Roboczo da się podzielić kino katastroficzne na dwie grupy, zależnie od obszaru rażenia nieszczęścia, które dotyka filmowy świat. Albo płonie budynek ze stali i szkła, a w samolocie wysiadają silniki (zagrożenie lokalne), albo w Ziemię uderzyć ma asteroida, czy też sprzysięgną się przeciw niej żywioły (zagrożenie globalne). Gdyby na kartce papieru zrobić adekwatny wykres, na którego końcach widniałyby wymienione kategorie, pewnie i znalazłoby się miejsce na coś pośrodku.
Dowodzi to jedynie, że Steven Soderbergh wkracza na niepewny grunt, flirtując w „Contagion - Epidemii strachu” z tego typu kinem. Decyzja to ryzykowna, bowiem po wysypie filmów katastroficznych w latach siedemdziesiątych („Płonący wieżowiec”, „Port lotniczy”, „Tragedia Posejdona”) oraz o dwadzieścia lat późniejszej rewolucji, umożliwionej przez coraz doskonalszą technologię, za pomocą której kreuje się widowiskowy spektakl („Góra Dantego”, „Armagedon”, „Tunel”), mniemać wolno, że w temacie nie pozostało do powiedzenia wiele.
Kadr z filmu „Contagion - Epidemia strachu", fot. Warner Bros
Ale oto amerykański reżyser znalazł, jeśli wierzyć napływającym zza zachodniej granicy recenzjom, złoty środek – postawił nie na efekciarstwo, będące swoistym fundamentem popularnego kina katastroficznego spod znaku Rolanda Emmericha, ale na realizm.
Po światowej premierze naukową akuratność jego filmu wychwalają nie tylko krytycy, ale i poczytne magazyny specjalistyczne. Można uznać taki stan rzeczy za pewną nowość. A więc skoro nie eksplozje, lejąca się z wulkanów lawa i ganiające po ulicach żywe trupy, to co nam z tej całej zagłady pozostaje? Czy celuloidowa apokalipsa może w ogóle istnieć bez świecidełek, ekspansywnych efektów specjalnych? Owszem, bo globalna zagłada to temat, jakkolwiek by to nie brzmiało, dla kina wdzięczny, wydzielający obszar dla rozmaitych rozważań, chociażby na tematy polityczne i społeczne, co zaniedbano i dawno już nie praktykowano.
Soderbergh stawia więc na dialog, na interakcje między bohaterami, na socjologię, rozpatruje scenariusz w rodzaju co by było gdyby? z właściwą sobie wnikliwością. I to właśnie wspomniana dbałość o medyczne szczegóły przebiegu pandemii odpornego na wszelakie specyfiki wirusa oraz psychologiczna prawda mają być główną siłą „Contagion - Epidemii strachu”. Pojawia się szansa na film katastroficzny bez podziału na złych i dobrych, samolubnych i wielkodusznych, bez populistycznego efekciarstwa i zużytych klisz, choć mimo wszystko Soderbergh pozostaje wierny czynnikom stanowiącym o charakterystyczności kina katastroficznego, w centrum stawia jednak proces stopniowej deterioracji poszczególnych komórek społecznych w wyniku postępującej paniki.