PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Jerzy Armata
  30.07.2013
Animator – którego szósta edycja zakończyła się przed tygodniem – to jeden z najciekawszych festiwali filmowo-muzycznych, w jakich do tej pory udało mi się uczestniczyć. Właśnie nie filmowych, a filmowo-muzycznych, gdyż poznańska impreza znakomicie łączy te dwie dziedziny aktywności artystycznej. Oczywiście, najważniejszy jest film animowany, ale dla animacji, zwłaszcza tej autorskiej, o wysokich walorach artystycznych, zawsze istotna była muzyka. Nie tylko dopełniała obraz, ale sama często przejmowała funkcje narracyjne.

W Poznaniu gra się dużo muzyki na żywo do obrazu, a precyzyjniej – do ruchomego obrazu. Właśnie do obrazu, a nie do filmów animowanych – jak to często w sposób uproszczony, a zarazem mylny, podaje się w zapowiedziach – wszak film to obraz i dźwięk, już istniejący obraz i już  i s t n i e ją c y dźwięk. Pisanie i wykonywanie nowej muzyki czy też jej zaimprowizowanie podczas projekcji do wyświetlanej ścieżki obrazowej istniejącego już filmu proponuje – łagodnie mówiąc – nieco inną jej interpretację, a tak naprawdę – tworzy nowe dzieło. Lepsze? Gorsze? Ocena należy do widza (i słuchacza). Na pewno inne. Także inne od tego, które sobie kiedyś wymyślił jego autor, wszak on ścieżkę swego filmu już zakomponował. Wiele na tegorocznym Animatorze – podobnie jak na poprzednich jego edycjach – było wspaniałej muzyki.  Jej odbiorowi towarzyszy u mnie jednak obok zachwytów także pewna ambiwalencja. Zanim napiszę – w następnym odcinku bloga – o fantastycznych poznańskich koncertach, zwłaszcza występie rewelacyjnego tria SzaZaZe (Paweł Szamburski, Patryk Zakrocki, Hubert Zemler), które grało do warstwy obrazowej siedmiu klasycznych polskich animacji, m.in. Jana Lenicy, Daniela Szczechury, Mirosława Kijowicza, Stefana Schabenbecka, Jerzego Kuci, dziś powrót do źródeł, czyli muzyki specjalnie skomponowanej do animowanych wizji naszych artystów (i zapisanej na taśmie 35 mm).


"O krasnalach i krecie", reż. Władysław Nehrebecki / fot. Studio Miniatur Filmowych

Polskiemu filmowi animowanemu od jego narodzin zawsze towarzyszyli znakomici kompozytorzy, zarówno ci z kręgu muzyki poważnej, jak i jazzu, rocka czy popu. Warto zauważyć, że autorem muzyki do filmu Zenona Wasilewskiego „Za króla Krakusa” (1947), uważanego powszechnie za początek rodzimej animacji, był Stanisław Wisłocki, uznany kompozytor, dyrygent, pianista i pedagog, autor wielu cenionych utworów orkiestrowych. Później Wisłocki zilustrował jeszcze muzycznie kilka filmów Edwarda Sturlisa ( „Przygody Sindbada Żeglarza", 1957; „Damon”, 1958; „Bellerofon”, 1959; „Orfeusz i Eurydyka”, 1961) i Lidii Hornickiej („Rodowy klejnot”, 1957). Muzykę do ponad dwudziestu filmów animowanych znajdziemy w dorobku kompozytorskim Krzysztofa Pendereckiego. Tworzył głównie do niezwykle oryginalnych plastycznie opowiastek Jerzego Zitzmana, często inspirowanych literaturą ("Bulandra i diabeł", 1959; „Pan Trąba", 1960; „Generał i mucha", 1961; „Don Juan", 1962; „Młynek do kawy", 1962; „Piotr Płaksin", 1965; „Ikar", 1966), a także autorskich filmów Mirosława Kijowicza („Arlekin", 1960) i Kazimierza Urbańskiego („Czar kółek", 1966), ale i do typowych tytułów skierowanych do najmłodszego widza, jak „Scyzoryk" (1961) Leszka Lorka, „Przygody żabki" (1962) Wacława Wajsera czy „Raz termometr zachorował" (1963) Alfreda Ledwiga.

Od filmu animowanego nie stronił także Stefan Kisielewski, popularny „Kisiel", autor muzyki do m.in. „Osła w lwiej skórze" (1957) Lechosława Marszałka, „Turnieju" (1959) Władysława Nehrebeckiego, „O krasnalach i krecie" (1961) Aliny Maliszewskiej, czy Andrzej Markowski, który jako pierwszy w Polsce – ilustrując filmy animowane Waleriana Borowczyka i Jana Lenicy („Był sobie raz...", 1967), samego Borowczyka („Szkoła", 1958), Kazimierza Urbańskiego („Igraszki", 1961; „Materia", 1963; „Moto-gaz", 1963; „Tren zbója", 1967) – zastosował elementy muzyki konkretnej i elektronicznej. W podobnych kręgach zainteresowań poruszał się Eugeniusz Rudnik, kompozytor i realizator dźwięku, od 1958 roku związany ze Studiem Eksperymentalnym Polskiego Radia, autor muzyki do kilkudziesięciu filmów animowanych, pośród których można znaleźć tak uznane – i zróżnicowane – dzieła, jak „Wykres" (1966), „Hobby" (1968) i „Podróż" (1970) Daniela Szczechury, „Fobię" (1967) Juliana Józefa Antonisza, „Miniatury" (1968) i „Panopticum" (1969) Mirosława Kijowicza, „Zupę" (1974) Zbigniewa Rybczyńskiego czy „Obrabiarkę" (1982) Jerzego Kaliny. Rudnik nie ograniczał się do pisania muzyki do filmu, komponował całą ścieżkę dźwiękową przyszłego dzieła, która przecież składa się także ze słowa, odgłosów naturalnych (szmery) i elementów ciszy. „Najbardziej wyszukane instrumentarium – mówił w wywiadzie dla tygodnika „Ekran" przed trzydziestu laty – łącznie z piłą, maszyną do pisania czy diagramem zapisu serca Krzysztofa Pendereckiego nie wystarczy do ścisłego powiązania wszystkich elementów dźwiękowych. Jest ono konieczne do powstania sensownej, logicznej i niesprzecznej struktury kompozycyjnej filmu. Tę strukturę właśnie nazywam muzyką do filmu".


"Eden", reż. Andrzej Czeczot /  fot. Kino Świat

Z podobnych – choć nie tych samych – założeń wychodzą muzycy jazzowi związani z filmem animowanym. Wszystko zaczęło się od Krzysztofa Komedy, wybitnego kompozytora i pianisty, autora muzyki do kilku znaczących filmów Mirosława Kijowicza („Sztandar", 1965; „Uśmiech", 1965; „Klatki", 1966; „Rondo", 1966; „Laterna magica", 1967; „Wiklinowy kosz", 1967). „Muzyka jazzowa odznacza się swoistym rodzajem ekspresji (bardzo potrzebnym nieraz w filmie), którego nie może zastąpić inny rodzaj muzyki. Jazz stwarza możliwości uzyskania szczególnej motoryki, zjawiska bardzo cennego dla podbudowy muzycznej pewnych sytuacji w obrazie" – powiedział kompozytor „Kwartalnikowi Filmowemu" (nr 2) z 1961 roku. Kontynuatorem takiego muzyczno-filmowego myślenia stał się Jacek Ostaszewski, kontrabasista i flecista, z którym po śmierci Komedy nawiązał bliską współpracę Mirosław Kijowicz, czego efektem jest m.in. „Młyn" (1971) i „Magnolia" (1972). Ostaszewski jest również kompozytorem muzyki do wielu znakomitych filmów innych reżyserów, m.in. „Pożaru" (1975) Witolda Giersza, „Bankietu" (1976) Zofii Oraczewskiej, a przede wszystkim „animowanego malarstwa" Piotra Szpakowicza („Jemioła", 1973; „Mimoza", 1973; „Róża", 1973; „Dwoje", 1975; „Nadzieja", 1980). Inni mistrzowie polskiego jazzu także nie stronią od filmu animowanego. Jerzy „Duduś" Matuszkiewicz to bez wątpienia jeden z najlepszych, ale i najpłodniejszych rodzimych kompozytorów. W jego imponującym dorobku kompozytorskim można znaleźć – obok filmów fabularnych i seriali telewizyjnych – również muzykę do wielu filmów animowanych, wyreżyserowanych m.in. przez Teresę Badzian, Alinę Maliszewską, Zofię Oraczewską, Jerzego Kotowskiego, Edwarda Sturlisa, Witolda Giersza, Stefana Szwakopfa. Tomasz Stańko jest autorem muzyki m.in. do „Science fiction" (1970) i „Wariantów" Mirosława Kijowicza oraz „Skazańca" (1981) Bogdana Nowickiego i „Niestety" (2004) Mariusza Wilczyńskiego, Michał Urbaniak do „Edenu" (2002), pełnometrażowego filmu Andrzeja Czeczota, Zbigniew Namysłowski do „Plamuza" (1973) Zbigniewa Rybczyńskiego i „Godów" (1977) Andrzeja Czeczota, a Leszek Możdżer do „Refrenów" (2007) Wioli Sowy.


