Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Zablokowane możliwości kreacyjne filmowców o ambicji artystów, zaczynały dojrzewać w kolejnych wydarzeniach Kroniki Filmowej. Kamera wkroczyła do Majdanka.
Tam szukała już wyrafinowanych ustawień, ukrywała się za pierwszym planem, za ostrzegawczymi napisami, za oskarżającymi detalami, za stertami zwłok. Ponieważ filmowcy – i Wiertowa, i Eisensteina... próbowali w swoim warsztacie skrótów perspektywicznych, ukosów kamery i przekrzywionego aparatu. Właśnie w tej chwili zaczęła dojrzewać oryginalność polskiego kina, jego emocjonalność wizualna.
Następna Kronika Filmowa w wykonaniu tej samej ekipy, Oświęcim… za pomocą wyrafinowanych ustawień kamery. Chciała wstrząsnąć widzem nie tyle treścią, ale i wyjątkową formą.
Uczestnictwo w szturmie Berlina, pozwoliło polskim filmowcom podejrzeć Jurija Rajzmana, który w kilka dni po zdobyciu miasta, filmował... ujęcia zdobywania. Płonęły domy, ale oddział żołnierzy powtarzał udane kompozycje jako duble. Inscenizowali elementy i detale kadru, przemieszczali padłe konie, wzniecali pierwszoplanowe pożary. W warszawskim archiwum mamy kilkanaście rolek takiego materiału filmowego, w którym widać moment narodzin filmu dokumentalnego na bazie kroniki filmowej. Rodziła się praktyczna nauka kodyfikatora reguł dokumentu Griersona, który określił film dokumentalny jako... twórczą interpretację rzeczywistości.
Dwie perspektywy kroniki filmowej, rywalizacja na śmierć i życie, zdecydowały o oryginalności naszego kina, już nie kina kronikarzy i reporterów, a twórców filmowych.
Bo oto w Krakowie, jak feniks z popiołów powstała pierwsza szkoła filmowa. Już 19 stycznia 1945 roku Antoni Bohdziewicz zainstalował się w budynku przy ulicy Józefitów, w którym mieścił się porzucony poniemiecki Instytut Propagandy Filmowej. Zostały maszyny, stół montażowy, zbiory taśm filmowych – wymarzona gratka, aby ogłosić nabór do Warsztatu Filmowego Młodych.
Bohdziewiczowi udało się zebrać fenomenalny skład wykładowców: byli tam filozof Władysław Tatarkiewicz – zbliżający się do kina jako nowej sztuki, był Roman Ingarden – strukturalista, był Kazimierz Wyka – badacz pogranicza sztuk, byli: Jerzy Andrzejewski, Czesław Miłosz, Konstanty Ildefons Gałczyński, Stefan Kisielewski, Antoni Uniechowski i Kazimierz Mikulski. Wyjątkowo doborowe gremium dla ustanowienia nowego miejsca dla kina, prawdziwej sztuki syntetycznej – nowej, nieznanej, dopiero się rodzącej. W ich wykładach i seminariach wykluwała się nowa wizja kina, oderwanego od przedwojennego komercyjnego dorabiania się na niskich gustach. Kino, jeżeli stawało na pograniczu myśli i polityki, to wspierało się na mocnym filarze nowoczesnej literatury i... sztuk plastycznych.
Uczniami byli przyszli wielcy kreatorzy: Stanisław Różewicz, Wojciech Jerzy Has, Jerzy Kawalerowicz, Jerzy Passendorfer, Mieczysław Jahoda, Tadeusz Makarczyński. Wystarczy.
To dwaj uczniowie studium krakowskiego – Różewicz i Has przyjechali do Warszawy, której nie było, i wraz z operatorem Władysławem Forbertem nakręcili genialne ujęcia ulicy, której nie było – Brzozowej. Fenomenalny film, złożony, z przepełnionym estetyzmem, zbliżył film do czołówki europejskich filmowych requiem. "Ulica Brzozowa" to kino niespotykane, nieoczekiwane, po prostu inne.
Uczeń Bohdziewiczowego studium – Andrzej Panufnik, muzyk ciągnący do nowej muzy – kina, zaprosił Adolfa Forberta – operatora i razem nakręcili szkolny film… rodem z muzyki: "Ballada f-moll". Sfilmowali miasto, którego nie było. Ruiny, morze ruin, pustka egzystencjalna, horror z niemożliwej cywilizacji burzenia domów i ludzi. Forbert wykorzystał okazję do poszukiwania ekspresji wynikającej z technicznych środków awangardy europejskiej. Przed obiektyw kamery wkładał deformujące obraz filtry, wykorzystywał techniczne sposoby zniekształcania stopnia szarości tylko fragmentu kadru. W efekcie powstawał obraz groźniejszy i przygnębiający. A wszystko to miało być obrazem grozy wojny. I było. Inwencja Forberta stoi u podstaw nowoczesnej sztuki operatorskiej... jutra.
