Nasz świat zmienia się szybciej niż kiedykolwiek, a my przyspieszamy ten rozwój włączając się do wyścigu szczurów. Film Krzysztofa Zanussiego pokazuje, skąd biorą się nurty nazywane dziś "Slow down, slow life, slow food".
Wioska na końcu świata, mróz, przystanek autobusowy - Jan (fizyk, meteorolog) i Anna (nauczycielka) czekają na gościa z Warszawy. Gdy ten przyjeżdża, następuje zderzenie marzeń, wartości, stylów życia.
"Struktura kryształu", reż. Krzysztof Zanussi, fot. Filmoteka Szkolna
Marek jest światowcem, jeździ garbusem, rozwija karierę naukową, bada strukturę kryształów i pracuje nad wytworzeniem sztucznych. Żyje jak nomada: to na Oksfordzie, to w USA, to w Warszawie, przyjmuje delegacje z Leningradu i ogólnie stara się nadążać, błyszczeć. Patrzy na Jana - przyjaciela, z którym kiedyś razem studiował i z którym wiele go łączy. Ale też nie próbuje ukryć pogardy, niechęci: jak można było tak skończyć? Co można robić na tym końcu świata, w zatęchłej wiosce, bez perspektyw awansu i bez możliwości jakiegokolwiek naukowego rozwoju? Przecież Jan był takim zdolnym, obiecującym fizykiem! Tak naprawdę Marek przyjeżdża z misją: przełożony kazał mu sprowadzić Jana z powrotem na uczelnię.
Odbywa się swoisty pojedynek. Marek pokazuje Janowi kolorowe zagraniczne pisma, tłumaczy swoje najnowsze publikacje, daje poprowadzić swój samochód (w latach, gdy powstawał film, samochód zagranicznej marki to był totalny wypas), pokazuje na slajdach zdjęcia miejsc, w których bywał. Jan nie ma właściwie czym się chwalić. Czym zapełnia dni? Wycieczkami do lasu, spokojną pracą. Pije z żoną herbatę, bawią się w berka na śniegu, przekomarzają, śmieją, rzucają poduszkami. Jan cieszy się urodą życia, bo pod wpływem wypadku zrezygnował z wyścigu po lepszy samochód czy wyższe stanowisko. Docenia bycie z ludźmi. Marek nie rozumie przyjaciela, który pokazuje mu swój najnowszy wynalazek: konstrukcję, która miga światełkami i wyje. Do czego służy? Do niczego - śmieje się Jan. Po prostu fajnie wygląda, a jej montowanie sprawiło mu przyjemność. Marek niechcący daje się w to wciągnąć - i on odkrywa urok beztroskiej zabawy.
Film powstał w 1969 roku i czas dodał mu niespodziewanej wymowy. Wynalazki, którymi podnieca się Marek, wydają się dziś archaiczne. Przestarzałe samochody i laboratoria z epoki lodowcowej budzą najwyżej uśmiech i są tak samo bezużyteczne, jak błyskająca światełkami machina Jana. Z perspektywy lat wychodzi więc na jedno, czym się kto zajmował. Widać jednak, że Jan jest szczęśliwy - ma wokół siebie ludzi: żonę, dziadka, kolegów ze wsi. Proste, trwałe więzy. Natomiast zaganiany Marek szczęścia nie znajduje - jest samotny, rozwiedziony, niespełniony i ciągle chce się ścigać i być lepszy od innych. Jan i Marek warci są obejrzenia jako opcje dla współczesnego młodego człowieka u progu kariery, który zastanawia się, co jest ważne. I czy kiedy się już wyjedzie na studia i zostanie w mieście, spełnienie jest takie proste.
Ten film znajdziesz w swojej bibliotece szkolnej.