"Refreny", reż. Wioletta Sowa / fot. NInA

Stosunkowo małym zainteresowaniem reżyserów filmów animowanych cieszą się muzycy rockowi. Właściwie tylko Leszek Gałysz powierza im ścieżki dźwiękowe swoich filmów: Jan Borysewicz napisał muzykę do jego serialu „O dwóch takich, co ukradli księżyc" (1984-89), z którego materiału powstał film pełnometrażowy „Jacek i Placek" (1992), a Wojciech Waglewski skomponował muzykę do pełnometrażowego filmu „Tytus, Romek i A'Tomek wśród złodziei marzeń" (2002), opartego na popularnych komiksach Henryka J. Chmielewskiego.

Mocno związani z animacją wydają się kompozytorzy z kręgów piosenki literackiej, zwłaszcza wywodzący się z krakowskiej Piwnicy pod Baranami. Stanisław Radwan napisał muzykę do „Demona" (1967) Lucjana Dembińskiego i „Humanae vitae" (1969) Kazimierza Urbańskiego, Jan Kanty Pawluśkiewicz blisko współpracował z Jerzym Kucią („W cieniu", 1975; „Wiosna", 1979), Marianem Cholerkiem („Jutro", 1974), Stanisławem Lenartowiczem („Jak w bajce", 1979), Ewą Bibańską („Portret niewierny", 1981; „Koniec", 1983), a zwłaszcza Andrzejem Warchałem („Retrospekcja", 1977; „Anna", 1979), choć ten ostatni twórca – notabene filar krakowskiego kabaretu – odnalazł bratnią artystyczną duszę w osobie Zygmunta Koniecznego, nadwornego kompozytora Piwnicy, który stał się autorem muzyki do większości jego filmów (m.in. „Droga z przejazdem strzeżonym", 1981), zwłaszcza tych fabularyzowanych. Warto wspomnieć, że Konieczny jest także kompozytorem muzyki do „Fatamorgany I i II" (1981-1983) Daniela Szczechury i „Łagodnej" (1985) Piotra Dumały.


"Światło w tunelu", reż. Julian Józef Antonisz / fot. Filmoteka Narodowa

Polski film animowany potrafił wielu interesujących – i przy tym niezwykle płodnych – kompozytorów całkowicie „przeciągnąć na swoją stronę". Janusz Hajdun, Marek Wilczyński,Waldemar Kazanecki, Tadeusz Kocyba, Zenon Kowalowski są tego najlepszymi przykładami. Ale zdarzali się także reżyserzy, którzy liczyli tylko na siebie, jak choćby Julian Józef Antonisz, chyba najbardziej „totalny” artysta w dziejach polskiego kina – reżyser, scenarzysta, autor oprawy plastycznej, kompozytor, a także konstruktor aparatury, za pomocą której realizował swe filmy. Interesowały go głównie filmy noncamerowe, ale nie wystarczały mu eksperymenty z obrazem. Poszukiwał także nowych rozwiązań w sferze dźwięku. Starał się metodą znaków graficznych modelujących strumień światła zakomponować ścieżkę dźwiękową filmu. Taki „wydrapywany” dźwięk można usłyszeć w filmach „Ludzie więdną jak liście...” i „Co widzimy po zamknięciu oczu i zatkaniu sobie uszu” (oba z roku 1978). Poszukiwania te przyniosły interesujące efekty (Antonisz twierdził, że „wydrapał” nawet dźwięk imion swoich córek – Sabiny i Malwiny), choć nie tak oszałamiające jak w warstwie wizualnej. Kiedyś na festiwalu w Oberhausen przedstawił wyłącznie ścieżkę wizualną swego filmu „Światło w tunelu", podgrywając obrazowi na ustawionym obok ekranu rozstrojonym fortepianie i wydając z siebie przeróżne dźwięki. Przyniosło mu to nagrodę FICC (Międzynarodowej Federacji Klubów Filmowych). Uzasadnienie brzmiało: „Za szczególną zgodność ścieżki dźwiękowej z obrazem". Prawdę mówiąc, niektóre nowe ścieżki dźwiękowe grane na żywo mają podobne walory. Może to frustrować reżyserów, oni wyboru muzyki do swojego filmu już kiedyś dokonali.


Jerzy Armata
www.portalfilmowy.pl
Zobacz również
Sukces amerykańskiego horroru.
Jeździec donikąd
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll