Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Lubię pisarstwo Philipa K. Dicka. Odpoczywam przy nim i nieźle się bawię, ale jak dotąd poza „Łowcą androidów” żadna z ekranizacji nie sprostała jego wizji świata. Być może problem tkwi w zbyt swobodnym traktowaniu pomysłów Dicka?A może filmowcy chcą za każdym razem przedobrzyć, poprawić, uwspółcześnić literacki pierwowzór i w efekcie powstaje gniot?
Ostatnio zmierzyłem się z „Władcami umysłów” z Mattem Damonem w roli głównej. Produkcja z 2011 roku to adaptacja opowiadania „Ekipa dostawcza” Philipa K. Dicka z 1953 roku. Pomysł świetny, ale film marnie wypada w porównaniu z opowiadaniem, które wcale nie stanowi szczytowego osiągnięcia Dicka, ma jednak to „coś”, czego zabrakło ekranizacji.
Ostatnio zmierzyłem się z „Władcami umysłów” z Mattem Damonem w roli głównej. Produkcja z 2011 roku to adaptacja opowiadania „Ekipa dostawcza” Philipa K. Dicka z 1953 roku. Pomysł świetny, ale film marnie wypada w porównaniu z opowiadaniem, które wcale nie stanowi szczytowego osiągnięcia Dicka, ma jednak to „coś”, czego zabrakło ekranizacji.
Emily Blunt i Matt Damon w filmie "Władcy umysłów". Fot. TIM Film Studio
Przede wszystkim główny wątek: tajemnicza ekipa programuje ludzkie umysły (o czym ludzie nie mają pojęcia), tak, by realizowali plan ustalony przez Szefa. Mam wrażenie, że w filmie wizja ta została zmarnowana. Patrzymy na ludzi zastygłych w bezruchu, podczas gdy faceci w kapeluszach skanują im czoła. W opowiadaniu scena ta osiąga wymiar horroru. Znieruchomiali ludzie są jakby „ulepieni z kurzu”, rozsypują się od delikatnego dotknięcia. To raczej mocniejsze.
Bohater. Matt Damon jest kandydatem na prezydenta, miłym, prawdomównym politykiem, niewiarygodnie etycznym. Dick pokazuje nam zwykłego urzędnika, który boi się swojego przełożonego. Przełożony po skanowaniu staje się młodszym, silniejszym i milszym facetem, co pozwoli mu zrealizować plan Szefa (u Dicka - Starca) i zapobiec globalnemu konfliktowi. Jakoś łatwiej mi utożsamić się z rozterkami znerwicowanego urzędnika niż kandydata na prezydenta.
Miłość. W opowiadaniu mamy małżeństwo, które - jak to u Dicka - jest ukazane groteskowo, co pozwala nam na niezłą zabawę. We „Władcach umysłów” dominuje mdły wątek rodzącego się uczucia. Na tym wątku, niestety, oparto większą część filmu.
Rozumiem, że nie wszystkie pomysły Dicka sprawdziłyby się na ekranie. Budka telefoniczna z bohaterem wystrzelonym ponad chmury, by mógł spotkać się ze Starcem, wywołałaby co najwyżej pobłażliwy uśmiech. Ale u Dicka przynajmniej się nie nudzimy, a we „Władcach umysłów” mimo karkołomnej akcji ziewać się chce. Nic nie zaskakuje. Matt Damon ucieka przed facetami w kapeluszach. Właśnie, te nieszczęsne kapelusze! Po co nam one? Okazuje się, że to klucz do drzwi, przez które w kilka sekund można pokonać kilometry. Uciekający i goniący wbiegają w jedne drzwi i wybiegają drugimi w innej części miasta. I tak przez dwie trzecie filmu! U Dicka tej bezsensownej bieganiny w ogóle nie ma. No i dobrze.
A najsmutniejsze jest to, że „Władcom umysłów” brakuje poczucia humoru, w czym obok nieszablonowych pomysłów tkwi siła opowiadań Dicka, a szczególnie jego „Ekipy dostawczej”.
Bohater. Matt Damon jest kandydatem na prezydenta, miłym, prawdomównym politykiem, niewiarygodnie etycznym. Dick pokazuje nam zwykłego urzędnika, który boi się swojego przełożonego. Przełożony po skanowaniu staje się młodszym, silniejszym i milszym facetem, co pozwoli mu zrealizować plan Szefa (u Dicka - Starca) i zapobiec globalnemu konfliktowi. Jakoś łatwiej mi utożsamić się z rozterkami znerwicowanego urzędnika niż kandydata na prezydenta.
Miłość. W opowiadaniu mamy małżeństwo, które - jak to u Dicka - jest ukazane groteskowo, co pozwala nam na niezłą zabawę. We „Władcach umysłów” dominuje mdły wątek rodzącego się uczucia. Na tym wątku, niestety, oparto większą część filmu.
Rozumiem, że nie wszystkie pomysły Dicka sprawdziłyby się na ekranie. Budka telefoniczna z bohaterem wystrzelonym ponad chmury, by mógł spotkać się ze Starcem, wywołałaby co najwyżej pobłażliwy uśmiech. Ale u Dicka przynajmniej się nie nudzimy, a we „Władcach umysłów” mimo karkołomnej akcji ziewać się chce. Nic nie zaskakuje. Matt Damon ucieka przed facetami w kapeluszach. Właśnie, te nieszczęsne kapelusze! Po co nam one? Okazuje się, że to klucz do drzwi, przez które w kilka sekund można pokonać kilometry. Uciekający i goniący wbiegają w jedne drzwi i wybiegają drugimi w innej części miasta. I tak przez dwie trzecie filmu! U Dicka tej bezsensownej bieganiny w ogóle nie ma. No i dobrze.
A najsmutniejsze jest to, że „Władcom umysłów” brakuje poczucia humoru, w czym obok nieszablonowych pomysłów tkwi siła opowiadań Dicka, a szczególnie jego „Ekipy dostawczej”.
Daniel Odija
www.portalfilmowy.pl
Box Office. Dobre otwarcie „Atlasu chmur”
Box Office. Znakomity finał wampirycznej sagi
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024