Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Rozkład – główny atrybut otaczającego świata w debiucie Jima Jarmuscha sprzed niemal 33 lat – został zepchnięty do marnych wyrw w ugładzonej rzeczywistości dolnego Manhattanu.
Od „Nieustających wakacji” chciałam rozpocząć cykl „rewizyt”: będę odwiedzać w Nowym Jorku miejsca związane z konkretnymi filmami. Spoglądać na nowo na utrwalone w kadrach ulice, budynki, parki, oczywiście wciąż mając wdrukowane w pamięć ich filmowe reprezentacje. Opisywać, jak te miejsca się zmieniły, a czasem również – czy kiedykolwiek były takimi, jakimi je utrwalono dla kinomanów.
Kadr z filmu „Nieustające wakacje” . Fot. materiały prasowe
„Nieustające wakacje” to jeden z filmów, który dobitnie uświadamia kaprysy Miasta: jak szybko okolica może przemienić się z zapadłej dziury w najmodniejszą lokalizację. East Village, gdzie mieszkała i tworzyła nowojorska bohema od bitnikowskich lat 50. po punkowe 70. i 80., zmieniło się drastycznie w ciągu ostatnich dekad. Ta dzielnica, podobnie jak sąsiednie Lower East Side, na które 30 lat temu zapuszczali się tylko najodważniejsi, w tym młody filmowiec Jarmusch, stanowią świetną ilustrację problemów targających całym Nowym Jorkiem: gentryfikacji, a w szczególności wypierania artystów na peryferia, komercjalizacji przestrzeni publicznej.
Powiedzieć, że krajobraz sfilmowany przez Jarmuscha w 1980 roku w East Village i Lower East Side jest dziś nie do poznania, to nic nie powiedzieć. „Nieustające wakacje” pokazują świat niczym po apokalipsie. -To miasto wygląda jakbyśmy zrzucili na siebie bombę – mówi Jean-Michel Basquiat w innym filmie kapitalnie dokumentującym atmosferę tego miejsca i czasu, „Downtown 81”. Rzeczywiście, niektóre sekwencje z obu filmów mogłyby uchodzić za archiwalia z Warszawy A.D. 1944.
Kadr z filmu „Nieustające wakacje”. Fot. materiały prasowe
Bohater grany przez kilkunastoletniego Chrisa Parkera snuje się po ziemi jałowej: po opustoszałych ulicach, na których wiatr przewala śmieci, po ruderach, w których spotyka świętych idiotów. A może po prostu zwykłych wariatów. W tle rozbrzmiewa saksofon Johna Lurie, aktora z kolejnego filmu Jarmuscha, "Inaczej niż w raju". W trakcie jednej ze scen słychać strzały. Parker sporo czasu spędza również w swoim mieszkaniu, choć to wcale nie jest przyjemniejsze miejsce: długa, niedoświetlona nora z dwoma oknami na końcu, jakich można znaleźć mnóstwo na całym dolnym Manhattanie. Akurat warunki mieszkaniowe niewiele się zmieniły: w East Village wciąż dominują wąskie czynszowe kamienice, tyle że zostały one odnowione, wyposażone w nowy model lodówki i ich wynajęcie kosztuje dużo więcej.
Film nakręcono w mieszkaniu zajmowanym przez samego Jarmuscha. W dokumencie „Blank City”, przybliżającym fenomen ruchu „No Wave”, reżyser opowiadał, że gdy kręcił „Nieustające wakacje” waletował u niego, wówczas jeszcze klepiący biedę, Basquiat. Aby nie było go widać w kadrze, twórcy po prostu szurali po podłodze śpiworem z artystą za każdym razem, gdy zmieniali ustawienie kamery. Niedługo później Basquiat zaczął zarabiać grube pieniądze, street-art wkroczył na salony, niezależna sztuka stała się rynkowa.
Kadr z filmu „Nieustające wakacje”. Fot materiały prasowe
„No Wave”, którego „Nieustające..” są doskonałą emanacją, było zjawiskiem ograniczonym w czasie i przestrzeni: grupa przyjaciół robiła razem filmy, grała w zespołach, wieczorami chodziła do CBGB. Było to możliwe, bo w East Village płaciło się niski czynsz, można też było zająć opuszczony budynek i żyć bez stałego dochodu. A pod domem było się nagabywanym przez dilerów, prostytutki, widziało lub brało udział w bójkach – tego wszystkiego doświadcza Basquiat w „Downtown 81” przechodząc przez zaledwie dwie przecznice 10. ulicy pomiędzy Aleją B i D. Gdy Parker w „Nieustających…” łazi po pustych placach gdzieś w pobliżu, za nim widać zamknięte na głucho lokale.
Oba obrazy są pieśnią przeszłości. Partery kamienic zajmują teraz restauracje, kawiarnie, butiki. Ulice nie są ani opuszczone, ani pełne szumowin. Pomiędzy Aleją A a B, jak donoszą tabloidy, Daniel Craig i Rachel Weisz rozważali kupno apartamentu za około 4 miliony dolarów. Tak, w Alphabet City, gdzie nie tak dawno szalała AIDS i przestępczość, dziś chce przebywać James Bond. East Village to już nie miejsce na kieszeń niezależnych artystów, tylko gwiazd filmowych.
Lecz można jeszcze odnaleźć w materii miasta ślady po „Nieustających wakacjach”. Na skraju Alphabet City wciąż jest sporo mieszkań komunalnych, obroniło się kilka squatów zajętych przez aktywistów w latach 80., więc uliczny tłum pozostaje bardziej urozmaicony niż w większości zakątków Manhattanu. Choć zniknęły pustostany, a większość pustych działek została zabudowana pod drogie apartamentowce, ocalały niektóre ogrody. Są utrzymywane przez lokalną społeczność, nie przez miasto, dlatego wyglądają niczym z fantazji ubogiego Gaudiego połączonej z polskimi działkami pracowniczymi, a nie jak Central Park. Często zapełniają je dziwne rzeźby z materiałów z odzysku, stare meble, rozrastające się w dżunglę nietypowe rośliny i pomidorki na kompoście.
To właśnie z tych ogrodów najłatwiej dziś odtworzyć sobie perspektywę, jaką przyjmuje kamera w „Nieustających wakacjach”: patrząc na domy z oddali można sobie wyobrazić, że patrzymy na zakazaną dzielnicę z czasów młodego Jarmuscha. Oczywiście to czysto nostalgiczny zabieg – odczuć wolność ducha przypisywaną minionej epoce bez doświadczania jej niedogodności i niebezpieczeństw. I jeszcze zapominając na chwilę, że swoboda błąkającego się w filmie młodzieńca oznaczała głównie nudę i marzenia o lepszych czasach.
Od „Nieustających wakacji” chciałam rozpocząć cykl „rewizyt”: będę odwiedzać w Nowym Jorku miejsca związane z konkretnymi filmami. Spoglądać na nowo na utrwalone w kadrach ulice, budynki, parki, oczywiście wciąż mając wdrukowane w pamięć ich filmowe reprezentacje. Opisywać, jak te miejsca się zmieniły, a czasem również – czy kiedykolwiek były takimi, jakimi je utrwalono dla kinomanów.
Kadr z filmu „Nieustające wakacje” . Fot. materiały prasowe
„Nieustające wakacje” to jeden z filmów, który dobitnie uświadamia kaprysy Miasta: jak szybko okolica może przemienić się z zapadłej dziury w najmodniejszą lokalizację. East Village, gdzie mieszkała i tworzyła nowojorska bohema od bitnikowskich lat 50. po punkowe 70. i 80., zmieniło się drastycznie w ciągu ostatnich dekad. Ta dzielnica, podobnie jak sąsiednie Lower East Side, na które 30 lat temu zapuszczali się tylko najodważniejsi, w tym młody filmowiec Jarmusch, stanowią świetną ilustrację problemów targających całym Nowym Jorkiem: gentryfikacji, a w szczególności wypierania artystów na peryferia, komercjalizacji przestrzeni publicznej.
Powiedzieć, że krajobraz sfilmowany przez Jarmuscha w 1980 roku w East Village i Lower East Side jest dziś nie do poznania, to nic nie powiedzieć. „Nieustające wakacje” pokazują świat niczym po apokalipsie. -To miasto wygląda jakbyśmy zrzucili na siebie bombę – mówi Jean-Michel Basquiat w innym filmie kapitalnie dokumentującym atmosferę tego miejsca i czasu, „Downtown 81”. Rzeczywiście, niektóre sekwencje z obu filmów mogłyby uchodzić za archiwalia z Warszawy A.D. 1944.
Kadr z filmu „Nieustające wakacje”. Fot. materiały prasowe
Bohater grany przez kilkunastoletniego Chrisa Parkera snuje się po ziemi jałowej: po opustoszałych ulicach, na których wiatr przewala śmieci, po ruderach, w których spotyka świętych idiotów. A może po prostu zwykłych wariatów. W tle rozbrzmiewa saksofon Johna Lurie, aktora z kolejnego filmu Jarmuscha, "Inaczej niż w raju". W trakcie jednej ze scen słychać strzały. Parker sporo czasu spędza również w swoim mieszkaniu, choć to wcale nie jest przyjemniejsze miejsce: długa, niedoświetlona nora z dwoma oknami na końcu, jakich można znaleźć mnóstwo na całym dolnym Manhattanie. Akurat warunki mieszkaniowe niewiele się zmieniły: w East Village wciąż dominują wąskie czynszowe kamienice, tyle że zostały one odnowione, wyposażone w nowy model lodówki i ich wynajęcie kosztuje dużo więcej.
Film nakręcono w mieszkaniu zajmowanym przez samego Jarmuscha. W dokumencie „Blank City”, przybliżającym fenomen ruchu „No Wave”, reżyser opowiadał, że gdy kręcił „Nieustające wakacje” waletował u niego, wówczas jeszcze klepiący biedę, Basquiat. Aby nie było go widać w kadrze, twórcy po prostu szurali po podłodze śpiworem z artystą za każdym razem, gdy zmieniali ustawienie kamery. Niedługo później Basquiat zaczął zarabiać grube pieniądze, street-art wkroczył na salony, niezależna sztuka stała się rynkowa.
Kadr z filmu „Nieustające wakacje”. Fot materiały prasowe
„No Wave”, którego „Nieustające..” są doskonałą emanacją, było zjawiskiem ograniczonym w czasie i przestrzeni: grupa przyjaciół robiła razem filmy, grała w zespołach, wieczorami chodziła do CBGB. Było to możliwe, bo w East Village płaciło się niski czynsz, można też było zająć opuszczony budynek i żyć bez stałego dochodu. A pod domem było się nagabywanym przez dilerów, prostytutki, widziało lub brało udział w bójkach – tego wszystkiego doświadcza Basquiat w „Downtown 81” przechodząc przez zaledwie dwie przecznice 10. ulicy pomiędzy Aleją B i D. Gdy Parker w „Nieustających…” łazi po pustych placach gdzieś w pobliżu, za nim widać zamknięte na głucho lokale.
Oba obrazy są pieśnią przeszłości. Partery kamienic zajmują teraz restauracje, kawiarnie, butiki. Ulice nie są ani opuszczone, ani pełne szumowin. Pomiędzy Aleją A a B, jak donoszą tabloidy, Daniel Craig i Rachel Weisz rozważali kupno apartamentu za około 4 miliony dolarów. Tak, w Alphabet City, gdzie nie tak dawno szalała AIDS i przestępczość, dziś chce przebywać James Bond. East Village to już nie miejsce na kieszeń niezależnych artystów, tylko gwiazd filmowych.
Lecz można jeszcze odnaleźć w materii miasta ślady po „Nieustających wakacjach”. Na skraju Alphabet City wciąż jest sporo mieszkań komunalnych, obroniło się kilka squatów zajętych przez aktywistów w latach 80., więc uliczny tłum pozostaje bardziej urozmaicony niż w większości zakątków Manhattanu. Choć zniknęły pustostany, a większość pustych działek została zabudowana pod drogie apartamentowce, ocalały niektóre ogrody. Są utrzymywane przez lokalną społeczność, nie przez miasto, dlatego wyglądają niczym z fantazji ubogiego Gaudiego połączonej z polskimi działkami pracowniczymi, a nie jak Central Park. Często zapełniają je dziwne rzeźby z materiałów z odzysku, stare meble, rozrastające się w dżunglę nietypowe rośliny i pomidorki na kompoście.
To właśnie z tych ogrodów najłatwiej dziś odtworzyć sobie perspektywę, jaką przyjmuje kamera w „Nieustających wakacjach”: patrząc na domy z oddali można sobie wyobrazić, że patrzymy na zakazaną dzielnicę z czasów młodego Jarmuscha. Oczywiście to czysto nostalgiczny zabieg – odczuć wolność ducha przypisywaną minionej epoce bez doświadczania jej niedogodności i niebezpieczeństw. I jeszcze zapominając na chwilę, że swoboda błąkającego się w filmie młodzieńca oznaczała głównie nudę i marzenia o lepszych czasach.
Malwina Grochowska
Portalfilmowy.pl
Box Office. „Drogówka” wciąż przyciąga tłumy.
Box Office. Kolejny sukces polskiego filmu!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024