"Ballada f-moll" zaniepokoiła władze państwowe, które potrzebowały obrazu optymistycznego, wszak Warszawa miała być odbudowana. Film dano do przeróbki, wręcz do ponownego nakręcenia młodemu (acz byłemu więźniowi obozu koncentracyjnego) Tadeuszowi Makarczyńskiemu, który dokręcił niezapomniane ujęcia powracających do miasta pierwszych „jaskiniowców". Wszystko to oprawił muzyka młody kompozytor Witold Lutosławski, i tak film "Suita warszawska" stał się manifestem najnowszej kinematografii, obsypanym międzynarodowym uznaniem festiwali filmowych.
Zwróćmy uwagę na fakt, że powojenne kino jest poczęte z nieprawego łoża kina, przez ludzi innych sztuk. Na przyszły fenomenalny obraz tego europejskiego fenomenu złożyli się malarze, muzycy, filozofowie i poeci. Kino polskie stawało się bliższe sztukom pięknym niż popularnej literaturze.
Tylko w takich uwarunkowaniach, możliwym stało się pojawienie kolejnej kolebki, tym razem w randze uczelni wyższej – Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej.
18 października 1948 roku zainaugurowano nowy rok akademicki. Egzamin wstępny z trzystu chętnych wyłonił 64 osoby. Kim byli ci „ojcowie założyciele", pielgrzymi z Plymouth?
Jak podaje kronikarz, byli wśród nich ludzie z maturą konspiracyjną, byli niedokończeni artyści, był milicjant, byli „chłopcy z lasu". Byli poszukiwacze swojego miejsca na ziemi nowej. Życiorysy wielu z nich przypominały biogramy ludzi z „kina akcji". Żołnierze kilku barw, partyzanci, więźniowie stalagów i oflagów, była dziewczyna z oświęcimskim numerem na ręce. Ci i owi milczeli o swojej „podejrzanej przeszłości", inni szczycili się nowym komunistycznym zaciągiem. Obietnica ich twórczości była wieloraka, ale obiecująca.
Profesorowie tej uczelni to był nadal kwiat ocalonej inteligencji. Ci z Krakowa, z Moskwy i z Londynu przynosili swoje doświadczenia. Ale oprócz pedagogów z filmowym doświadczeniem, byli ludzie innych orientacji. Szczęściem byli artyści plastycy przekonani o tym, że kino jest sztuką piękną (malarze: Jerzy Mierzejewski i Władysław Strzemiński oraz historyk sztuki Krystyna Zwolińska). Byli literaci ciągnący ku przyliterackości kina, byli technicy i inżynierowie, no i niestety ... ludzie polityki. Ci stwarzali najbardziej realne niebezpieczeństwo zaprzęgnięcia filmu na usługi propagandy. Szkoła szczęśliwie jednoczyła w sobie (eksperyment) trzy typy wykształcenia – Akademię Sztuk Plastycznych, Uniwersytet i Politechnikę.
Następna Kronika Filmowa w wykonaniu tej samej ekipy, Oświęcim… za pomocą wyrafinowanych ustawień kamery. Chciała wstrząsnąć widzem nie tyle treścią, ale i wyjątkową formą.
Uczestnictwo w szturmie Berlina, pozwoliło polskim filmowcom podejrzeć Jurija Rajzmana, który w kilka dni po zdobyciu miasta, filmował... ujęcia zdobywania. Płonęły domy, ale oddział żołnierzy powtarzał udane kompozycje jako duble. Inscenizowali elementy i detale kadru, przemieszczali padłe konie, wzniecali pierwszoplanowe pożary. W warszawskim archiwum mamy kilkanaście rolek takiego materiału filmowego, w którym widać moment narodzin filmu dokumentalnego na bazie kroniki filmowej. Rodziła się praktyczna nauka kodyfikatora reguł dokumentu Griersona, który określił film dokumentalny jako... twórczą interpretację rzeczywistości.
Dwie perspektywy kroniki filmowej, rywalizacja na śmierć i życie, zdecydowały o oryginalności naszego kina, już nie kina kronikarzy i reporterów, a twórców filmowych.
Bo oto w Krakowie, jak feniks z popiołów powstała pierwsza szkoła filmowa. Już 19 stycznia 1945 roku Antoni Bohdziewicz zainstalował się w budynku przy ulicy Józefitów, w którym mieścił się porzucony poniemiecki Instytut Propagandy Filmowej. Zostały maszyny, stół montażowy, zbiory taśm filmowych – wymarzona gratka, aby ogłosić nabór do Warsztatu Filmowego Młodych.
Bohdziewiczowi udało się zebrać fenomenalny skład wykładowców: byli tam filozof Władysław Tatarkiewicz – zbliżający się do kina jako nowej sztuki, był Roman Ingarden – strukturalista, był Kazimierz Wyka – badacz pogranicza sztuk, byli: Jerzy Andrzejewski, Czesław Miłosz, Konstanty Ildefons Gałczyński, Stefan Kisielewski, Antoni Uniechowski i Kazimierz Mikulski. Wyjątkowo doborowe gremium dla ustanowienia nowego miejsca dla kina, prawdziwej sztuki syntetycznej – nowej, nieznanej, dopiero się rodzącej. W ich wykładach i seminariach wykluwała się nowa wizja kina, oderwanego od przedwojennego komercyjnego dorabiania się na niskich gustach. Kino, jeżeli stawało na pograniczu myśli i polityki, to wspierało się na mocnym filarze nowoczesnej literatury i... sztuk plastycznych.
Uczniami byli przyszli wielcy kreatorzy: Stanisław Różewicz, Wojciech Jerzy Has, Jerzy Kawalerowicz, Jerzy Passendorfer, Mieczysław Jahoda, Tadeusz Makarczyński. Wystarczy.
To dwaj uczniowie studium krakowskiego – Różewicz i Has przyjechali do Warszawy, której nie było, i wraz z operatorem Władysławem Forbertem nakręcili genialne ujęcia ulicy, której nie było – Brzozowej. Fenomenalny film, złożony, z przepełnionym estetyzmem, zbliżył film do czołówki europejskich filmowych requiem. "Ulica Brzozowa" to kino niespotykane, nieoczekiwane, po prostu inne.
Uczeń Bohdziewiczowego studium – Andrzej Panufnik, muzyk ciągnący do nowej muzy – kina, zaprosił Adolfa Forberta – operatora i razem nakręcili szkolny film… rodem z muzyki: "Ballada f-moll". Sfilmowali miasto, którego nie było. Ruiny, morze ruin, pustka egzystencjalna, horror z niemożliwej cywilizacji burzenia domów i ludzi. Forbert wykorzystał okazję do poszukiwania ekspresji wynikającej z technicznych środków awangardy europejskiej. Przed obiektyw kamery wkładał deformujące obraz filtry, wykorzystywał techniczne sposoby zniekształcania stopnia szarości tylko fragmentu kadru. W efekcie powstawał obraz groźniejszy i przygnębiający. A wszystko to miało być obrazem grozy wojny. I było. Inwencja Forberta stoi u podstaw nowoczesnej sztuki operatorskiej... jutra.
"Ballada f-moll" zaniepokoiła władze państwowe, które potrzebowały obrazu optymistycznego, wszak Warszawa miała być odbudowana. Film dano do przeróbki, wręcz do ponownego nakręcenia młodemu (acz byłemu więźniowi obozu koncentracyjnego) Tadeuszowi Makarczyńskiemu, który dokręcił niezapomniane ujęcia powracających do miasta pierwszych „jaskiniowców". Wszystko to oprawił muzyka młody kompozytor Witold Lutosławski, i tak film "Suita warszawska" stał się manifestem najnowszej kinematografii, obsypanym międzynarodowym uznaniem festiwali filmowych.
Zwróćmy uwagę na fakt, że powojenne kino jest poczęte z nieprawego łoża kina, przez ludzi innych sztuk. Na przyszły fenomenalny obraz tego europejskiego fenomenu złożyli się malarze, muzycy, filozofowie i poeci. Kino polskie stawało się bliższe sztukom pięknym niż popularnej literaturze.
Tylko w takich uwarunkowaniach, możliwym stało się pojawienie kolejnej kolebki, tym razem w randze uczelni wyższej – Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej.
18 października 1948 roku zainaugurowano nowy rok akademicki. Egzamin wstępny z trzystu chętnych wyłonił 64 osoby. Kim byli ci „ojcowie założyciele", pielgrzymi z Plymouth?
Jak podaje kronikarz, byli wśród nich ludzie z maturą konspiracyjną, byli niedokończeni artyści, był milicjant, byli „chłopcy z lasu". Byli poszukiwacze swojego miejsca na ziemi nowej. Życiorysy wielu z nich przypominały biogramy ludzi z „kina akcji". Żołnierze kilku barw, partyzanci, więźniowie stalagów i oflagów, była dziewczyna z oświęcimskim numerem na ręce. Ci i owi milczeli o swojej „podejrzanej przeszłości", inni szczycili się nowym komunistycznym zaciągiem. Obietnica ich twórczości była wieloraka, ale obiecująca.
Profesorowie tej uczelni to był nadal kwiat ocalonej inteligencji. Ci z Krakowa, z Moskwy i z Londynu przynosili swoje doświadczenia. Ale oprócz pedagogów z filmowym doświadczeniem, byli ludzie innych orientacji. Szczęściem byli artyści plastycy przekonani o tym, że kino jest sztuką piękną (malarze: Jerzy Mierzejewski i Władysław Strzemiński oraz historyk sztuki Krystyna Zwolińska). Byli literaci ciągnący ku przyliterackości kina, byli technicy i inżynierowie, no i niestety ... ludzie polityki. Ci stwarzali najbardziej realne niebezpieczeństwo zaprzęgnięcia filmu na usługi propagandy. Szkoła szczęśliwie jednoczyła w sobie (eksperyment) trzy typy wykształcenia – Akademię Sztuk Plastycznych, Uniwersytet i Politechnikę.
Józef Gębski
Magazyn Filmowy SFP, 31/2014
fot. Filmoteka Narodowa
"Bogowie" wciąż niezwyciężeni
"Bogowie" poprawili wynik z weekendu otwarcia
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024