PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Józef Gębski
  2.09.2015
Główną tendencją na Chełmskiej było tzw. cierpliwe oko. Kazimierz Karabasz wypracował własną metodę twórczą, jakże wówczas porywającą, zwłaszcza, że honorowaną na wszystkich możliwych festiwalach, wszelkimi możliwymi nagrodami. Miniatury dokumentalne Karabasza w sposób celny, niemal aforystyczny, pokazywały szarość polskiej rzeczywistości .
Rzeczywistość zawsze jest szara, zwłaszcza tamta rzeczywistość taką była. Autor udawał się w dowolne miejsce kraju – tam, gdzie znajdował ludzkie skupisko, niemal termitierę – jakże preferowaną przez oficjalną propagandę. Władza, nade wszystko preferowała akceptację, wręcz afirmację swojego rządzenia – nic dziwnego, wszak zgodnie z życzeniem władz, otrzymaliśmy poczucie „małej” stabilizacji. Tymczasem malkontenci niezwykle śmiało tropili jej kłamstwa. I ta funkcja najbardziej przystawała do filmowców. Pamiętajmy, że mieli oni trybunę dużo bardziej ważną niż niskiej jakości domowy telewizor. Mieli prawdziwy ekran i... kino. Wszak te filmy były pokazywane w ramach seansu kinowego, i nierzadko stanowiły najbardziej istotny element projekcji. To dla nich chodziło się do – taniego jak barszcz – kina.

Karabasz, jak pasażer tego mikroświata, wraz ze swoim operatorem i dźwiękowcem, instalował się na czas badania środowiska. Ciężka aparatura wymagała cierpliwego oswojenia się obu stron: obserwowanych i obserwujących. Ci, oswoiwszy się ze sobą... obojętnieli, i przed obiektywem kamery  ujawniali swoje wzajemne reakcje... odkrywali „widzialne” i... „niewidzialne”. Cierpliwie gromadzone ujęcia odkrywały nową konwencję opowiadania filmowego, która nabierała w montażowni nowej jakości, stawała się demaskatorską całością. Karabasz jako wytrawny pedagog porywał naszą wyobraźnię. Szybko doczekał się grupy wyznawców, niemal szkoły – tak to się zwyczajowo nazywało.

Dzisiaj, z perspektywy czasu, można by określić taką metodę jako genialny zwiad społeczny, jako reakcję na dworskie kino, posiłkujące się rozszerzoną konwencją kroniki filmowej, nadal opartej na wszystkowiedzącym komentatorze. Dzisiaj kompletnie zapomniane „kobyły historyczne” sumujące osiągnięcia polityki Partii i Rządu... są karykaturą filmu dokumentalnego, niemniej ich napuszona retoryka i sterta bzdurnych konstatacji stanowią wdzięczną inspirację dla wywodzących się z ducha IPN demaskatorów, którzy przestawiając ujęcia i zmieniając styl komentarza, demaskują to samochwalstwo… przez to samych siebie.

Kiedyś w zasłużonym „Kwartalniku Filmowym”, w numerze poświęconym kinu dokumentalnemu, Jerzy Bossak cytował archaicznego Karola Irzykowskiego (z lat dwudziestych ubiegłego wieku): „takie filmowanie, to nie jest kopia rzeczywistości, ale kopia utartych wzorów ujmowania rzeczywistości”. Nie przesadzę w sądzie, że starcie takich dwóch opcji kina zasługuje na osobne studium, ale obłędnie pomyślany mecenat kultury, dopuszczał współistnienie obu opcji, i dopiero dzisiaj patrząc na całość, można by – i należy – na nowo pisać historię polskiego filmu. Taką wolną od uzależnień od polityki dawnej i... nowej.

Festiwale filmowe krajowe i zagraniczne (nieocenioną rolę spełniał zaprzyjaźniony festiwal w Oberhausen), zręcznie selekcjonowały filmy na swoje konfrontacje i słusznie nagradzały metodę Karabasza jako najtrafniejszą. Dopiero wejście telewizji, ale nie przesadzajmy z jej niezwykłością, a właściwie wejście nowej techniki nagrywania filmu lekką i dyskretną kamerą wspartą dyskretnym dźwiękiem i „gadającą głową”, zmieniły obraz kina dokumentalnego. Ta wspomniana „gadająca głowa” – przez niektórych przeklinana i pogardzana – odkryła nowy wymiar kina dokumentalnego. Dokonali tego: Richard Leacock, Robert Drew i D.A. Pennebaker w 1960 roku, transponując na grunt kina amerykańskiego francuską metodę cinéma vérité. W USA nazywano to kinem bezpośrednim, czemu ostatnio poświecił trzytomowe opracowanie naukowe wybitny znawca tematu Mirosław Przylipiak.

Amerykanie przystąpili do skonstruowania małej, lekkiej, ręcznej kamery, mieszczącej większy zasób taśmy (16 mm), filmowali świat metodą „uporczywego oka”, nie stroniąc od rejestrowania gadaniny towarzyszącej wszystkim ważnym ludziom w tych nowych czasach, kiedy to słowa „ulatujące z wiatrem”, sąsiadują ze słowami o wadze „mosiądzu”. Telewizja w Ameryce była oparta na gadaninie, wręcz na zagadaniu odbiorcy, który skołowany potokiem słów kupował reklamowany towar, zdecydowanie mu zbędny, jak zbędne były deklaracje polityków. Odkrywał się wtedy przed widzem oszalały nowy świat „nawały słów wzajem się znoszących” i „wzajem znoszących się obrazów”.

Od chwili, kiedy pojawiło się kilka ofert programu telewizyjnego, choćby telewizja wielokanałowa, spadła rola kina. Nawała werbalna i obrazowa stała się symbolem nowego ładu politycznego i wizualnego. Dotychczas były możliwe tylko dwie opcje: sowiecka i amerykańska, teraz pojawiły się opcje partykularne: co innego mówił Waszyngton, co innego Nowy Jork, co innego skrzeczał Paryż, a jeszcze co innego Warszawa. Jak tutaj nie zgłupieć i nie zwariować, skoro nawykliśmy od urodzenia do trzymania się „jednego” (dzisiejszy widz ma to u dołu ekranu telewizora na „pasku” – niezła to i trafna nazwa).

Fascynująca książka Przylipiaka pokazuje proces wchodzenia nowego ładu obrazowego do świadomości Amerykanina, który dotąd zawierzał tylko radiu. To zaś opierało się na najbardziej archaicznym środku – słowie speakera. Wyeliminowanie komentatora, przerzuciło ciężar narracji na werystyczne, podsłuchane dialogowanie. Trudna to dyscyplina. Widz wtedy niejako pozostaje zdany na siebie. Może wyłowić nie to, co trzeba... Toteż reżyserzy tego nurtu szukali innych skutecznych, wizualnych środków artykulacji – poprzez powtarzanie, napis, inter-tytuł. W konstrukcję filmu wdzierała się architektura. Ukształtował się taki skuteczny element – rozdział filmowy – taki, jaki istniał w dużym publicystycznym tekście. Odtąd zachodziły nowe reakcje w percepcji dłuższego filmu, relacje pomiędzy scenami. Dzięki takiemu wynalazkowi, mającemu swoje arche w filmach Dżigi Wiertowa (jak Boga wyznawanego w kinematografii francuskiej), możliwy był film dłuższy, film otwarty – jak to wkrótce trafnie nazwie Umberto Eco.

Amerykańscy ludzie telewizji mieli nowy podstawowy problem – wielkiej odległości pomiędzy ośrodkami. Oto początkowy sposób komunikowania obrazem telewizyjnym między Kalifornią a Nowym Jorkiem – z racji kilku stref czasowych – nie trafiał w tą samą porę oglądalności. Trzeba było wynaleźć urządzenie, które potrafiłoby zarejestrować (ale już nie na kosztownej taśmie filmowej) nadawany program, i w tej samej porze (zegarowej) nadać go dla Nowego Jorku. Toteż jak na zamówienie w 1956 roku wynaleziono video tape recording. Charles Ginsburg opracował Ampex, maszynę do zamieniania sygnału wizualnego na magnetyczny, który następnie, acz z niewielkim opóźnieniem, można było nadać dla mieszkańców Nowego Jorku. Ogromna maszyna, warta wtedy 50 tysięcy dolarów, zrewolucjonizowała komunikację. Ampex natychmiast stał się sprzętem wartym zamówienia na 5 milionów dolarów... i tym samym, chociaż nieoczekiwanie, zaczęła się nowa era, jeszcze nieznana w Europie.
Józef Gębski
Magazyn Filmowy SFP, 47/2015
Zobacz również
fot. Fot. Kuba Kiljan/SFP
Kolejny film z Tomaszem Kotem na czele box office'u
Znakomite otwarcie filmu "Sinister 2"
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll