PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Jerzy Armata
  18.03.2013
„Albo dajesz czadu, albo spieprzaj, dziadu, nie ma innej możliwości” – takie zdanie wynotowuję z autobiografii Milesa Davisa przetłumaczonej na język polski przez Filipa Łobodzińskiego, notabene muzyka i wokalisty Zespołu Reprezentacyjnego, a w dzieciństwie – aktora w filmach Janusza Nasfetera ("Abel, twój brat"), Stanisława Jędryki ("Podróż za jeden uśmiech", „Stawiam na Tolka Banana”), Stanisława Barei ("Poszukiwany, poszukiwana") i Wiktora Skrzyneckiego („Mysz”).

Wprawdzie Mariusz Wilczyński, fantastyczny artysta filmowo-plastyczno-muzyczny, bohater mojej książki „Z Armatą na Wilka”, w której z wypowiedzi Davisa uczyniłem jej motto, wprowadził translatorską korektę, zastępując „dziada” – „człowiekiem”, ale sens pozostał mniej więcej taki sam. Niezależność, całkowite oddanie uprawianej sztuce, zatarcie granicy między życiem prywatnym a tworzeniem były dla Davisa – i wielu innych, nie mniej cenionych, bezkompromisowych artystów – najistotniejsze. „Wszystko jest poezja” – jak by powiedział Edward Stachura. Tłumaczenie Łobodzińskiego jest efektowne, ale nie do końca poprawne („dziadu” to forma potoczna, zaś poprawna – „dziadzie”), inspirowane zapewne głośnym wydarzeniem z naszego życia społeczno-politycznego, które miało miejsce – z udziałem także niegdysiejszego aktora dziecięcego w roli głównej – jesienią 2002 roku na warszawskiej Pradze. Ciekawe, czy Marcina Koszałkę, autora dokumentu poświęconego naszemu udziałowi w Euro, zatytułowanego „Będziesz legendą, człowieku”, korciła zmiana odwrotna. Choć – z drugiej strony – „nic się nie stało”.


Frank Zappa, „200 Motels”
 
„Z Armatą na Wilka” zaopatrzyłem jeszcze w jedno motto, tym razem z Franka Zappy, także ulubionego – bohatera książki oraz mojego – artysty. Ten genialny muzyk, wokalista, kompozytor, poeta, ale i scenarzysta, aktor, reżyser oraz producent filmowy, powiedział w jednym z wywiadów: „Informacja nie jest jeszcze wiedzą. Wiedza nie jest mądrością. Mądrość nie jest prawdą. Prawda nie jest pięknem. Piękno nie jest jeszcze miłością. Miłość to nie muzyka. Muzyka jest THE BEST”.

Niech te słowa patronują również tym zapiskom, swoistemu muzyczno-filmowemu blogowi, wszak muzyka zawsze była kinu bardzo bliska, pełniąc różnorodne – nie tylko artystyczne – funkcje, choćby tak prozaiczne, jak zagłuszanie terkotu projektora podczas pierwszych projekcji. Niemal przez całe życia – jak by to ujął Tadeusz Sobolewski – „nie wychodzę z kina”. A kiedy wychodzę, natychmiast nakładam na uszy słuchawki. Bliski jest mi rysunek Marka Raczkowskiego o mężczyźnie, który rozstał się z kobietą swego życia, bo ruszała jego płyty. Rozumiem także w pełni szwajcarskiego antykwariusza z Solury, który po długim namyśle nie zdecydował mi się sprzedać płyty, jaką znalazłem – po półgodzinnym buszowaniu – w jego sklepie. „Electric Mud”, genialnego krążka Muddy’ego Watersa z 1968 roku, też bym za żadne pieniądze nie sprzedał.

Lubię podzielić się swym zachwytem, ale uprawiając zawód krytyka filmowego, nieraz trzeba wyrazić i swą dezaprobatę (choć – moim zdaniem – na to zajęcie trochę szkoda czasu, wszak straciłem go już, wiele oglądając chybionych dzieł). O muzyce pisuję zdecydowanie rzadziej, tylko wtedy, gdy coś istotnie mnie poruszy, zaciekawi, zachwyci. To swego rodzaju czynność terapeutyczna, po użalaniu się nad kolejnym niezbyt udanym filmem, warto jakoś odreagować, a muzyka – jak uczy stara maksyma – „łagodzi obyczaje”.

A na styku muzyki i filmu ostatnio bardzo dużo interesujących rzeczy się dzieje. Genialny dokument Malika Bendjelloula „Suger Man” i towarzyszący jego polskiej premierze soundtrack (już Złota Płyta), fantastyczny koncert Małych Instrumentów do plazmotworów Sabiny i Malwiny Antoniszczak w warszawskim Iluzjonie, nowy konkurs – dokumentów muzycznych – w programie tegorocznego Krakowskiego Festiwalu Filmowego, jubileuszowy koncert Jerzego Satanowskiego podczas najbliższej edycji Tarnowskiej Nagrody Filmowej... Będzie o czym pisać. Zatem, niech gra muzyka!


Jerzy Armata
www.portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. Klęska hollywoodzkich produkcji
Box Office. Oz nie taki potężny.
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll