PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Józef Gębski
  31.03.2015
Nowa Fala, która była próbą opowiedzenia ponad doświadczeniem nowych współczesnych problemów, adekwatnym kodem narracyjnym dla nowych czasów, to nie tylko francuski fenomen.
W tym międzynarodowym ruchu brali udział filmowcy z Ameryki Łacińskiej, Rosji i… Polski. Gdzieś, w warszawskich klubach filmowych, na łamach wydawnictw i periodyków kulturalnych zjawiali się reformatorzy godni nowego czasu, choćby dla przykładu Jerzy Skolimowski. Ale na razie tylko Andrzej Munk i Jerzy Stefan Stawiński złapali ten ton. Wtórował im szukający swojego miejsca Sławomir Mrożek, a gdzieś z daleka chichotał emigrant pracujący w argentyńskim banku – Witold Gombrowicz.

Jeszcześmy tego Gombrowicza nie pojmowali. Tam, we Francji samotnie toczył zawzięte boje o swoje miejsce w literaturze światowej. Chciał wykazać, że był pierwszym niż Jean-Paul Sartre egzystencjalistą, największym i pierwszym strukturalistą, a poza tym, że należał mu się Nobel.

Tego Gombrowicza czytaliśmy z przedwojennych wydań, a jego „Dzienniki” przywoziliśmy z wypraw do Paryża. Tam, w Księgarni Polskiej, panie sprzedawczynie dawały nam gratisowe egzemplarze tej biblii intelektualistów. Potem przepisywane ręcznie, kopiowane na atramentowej kopiarce szły z rąk do rąk. „Dzienniki” w aurze literatury zakazanej, spełniały rolę jabłka w ogrodzie rajskim. Gombrowicz pisał tam, co należy zrobić, abyśmy – literaci i filmowcy – z kraju mrocznego trafili do obiegu światowego.

Powstała sieć Dyskusyjnych Klubów Filmowych. Prezentowała nie tylko studentom szkoły filmowej, ale i tym z uniwersytetów, z akademii sztuk pięknych i nawet szkół rolniczych, filmy z tzw. specjalnej puli. Jakimś cudem Federacja DKF-ów miała przywilej sprowadzania na swoje potrzeby dzieł światowego kina. W dodatku staraniem krytyków filmowych wydawano biuletyn (na powielaczu) zawierający dossier tych filmów, a także tłumaczenia najważniejszych tekstów o przemianach kina. Filmy z tzw. puli DKF opracowane w polskich wersjach, opatrzone prelekcją zazwyczaj Leona Bukowieckiego uzupełniały nasza wiedzę o świecie. Potem biuletyn został przekształcony w wyjątkowej wagi pismo ilustrowane.

Pojawił się również „Film na świecie”, dwumiesięcznik redagowany przez Jerzego Płażewskiego, który w starannej formie edytorskiej publikował teksty z przodujących pism europejskich, poszerzając naszą wiedzę o sztuce. Zabawna rzecz (raczej może makabryczna) przydarzyła się w marcu, kiedy to redakcja przygotowała numer poświęcony gagowi komediowemu, a jego wydanie zbiegło się ze śmiercią Bolesława Bieruta, toteż ryzykownie dołączono wkładkę z komunikatem żałobnym, poprzedzając doskonałą teoretyczną strawę na temat humoru… nawet i czarnego.

Każda projekcja w DKF-ie poprzedzana była stosowną prelekcją i kończyła się głęboko w nocy długotrwałą dyskusją. Wyrastały wtedy kadry przyszłych krytyków filmowych, których wkrótce  przygarnął prof. Aleksander Jackiewicz, tworząc Wydział Teorii Filmu. Usytuował go w budynku Państwowego Instytutu Sztuki w Warszawie przy ul. Długiej 26, gdzie niekończące się projekcje i warsztaty naukowe kształtowały zastęp znawców kina, krytyków, a nawet przyszłych filmowców. Sam profesor Jackiewicz również dojrzewał i ewoluował w trakcie tej syzyfowej pracy, oddalając się od „przyliterackości” kina i zbliżając się do „integralności” sztuki filmowej. Z tego grona – in statu nascendi – wyłonił się zespół redakcyjny pisma „Ekran”, a z tego zespołu – spore grono realizatorów filmów i programów  telewizyjnych. Stawała się rzecz niebywała. Pośrodku sklerotycznego ustroju wyrastała nowa myśl artystyczna.

W Polsce od dawna istniało niepokorne środowisko plastyczne. Malarze, rzeźbiarze, graficy zaczynali dostrzegać istnienie filmu jako... sztuki plastycznej. To środowisko było jeszcze od przedwojnia związane ze sztuką Europy Zachodniej. Kapiści  formowali się w pracowni Pierre’a Bonnarda. W tym duchu kształcili potem kolejne pokolenie malarzy. Xawery Dunikowski we Francji zrobił swoje najważniejsze odkrycia. Również z Francją i Italią wiązali się nasi niepokorni awangardziści, przynosząc kubizm jako polski formizm i futuryzm, a potem kreując polską odmianę abstrakcjonizmu i surrealizmu. Śmiało można zaryzykować tezę, że polskie malarstwo, a także poezja była zjawiskiem międzynarodowym (Miron Białoszewski, Zbigniew Herbert). Okres ten był najwspanialszą formą  globalizacji poszukiwań artystycznych. Nazwiska naszych artystów stanowią dzisiaj ozdobę ostatniej ekspozycji Beaubourga, prezentującą międzynarodowy trakt sztuki XX wieku. To fakt.

Tadeusz Kantor, Stefan Gierowski, potem Jan Lenica, Walerian Borowczyk, Jan Lebenstein, Roman Cieślewicz... To są kolejni ambasadorzy nowego spojrzenia na funkcjonowanie sztuki jako koegzystencji  gatunków. Niewiarygodna kariera plakatu stała się znakiem firmowym tych geniuszy sztuk plastycznych. Nic dziwnego, że – jak uważał Pablo Picasso – idea kubizmu powstawała w salach kinowych, gdzie malarze oglądając ciąg obrazów, które następowały po sobie z niewiarygodną szybkością zapowiadając zupełnie nieznany paradygmat narracyjny, po prostu pozazdrościli filmowcom. Tak rodził się kubizm.

Wkrótce malarze sami sięgnęli po kamerę. Fernand Léger (Balet mechaniczny) czy René Clair i Francis Picabia (Antrakt), zrealizowali filmy, które pchnęły narrację na zupełnie nowe tory. Odtąd i Jean Cocteau, i – w pewnym sensie – Pablo Picasso do swojego warsztatu dołączyli kamerę. Imał się jej i Man Ray i Max Ernst – surrealiści, którym kamera filmowa obiecywała możliwość przekroczenia granic oniryzmu. No i stało się.

Film animowany, zawłaszczony przez skomercjalizowaną kinematografię amerykańską, przeznaczony dla starzejących się dzieci, w rękach surrealistów stał się otwarciem okna na świat. Oto w Polsce dwaj artyści plakatu: Jan Lenica i Walerian Borowczyk zrealizowali "Był sobie raz…", a potem "Dom", arcydzieła narracji  plastycznej, przekraczające możliwości narracji w ogóle. Oba filmy obsypane prestiżowymi nagrodami na wielu festiwalach przestawiły film na koleiny malarstwa… w ruchu.

Lenica zrobił "Labirynt" (dojrzały neosurrealistyczny obraz lęków współczesnego człowieka) już samodzielnie, potem sfilmował "Pana Głowę" (film wsparty udziałem geniusza Eugène Ionesco), zaś Walerian Borowczyk – już w barwach kinematografii francuskiej – robił swoje fabularne filmy animowane… z udziałem aktorów.

Wkrótce pojawił się, tak właśnie pojmowany film animowany, w łódzkiej Szkole Filmowej. Daniel Szczechura zrealizował arcydojrzałą pracę "Konflikty", której pojemnością treściową i – nie boję się tego stwierdzenia – filozoficzną, przewyższył poszukiwania fabularzystów.

Teraz pojawia się ostrzeżenie. Oto polski film fabularny wręcz nie nadąża za ewolucją kina. Okazuje się – niestety – dziedzicem... literatury XIX wieku. Szacunek do narracji tradycyjnej, kult bohatera filmowego przeprowadzanego przez kolejne etapy-przygody... nie pozwalał  na adekwatne wyrażenie przemian jakie niósł za sobą świat współczesny. Fragmentaryczny i polifoniczny.

Szkoła filmowa, chłonęła doświadczenia Nowej Fali i kinematografii radzieckiej (nadal nazywanej bratnią), a Polska kinematografia zachorowała na historyzm, który już raz zgubił całą naszą sztukę w drugiej połowie XIX wieku.


Józef Gębski
Magazyn Filmowy SFP, 40/2014
Zobacz również
fot. Kuba Kiljan/ SFP
Przedświąteczne pustki w kinach
Wiosenne pikowanie frekwencji
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll