiwach: taśmę nitro oraz dupnegatyw polski i francuski. Brakujące ujęcia zastąpiono promocyjnymi kadrami z produkcji, które można było odnaleźć w ówczesnej prasie. Ilustrację muzyczną do niemych kadrów dzieła Ordyńskiego stanowią specjalnie na ten cel przygotowane kompozycje Rafała Rozmusa, znakomicie uwspółcześniające wymowę całego filmu.
"Mogiła nieznanego żołnierza", fot. FPFF
Jak wygląda powrót do tej produkcji po latach? Czy adaptacja głośnej przedwojennej powieści Andrzeja Struga ponownie może podziałać na polską widownię? Jak opowiadała przed seansem profesor Małgorzata Hendrykowska, obraz Ordyńskiego pod koniec lat 20. przyciągnął przed ekrany tłumy, a zaraz po premierze w Warszawie był grany przez kilkanaście tygodni w trzech najważniejszych kinach. W filmie, w którym początkowo jedną z głównych ról miał stworzyć Witkacy (który ostatecznie zrezygnował z udziału w projekcie, znudzony ślamazarną atmosferą pierwszych dni pracy na planie) zagrały największe ówczesne gwiazdy sceny i kina niemego: Jerzy Leszczyński, Maria Malicka i Jerzy Marr. Premiera produkcji odbyła się w grudniu 1927 roku, a więc – jak podkreśliła badaczka kina – w czasie dla Polski trudnym i niezwykłym: pomiędzy przewrotem majowym i hucznie świętowaną dziesiątą rocznicą zdobycia niepodległości. – Ten film znakomicie wpisał się w swój czas – mówiła Henrykowska, dodając, że jego wymowa spotkała się ze szczególnym uznaniem m.in. z tego względu, że oglądało go wówczas pierwsze pokolenie widzów żyjących już w niepodległej Polsce. Obraz Ordyńskiego stanowił jednak nie tylko ważną wypowiedź patriotyczną, ale też udaną mieszankę dramatu i romansu, w której to co jednostkowe splatało się z tym, czym żył cały kraj.
– Spróbujmy spojrzeć na ten film tak, jak oglądali go ówcześni widzowie, mając na uwadze kontekst tamtych czasów i specyficzną atmosferę odbioru – zachęcała przed projekcją pani profesor. I wydaje się, że właśnie tak odebrała go publiczność dzisiejszego seansu. Choć na sali nie było tłumów, to obecni na seansie festiwalowicze zdawali się być zadowoleni z tego odkrywania klasyki niemego kina na nowo. Tym, co najbardziej działa na dzisiejszą publiczność, jest nie tyle sama historia, która wydaje się konwencjonalna, ile sprawny sposób jej przedstawienia. Wiele można znaleźć w nim scen wybrzmiewających odważnie nawet w kontekście współczesnego polskiego kina – i to wydaje się jedną z najcenniejszych przyjemności, jakie przynosi kontakt z dziełem Ordyńskiego po latach.
Polskie święto kina, które od kilku dni trwa w Gdyni, to nie tylko doskonała okazja do zapoznania się z premierowymi tytułami i przyjrzenia się produkcjom z ostatnich kilku miesięcy, ale też świetny moment na spotkanie z klasyką – również tą najbardziej zamierzchłą. Jedną z takich możliwości przyniósł specjalny pokaz „Mogiły nieznanego żołnierza” z 1927 roku. Film Ryszarda Ordyńskiego niestety nie zachował się w całości, ale to, co przez kilka dekad udało się ocalić, po ponad osiemdziesięciu latach poddano digitalizacji i cyfrowej rekonstrukcji w laboratoriach Filmoteki Narodowej. Zaprezentowana wersja powstała w oparciu o trzy nośniki zachowane w archiwach: taśmę nitro oraz dupnegatyw polski i francuski. Brakujące ujęcia zastąpiono promocyjnymi kadrami z produkcji, które można było odnaleźć w ówczesnej prasie. Ilustrację muzyczną do niemych kadrów dzieła Ordyńskiego stanowią specjalnie na ten cel przygotowane kompozycje Rafała Rozmusa, znakomicie uwspółcześniające wymowę całego filmu.
"Mogiła nieznanego żołnierza", fot. FPFF
Jak wygląda powrót do tej produkcji po latach? Czy adaptacja głośnej przedwojennej powieści Andrzeja Struga ponownie może podziałać na polską widownię? Jak opowiadała przed seansem profesor Małgorzata Hendrykowska, obraz Ordyńskiego pod koniec lat 20. przyciągnął przed ekrany tłumy, a zaraz po premierze w Warszawie był grany przez kilkanaście tygodni w trzech najważniejszych kinach. W filmie, w którym początkowo jedną z głównych ról miał stworzyć Witkacy (który ostatecznie zrezygnował z udziału w projekcie, znudzony ślamazarną atmosferą pierwszych dni pracy na planie) zagrały największe ówczesne gwiazdy sceny i kina niemego: Jerzy Leszczyński, Maria Malicka i Jerzy Marr. Premiera produkcji odbyła się w grudniu 1927 roku, a więc – jak podkreśliła badaczka kina – w czasie dla Polski trudnym i niezwykłym: pomiędzy przewrotem majowym i hucznie świętowaną dziesiątą rocznicą zdobycia niepodległości. – Ten film znakomicie wpisał się w swój czas – mówiła Henrykowska, dodając, że jego wymowa spotkała się ze szczególnym uznaniem m.in. z tego względu, że oglądało go wówczas pierwsze pokolenie widzów żyjących już w niepodległej Polsce. Obraz Ordyńskiego stanowił jednak nie tylko ważną wypowiedź patriotyczną, ale też udaną mieszankę dramatu i romansu, w której to co jednostkowe splatało się z tym, czym żył cały kraj.
– Spróbujmy spojrzeć na ten film tak, jak oglądali go ówcześni widzowie, mając na uwadze kontekst tamtych czasów i specyficzną atmosferę odbioru – zachęcała przed projekcją pani profesor. I wydaje się, że właśnie tak odebrała go publiczność dzisiejszego seansu. Choć na sali nie było tłumów, to obecni na seansie festiwalowicze zdawali się być zadowoleni z tego odkrywania klasyki niemego kina na nowo. Tym, co najbardziej działa na dzisiejszą publiczność, jest nie tyle sama historia, która wydaje się konwencjonalna, ile sprawny sposób jej przedstawienia. Wiele można znaleźć w nim scen wybrzmiewających odważnie nawet w kontekście współczesnego polskiego kina – i to wydaje się jedną z najcenniejszych przyjemności, jakie przynosi kontakt z dziełem Ordyńskiego po latach.
Magdalena Bartczak
portalfilmowy.pl
Ostatnia aktualizacja: 20.06.2012
Trwa gala festiwalu w Gdyni. Zobacz jakie nagrody już znamy!
Gdynia: pakt dwóch szkół filmowych
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024